Przeczytałam nową Young i jestem zawiedziona. Mam do niej mieszane uczucia z przewagą niesmaku.
Będą spoilery!
Bohaterowie poznają się na imprezie w liceum, mają po 16/17 lat. Bardzo szybko się zakochują, ich związek jest dość silny jak na tak młody wiek, twierdzą, że to miłość na całe życie, że kiedyś się pobiorą, będą mieli dzieci itd. Niestety pewne zdarzenie powoduje, że Jake rzuca bohaterkę i wyprowadza się z miasta. Dziewczyna się załamuje i nigdy tak naprawdę nie przestaje go kochać.
Mija dziesięć lat. Charley wraz z przyjaciółką wyjeżdża do Szkocji na studia. Tam znowu spotyka Jake'a, który ruszył już dalej, ma nową dziewczynę. I tutaj się zaczęło. Jake za wszelką cenę chciał żeby Charley mu przebaczyła, żeby zrozumiała dlaczego ją zostawił. Zaczynają się niby przyjaźnić. To mi przeszkadzało - ta przyjaźń kosztem obu dziewczyn. Twierdził wprawdzie do samego końca, że kocha Mellisę, ale jednocześnie był zazdrosny o Charley. Te jego podchody by mi się podobały gdyby nie miał dziewczyny, którą oszukiwał. Książka jest dziwna, urwana jakby w połowie. Niby na końcu Jake zerwał z dziewczyną i związał się z Charley, ale dalej coś do Mellisy czuje, dalej się z nią spotyka. Charley też mu do końca nie ufa. Bardzo dużo spraw jeszcze przed nimi. I nie wiem czy mam ochotę na drugi tom. Jeśli przeczytam to głównie dla przyjaciółki głównej bohaterki, bo jej historia podobała mi się o wiele bardziej i to jej kibicowałam.
Przeszkadzał mi również układ rozdziałów. Tzn. teraźniejszość przeplatała się z retrospekcjami. Ledwo się wciągnęłam w akcję był przeskok do liceum i na odwrót. Wolałabym żeby najpierw było kilka rozdziałów z czasów liceum, a potem teraźniejszość. A tak to prawie do samego końca książki czekamy żeby dowiedzieć się dlaczego on z nią zerwał.