Janka napisał(a):Jennifer Weiner "Mamuśki gotowe na wszystko"
To moje drugie spotkanie z tą autorką po "Kochając większą kobietę".
"Kochając" jest prawdopodobnie najsłabszą i najgorszą książką z wszystkich, które czytałam po niemiecku. "Mamuśki" nie dały rady tego przebić. Co wcale nie znaczy, że książka była udana.
Obie książki mają cechę wspólną, bohaterki nie lubią same siebie. A jak nie lubią siebie, to nie lubią też innych. W ogóle niczego nie lubią. Krytykują w stu procentach wszystko.
"Mamuśki gotowe na wszystko" udaje, że jest kryminałem. To prawda, jest tam morderstwo, a nawet dwa i trzecie w przeszłości oraz próba następnych, ale nie o tym jest ta książka.
Główna bohaterka nie jest szczęśliwa. Została wmanewrowana w życie, którego nie lubi, musi przebywać z osobami, których nie szanuje. Samej siebie nie akceptuje najbardziej.
Prowadzenie śledztwa w sprawie morderstwa popełnionego w sąsiedztwie otwiera jej oczy na to, jak bardzo jej codzienność odbiega od jej marzeń. Jej decyzje życiowe były durne, a jej brak decyzji w pewnych sprawach i pozwalanie by inni decydowali za nią, było jeszcze durniejsze. Sama jest winna, że tak wygląda jej życie, ale łatwiej jej doszukiwać się winy u innych.
Na okładce polskiego wydania napisano "Humor, wzruszenie i ...zbrodnia", ale nic z tego nie pasuje do treści. To historia kobiety, która sama nie wie czego chce. Która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy, a w ogóle nie umie korzystać ze swojej inteligencji. Która krytykuje wszystko i wszystkich dookoła siebie. A toleruje i docenia tylko osoby, które jej się non stop podlizują i przypominają o swej miłości do bohaterki.
Gdy tę książkę kupowałam kilka lat temu, spodziewałam się wspaniałej zabawy. Niestety to była bardziej męczarnia. Pani autorka porusza setki problemów społecznych, krytykuje taką ogromną masę zjawisk, że można stracić rozeznanie, o co jej w końcu chodzi.
Pisze stylem, który wydaje się trzeźwy i obiektywny, ale zawiera ukrytą krytykę. Nie wiem sama, na czym to polega, ale przy każdym zdaniu miałam wrażenie, że gdzieś komuś coś nie wychodzi, źle się dzieje, nic nie jest dobre. Wszędzie był negatywny podtekst. Wszystko było złe. Politycy skorumpowani, policja nieskuteczna, matki nieudolne, ojcowie nieobecni (lub odwrotnie), żony egoistki, na mężach nie można polegać (i nie dość, że palcem nie ruszą w domu, to jeszcze mają kochanki) itd., itp.
Pani pisarka to wszystko wytyka, ale nie ma pomysłu, jak to naprawić. Nawet zakończenie książki pozostawia otwarte. Nasza bohaterka nadal nie jest w stanie podjąć decyzji, co począć ze swoim życiem.
O rany, jak dobrze, że przeczytałam tę książkę i już nigdy więcej nie muszę brać jej do ręki.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość