Lubię tą autorkę. Nie przepadam za tymi książkami. Ale trzeba by to jakoś udokumentować, bo za tak rozbudowaną recenzję dostałabym w szkole pałę, a w domu przez łeb zeszytem
Książki zaliczają się do nurtu new adult. Bohaterowie niby się wpasowują wiekowo, ale mam wrażenie, że Charley zatrzymała się rozwojowo gdzieś w liceum i nie grzyba ruszyć dalej. Jake do przodu poszedł, po tym oczywiście, jak popełnił największy błąd swego dotychczasowego życia.
Spoiler:
Zamiast jakichś wnikliwszych przeżyć mamy za to furę bohaterów drugo- i trzecioplanowych. W edynburskim cyklu było ich pełno, ale autorka nad nimi zapanowała, a ja z chęcią czytałam o ich perypetiach jako pobocznych wątkach kolejnej powieści. W recenzowanych książkach takich bohaterów jest zwyczajnie za dużo... O wiele! O kilku (może nawet -nastu)! Ja naprawdę nie muszę pamiętać, że X z kapeli rockowej nosił okularki bez ramek i kolczyk w ustach (ło Jezusiku, zapamiętałam... ), że tamtej jest taki, współlokatorka taka, a ktoś tam jeszcze... Ja w końcu się poddałam i zapamiętałam imiona głównej parki oraz ichniejszych najlepszych przyjaciół. Jednak takie nagromadzenie to tylko kołomyja...
Jeżeli do tego dodać wersję - jeden rozdział obecnie, drugi retrospekcja - mamy przepis na masakrę. I nawet piły mechanicznej nie trzeba. Szczerze mówiąc, w tomie drugim czytam, czytam i nagle... jak to on ją całuje i obejmuje, skoro zerwali?! Eeee, chwileczkę... ano tak, to retrospekcja, więc mogą się ściskać. Ale w rozdziale "współczesno-bieżącym" już nie.
Dla porównania - obecnie czytam powieść Katie Marsh "Wszystko, co mam". Autorka zastosowała podobny zabieg, ale współcześnie wypowiada się żona, a retrospekcyjnie - mąż. I wszystko jest ok, gra, a książkę pochłania się nie wiadomo kiedy. Youngową też czyta się szybko, ale tępo - tak to chyba mogę określić najlepiej.
Zapewne jeszcze kiedyś sięgnę po te tomy. Przeczytam jednym ciągiem, bez dwumiesięcznej przerwy między wydaniami. Może za drugim razem będą lepsze, bardziej "czytliwe" - tak miałam z np. "Ostatnią szansą" (Marco, Marco... ).
Nie są najgorsze. Nie są najlepsze. A mnie ciekawi, co (i czy) teraz Samanthy Young ukaże się na polskim rynku wydawniczym?