przez Janka » 8 listopada 2016, o 18:03
Myślę, że z maskami i podobnymi produktami to ma sens, ale produkt o polskiej nazwie "odżywka" nie jest odżywką. Jego jedynym celem jest ułatwianie rozczesywania włosów po myciu i nie ma praktycznie żadnego działania leczniczego dla włosów, bo jego zadaniem jest jedynie zamknięcie z powrotem łusek, które otworzył szampon w celu ich umycia. Dlatego stosowanie odżywek ma sens tylko po myciu.
Nazwa "odżywka" weszła do użycia w latach 80-tych. Wcześniej były tylko szampony i jak się pojawiły produkty do włosów nowego typu, ktoś nie przemyślał sobie tego i nazwał je na wyrost "odżywką". (Możliwe, że tak wyszło temu komuś po przetłumaczeniu wyrazu "Conditioner"). Niestety okazało się to wielkim błędem, gdy w latach 90-tych w handlu pojawiły się produkty jeszcze nowszego typu, które naprawdę miały działanie odżywiające dla włosów. Ale było już za późno, bo nazwa "odżywka" za mocno się już przyjęła dla tych nieodżywek.
Powinny nazywać się np. "płukanki", ale produkty o nazwie "płukanki" już wówczas istniały (i się źle kojarzyły: po malowaniu na blond, zastosowanie płukanki zmieniało kolor włosów na fiolet, ale był to tylko efekt uboczny, bo tak naprawdę była to odżywka, mająca na celu odżywić włosy po rozjaśnianiu, które w tamtych czasach bylo jeszcze bardzo wyniszczające dla włosów).
Ale mi wyszła lekcja historii. Jak mi nie wierzycie, możecie sprawdzić nazwy tego produktu w innych jezykach. Po niemiecku jest "Spülung", czyli właśnie płukanka.
Przez wiele lat miałam ogromne problemy z wyglądem moich włosów, były strasznie paskudne i przyklapnięte, po myciu od razu wyglądały jak tłuste, więc myłam je codziennie, a to i tak nic nie dawało, aż mi któregoś dnia pani fryzjerka powiedziała, że moje włosy wyglądają tak, jakbym przedawkowywała odżywkę, a potem przeczytałam w prasie, że wiele osób ma dokładnie takie uzależnienie. Walczyłam ze sobą i swoimi nawykami i w końcu mi się udało zmniejszyć porcję nabieranej po myciu odżywki. Kiedyś to było tyle co orzech włoski ze skorupką, a teraz jest tyle, co pół wyłupanego orzeszka laskowego (lub nawet mniej, jak mam krótsze włosy). I włala, są od tamtej pory puszyste.