przez Janka » 4 listopada 2016, o 14:35
Skończyłam dziś czytać "Gib Pfötchen!" Sarah Harvey i nadal jest mi od niej ciepło. Super piękna historia.
Pełna zbiegów okoliczności, ale dająca jednocześnie wiarę, że przeznaczenie wie lepiej, co z nami począć, niż my sami. Dlatego nie ma znaczenia, gdy popełnimy błędy, bo los będzie wiedział, jak nas wyswobodzić z negatywnych skutków naszych decyzji. Nic nie dzieje się na darmo.
Książka jest zupełnie inaczej napisana niż inne książki. Właściwie bardzo pasuje określenie, że to jest książka o miłości. Ale to nie romans, bo zupełnie nie spełnia warunków koniecznych do zaliczenia jej do tego gatunku literackiego, np. nie ma HEA, a tylko HFN, a nawet trzy HFN-y, bo na końcu są trzy szczęśliwe pary. Nie licząc psów.
Zakładam, że nikomu ta książka nie wpadnie w ręce, dlatego za chwilę zdradzę wszystko, łącznie z zakończeniem.
Poznajemy dwoje głównych bohaterów: ona, Theo, właśnie została porzucona przez chłopaka, który namówił ją na przeprowadzkę z Londynu na wieś, a potem, wraz z ich sąsiadką, wyjechał gdzieś indziej. Główny bohater, Jonas, mieszka chyba również we wsi lub w małym miasteczku, ale daleko od Theo. Ma narzeczoną i przygotowuje się do ślubu. Od początku wiemy, że Theo i Jonas są dla siebie stworzeni. To widać we wszystkim. Więc czytamy i czekamy, aż oni się spotkają.
I czekamy, i czekamy, i czekamy...
I wreszcie się doczekujemy w rozdziale nr 47, który był jednocześnie rozdziałem ostatnim.
Dobrze, że był jeszcze epilog, bo bym zabiła panią pisarkę.
W międzyczasie oni cały czas mają wspólne zdarzenia i sytuacje, nie zdając sobie z tego sprawy. Jego zaginiony pies ląduje u niej w domu, jego zgubiony szalik również, a także kolczyki z perłami, które w jego rodzinie przekazuje się z pokolenia na pokolenie pannom młodym.
Jej dwoje najbliższych przyjaciół (właścicielka kiosku i pan bezdomny, którym Theo się zaopiekowała w zimie) zakochują się w sobie, przy czym on okazuje się dawnym wykładowcą Jonasa, a na dodatek ze schroniska biorą pieska, Poppy, na którego ochotę miał Jonas, ale jeszcze nie wziął, bo nadal szukał swojego zaginionego psa, Dylana (który u Theo nazywał się Dill).
Zakochują sie też w sobie najlepszy przyjaciel Jonasa i najlepsza przyjaciółka jego narzeczonej.
Przypadków i zbiegów okoliczności było dużo więcej. Np. Jonas i Theo z Dillem byli na tej samej plaży w St. Ives w tym samym czasie i on widział swojego psa z daleka, ale nie uwierzył, że to naprawdę może być on. Był też w tej samej galerii, w której wcześniej ona była z jego psem.
Do Jonasa trafia najpierw obraz przedstawiający Theo nago, namalowany przez wcześniejszego jej chłopaka (nie tego ostatniego, tylko jeszcze innego, który na krótko pojawił się ponownie w życiu Theo), a następnie obraz namalowany przez Theo, który przedstawia Dylana na plaży. Dzięki temu, że Jonas znał nazwę plaży, mógł tam pojechać. I znowu zbieg okoliczności sprawił, że wreszcie, po wielu miesiącach poszukiwań, spotkał Dylana.
I nie tylko jego, bo przy okazji odnalazł cudowną dziewczynę z obrazu, ubraną w jego szalik i kolczyki jego babci, w towarzystwie jego dawnego wykładowcy z narzeczoną, którą znał już wcześniej, oraz Poppy, którą też zdążył wcześniej pokochać.
Pewien mały drobiazg, który mógł stanąć im na drodze do wiecznego szczęścia, a mianowicie, że on miał za tydzień się chajtnąć, na szczęście im nie przeszkodził, bo chwilę wcześniej okazało się, że jego narzeczona to była wiedźma i żmija, i wszystko, co najgorsze. Czułam od samiuśkiego początku, że to złe babsko pomogło zaginąć Dylanowi i się okazało, że rzeczywiście tak było. Z jej winy pies nie miał czipa, zdjęła mu też z obroży blaszkę z imieniem i numerem telefonu Jonasa oraz wsadziła do pociągu jadącego daleko i tam zostawiła na pastwę losu. A następnie z niewinną miną i łzami w oczach długo pocieszała Jonasa po stracie psa.
Wszyscy wiedzieli, że Jonas i jego narzeczona nie pasują do siebie, wiedział to nawet Jonas, ale myślał, że jego miłość będzie silniejsza niż wszelkie przeciwności. No i ona go tak pięknie pocieszała w nieszczęściu, jak co najmniej anioł. Każdy by się dał nabrać na jej słodkie słówka. Na szczęście zgubiła ją pycha, bo się pochwaliła swoimi cwanymi dokonaniami własnej przyjaciółce, a ta potrafiła zachować się mądrze i opowiedziała o wszystkim Jonasowi.
W książce było kilkanaście błędów logicznych dotyczących imienia psa. W rozdziałach przedstawianych z punktu widzenia Theo, powinien mieć zawsze na imię Dill, a często miał Dylan.
I drugie, co mi nie pasowało, to ukochany dom Theo (odkupiony od nowej ukochanej jej chłopaka), który nazywał się Otter House, a co najmniej 3 razy nazwany tak był dom Jonasa. Możliwe, że to błędy tłumacza, ale może też być, że przez następny zbieg okoliczności ich domy nazywały się jednakowo.
Brakuje mi informacji, gdzie oni zamieszkają na stałe. Theo kocha swój dom na wsi, maluje w nim i ma tam przyjaciół, a Jonas ma przy swoim domu firmę, w której pracuje także jego najlepszy przyjaciel i ma blisko siebie rodzinę. Trudny wybór. Chętnie bym się dowiedziała, jak to rozwiązali. Brakuje mi także informacji, jak daleko od siebie były położone ich domy, bo może Jonas mógłby zamieszkać u Theo, a do swojego dawnego domu dojeżdżać codziennie do pracy. Chyba zaraz wyszukam w książce nazwy ich miejscowości i sprawdzę na mapie, czy istnieją naprawdę.
Książka była piękna, piękna, piękna. A spodziewałam się, że będą nudy na pudy.