przez Janka » 21 listopada 2016, o 16:49
Zaczęłam czytać "Spotkanie na Karaibach" Anne Mather. Trafiłam na wielkie cudo pod względem sensu i logiki. Normalnie klasyka polskiego tłumaczenia harlequinowego. Wszystko mnie więcej w tym stylu, jak w jednej książce para miała spontaniczny seks na pustej plaży, po którym bohaterka podciągnęła wyżej kołdrę pod brodę.
Tłumaczył ją mężczyzna, co samo z siebie już źle rokuje. (Choć bywa czasem, że panom wychodzą takie dialogi, że nie mogę przestać się chichrać.) Mogę się założyć o niejedzenie przez dwa dni słodyczy, że po tłumaczu już nikt więcej nie miał jej w rękach i nie czytał przed oddaniem do druku. Jako dowód mam nie tylko braki logiczne, ale również fakt, że brakuje wielu przyimków, co redaktorka lub korektorka by raczej wychwyciły.
Jest np. tak:
-Str. 20, pierwsze zdanie od góry: "Dobrze - odrzekła, przyrzekając sobie w duchu, że w żadnym razie nie zabierze kostiumu", a pół strony dalej, jakby nigdy nic, zapakowała do plecaka strój kąpielowy. Tak po prostu. Nie było podanego ani powodu do tego, by, wybierając się na wycieczkę na plażę na karaibskiej wyspie, przyrzekać sobie, że się nie zabierze kostiumu, ani powodu do tego, żeby sobie coś przyrzec, a pięć minut później to przyrzeczenie złamać.
-No więc jadą sobie na tę wycieczkę (Zanim ruszyli, jeszcze była bezsensownie opisana scena z dojściem do auta i druga z okularami słonecznymi, ale dobra, już nie będę się czepiać każdego zdania, co by się i tak bez problemu dało.) i jadą, i jadą, i jest gorąco, i on wtedy na str. 24 "nieoczekiwanie ściągnął koszulkę, obnażając owłosiony muskularny tors." Dojechali, wysiedli z auta, poszli na plażę, a tam, na str. 28 "ściągnął przez głowę podkoszulek". Co za podkoszulek? Jeśli w aucie pod "koszulką" miałby "podkoszulek", to nie odsłoniłby wcześniej włochatego cielska, czyli "podkoszulek" musiałby być przezroczysty. No dobra. Po kąpieli w morzu, na str. 29, bohater podniósł z plaży "koszulkę" i się nią wytarł, na str. 30 wytarł też tyłek, a potem tę "koszulkę" ubrał. No ale jak ona doszła z auta na plażę? Przecież jej ze sobą nie przyniósł. Miał na plaży tylko przezroczysty "podkoszulek", który słabo nadawałby się do wycierania.
-Str. 40, bohaterka się martwi, że nie skorzystała z okazji i w rozmowie nie wymieniła nazwiska swojej matki. A przecież wymieniła, nawet parokrotnie, bo jako jej córka ma to samo. Tylko imienia matki nie wymieniła.
-Itd., itp.
Ktoś miał najwyraźniej pomysł na książkę, ale nie miał pomysłu, czym ją zapełnić, bo większość zdań nie posuwa akcji do przodu ani nie mówi nic o bohaterach. Zdania niczego nie niosą, są zupełnie puste i całkowicie niepotrzebne.
Dla zapchania stron są też niepotrzebne powtórzenia, np. na kilkunastu pierwszych stronach było nam kilkanaście razy przypomniane, że ona jest jeszcze dziewicą. Szkoda, że wyraz "dziewica" nie jest grubszym drukiem i na czerwono, bo się bardzo boję, że jak na następnej stronie mi o tym autorka/tłumacz/redaktorka nie przypomni, to jeszcze się pomylę i sobie pomyślę, że może nie jest.
Jestem tą książką normalnie zafascynowana i będę czytać dalej, bo muszę się dowiedzieć, jakie jeszcze przezroczyste wynalazki mają do swojej dyspozycji bohaterowie.