joakar4 napisał(a):Mówię Wam, ciągle wiatr w oczy.
Dokładnie tak jest
Ja za bardzo lubię jeść, a jednocześnie jestem zbyt leniwa, apatyczna i wiecznie zmęczona, by sobie puścić jakieś ćwiczenia i zacząć je wykonywać. Leń ze mnie paskudny i tyle.
Setny raz o tym gadam, ale jak wygrzebię się z wydatków, kupuję sobie rowerek stacjonarny, zwłaszcza, że aktywności na zewnątrz też mam ograniczone. Jedynie na spacery chodzimy, ale też nie jakieś mega odległości, bo z małą. Jedni piszą, że dużo schudli na rowerku, inni że wcale. Zobaczymy, jestem zdania, że i tak lepszy rowerek niż zupełne nicnierobienie
Taki chcę:
http://allegro.pl/rower-magnetyczny-fal ... 06655.htmlMam nadzieję, że jest względnie okej. Kiedyś był w domu rowerek i jeździłam na nim całkiem chętnie.
Także rowerek i stopniowo zarzucenie 'nocnych przegryzaczy'
Prawda taka, że ja mam skłonność do zajadania stresów, a w tym roku mam ich sporo. W 2015, jak się zawzięłam, to i udało mi się nawet kilka miesięcy bez pieczywa i słodyczy pociągnąć.
Nie będę się rzucać i wprowadzać nie wiadomo jakich restrykcji, coby sobie wszystkiego na wstępie nie obrzydzić. Chciałabym wywalić chipsy, przestać kupować serniki i inne takie i zacząć więcej gotować, a nie fundować sobie gotowców. Nie mówię na razie o gotowaniu 'dietetycznym', ale myślę, że zawsze lepiej zjeść 'swoje', bo wiadomo co tam jest. No i też bardziej się człek naje
Nie chcę też wszystkiego wykreślać, bo ja naprawdę kocham jeść i często jest to jedna z niewielu przyjemności dla mnie. Poza tym zawsze istnieje ryzyko, że jutro może mi spaść na łeb cegłówka i już nigdy więcej nie zjem kebaba
Niezbyt szałowy plan, ale postanowiłam postawić na metodę małych kroczków
Mam obawy, że 80 kg przekroczyłam. Co prawda nie mam wagi, ale wychodzi na to, że ważę na luzaku tyle, co w 9 miesiącu ciąży