Pewnie zależy od branży, a teraz dodatkowo zmiany zachodzić mogą... dynamicznie
To ja może od trochę innej strony o pewnej kwestii, może nie tak praktycznej na pierwszy rzut oka:
Wiele zalezy, w jaki sposób uczysz się języka - jakie masz predyspozycje, choćby co przychodzi łatwiej: mówienie/słuchanie, czytanie, nauka przez praktykę (są osoby oporne na klasyczne metody nauczania, które jednak na miejscu i w przestrzeni tego języka).
Jednak niezależnie w sumie od samego końcowego nauczenia się na pewnym/wymaganym poziomie przydaje się po prostu nie czuć się obco, gdy się z danym językiem człowiek styka, A żeby czuć się mniej obco, to warto się skupić na alfabecie, tym, jak się wymawia ("czytanie na głos". Plus słownictwie.
I tu wchodzi metoda "lubimy to, co znamy".
I serio: jesli ma się czas i jeszcze nie skonkretyzowane potrzeby do końca, warto oswoić się na poziomie podstawowym z rosyjskim, bo alfabet
co potem pomoże z ukraińskim, jeśli zaistnieje taka konieczność.
Po drodze się okaże, że oba języki - jak się opanuje lęk przed alfabetem - są dla nas łatwe do odnalezienia się.
Więc potem może już być z górki.
A ludzi mówiących w tych językach znajdziesz teraz wszędzie w całej Europie, więc...
Bonus: chiński. Znaczy: podstawy.
Warto je poznać, od razu człowiek mniej obco czuje się przede wszystkim pod względem alfabetu / pisma w azjatyckiej przestrzeni (nie tylko czysto geograficznej).
O zaletach i wadach inwestowania w naukę chińskiego bez sprecyzowanej potrzeby zawodowej bym mogła długo, ale oszczędzę
***
Jeśli podstawy hiszpańskiego, to faktycznie także włoski powinien być prostszy do załapania. I faktycznie słynie jako najłatwiejszy język do nauki dla nas
Nie porzucałabym jednak hiszpańskiego (bo cała Ameryka Środkowa i Południowa plus rosnąca populacja Latynosów w USA plus także Azja - nigdy nie wiadomo, skąd wiatr zawieje, skąd i dokąd usługi i produkty wędrują).
Francuski to zabawna sprawa: z jednej strony dla nas jest pozornie jednym z trudniejszych języków europejskich, bo gramatyka, ale z drugiej strony... jest prostszy, bo gramatyka
instynktownie wyczuwamy, że mu bliżej do nas niż niemieckiemu. Wymowa po opanowaniu paru podstawowych zasad jest też prosta. Na koniec: jak włoski, to i francuski
Co do przydatności: znowu, zależy od profilu... To wciąż globalny język.
Ze skandynawskich języków, jeśli w ogóle, to najsensowniej uczyć się norweskiego, bo pomoże się odnaleźć i w duńskim, i w szwedzkim. I w ogóle dla Polaków jest najprostszy.
Oczywiście całkiem blisko do niemieckiego są i duński i norweski (mega podobne do siebie nawzajem, ale inna wymowa - duński jak niemiecki, norweski jak szwedzki), a także właśnie szwedzki (który robi naprawdę mega zmyłę za pomocą wymowy i akcentu dla początkujących: widzisz prawie niemiecki a słyszysz prawie fiński
Jeśli masz niemiecki na poziomie choćby podstawowym, warto tak samo na poziomie podstawowym poznac się z holenderskim, bo słownictwo ma mega podobne, jeśli chodzi o pisownię i, uwaga, łatwiejszą gramatykę - od razu się na sercu robi lepiej i psychologicznie pomaga wrócić do nauki niemieckiego (bo skoro się niemiecki opanowuje...
Natomiast przydatność... no... Tu może wygrać "jak szybko dasz radę opanować", jeśli faktycznie pasuje do profilu zawodowego.
Jakbym ustawiała neutralną listę przydatności dla nas, to:
angielski > niemiecki > rosyjski > hiszpański > francuski > włoski > norweski.
Pod względem trudności (dla osoby początkującej):
od najłatwiejszego: włoski > rosyjski > hiszpański > francuski/norweski > niemiecki > angielski (tak, bo w ogóle ma takie multum wyjątków od reguł, nietypowe zagrania gramatyczne dla współczesnych indoeuropejskich języków i szaloną wymowę vs pisownię i wiele innych rzeczy dziwnych w sumie i uczymy się go łatwiej tylko dlatego, że towarzyszy nam od dzieciństwa
).