duzzza22 napisał(a):Lia, cóż to takiego było?
Fisher cykl Love me with lies.
duzzza22 napisał(a):Lia, cóż to takiego było?
Księżycowa Kawa napisał(a):Wydaje mi się, że teraz coraz modniejsze jest ciecie jednej historii na części, co bywa irytujące, gdy o tym się nie wie i takie trochę bez sensu.
Kawka napisał(a):Serie to ZUO w większości przypadków.
Uważam tak dlatego, że:
Po pierwsze - kolejne książki z serii zazwyczaj nie trzymają poziomu i akcja się rozwadnia, przez co pierwsza świetna część dużo traci.
Po drugie - jeśli chodzi o romanse, często polskie wydawnictwa mają w nosie wydawanie serii po kolei, a czasem wręcz odpuszczają po jednej, lub dwóch książkach i ktoś, kto nie lubi/nie umie czytać w oryginale, jest skazany na niedokończenie całości.
Po trzecie - czekanie na wydanie kolejnej książki z serii jest straszne. Przeżyłam to przy okazji "Achai". Akcja pierwszego tomu urwała się w najlepszym momencie i dwa lata czekałam na to co będzie dalej (autor wydawał średnio jedną na rok). Nie polecam.
Po czwarte - w niektórych przypadkach historia nie potrzebuje kontynuacji, a wręcz kontynuacja zabija w niej całą magię, bo jest pisana na siłę i wyłącznie dla kasy, co da się wyczuć (na przykład cykl "Szpada na wachlarzu". Trzy pierwsze części były w porządku, czwarta zepsuła wszystko - patrz punkt pierwszy).
Po piąte - mało kiedy w romansach, jest wyraźnie zaznaczone na okładce, że to część serii, więc często przed czytaniem trzeba sprawdzać w BBN albo LC czy to jest seria czy pojedyncza książka. Wkurza mnie to, bo jak sięgam po książkę to chcę mieć skończoną, pojedynczą historię albo przynajmniej konkretną informację, że to seria.
Po szóste - serie są po prostu droższe, więc kolekcjoner musi się wypruć z kasy i to konkretnie, jak seria jest długa.
Po siódme - serie są zazwyczaj za długie. To co można by skompresować do dwóch, trzech książek, czasem jest rozwlekane na 10. Na przykład w/w "Achaja" z powodzeniem można było upchnąć całość w dwóch tomach, bo trzeci to zapchajdziura i na dodatek krótki. Do "Achai" w sumie pasują też punkty 1, 3 i 4.
Po ósme - osoby korzystające z bibliotek muszą mieć anielską cierpliwość, bo zdarza się, że np. pierwsze dwie książki z serii są, trzecią trzyma ktoś od roku i nie wiadomo kiedy odda, czwarta zaginęła, a piąta też jest. Dramat. Przeżyłam to dostatecznie dużo razy, żeby się zniechęcić do serii. Z pojedynczą książką nie ma takiego problemu - albo jest dostępna do wypożyczenia albo nie.
Po dziewiąte - chyba jeszcze nie czytałam serii, która byłaby lepsza od moich ulubionych pojedynczych książek. Wyjątkiem jest Harry Potter, gdzie każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniej.
nie dopuszczam do siebie tego rozwiązania i dla mnie oni nie... noKawka napisał(a):Sol, seria o Wiedźminie była ok, ale zakończenie ją zepsuło.
ej ale to jest strasznie wstrętna zagrywka!Kawka napisał(a):odwołuje się tytułem mocno do pierwszego, po czym okazuje się, że to zupełnie inna historia, inny czas akcji, inni bohaterowie. Autor i wydawnictwo wydając nowe książki o zupełnie czym innym, chcieli zarobić na wznowieniach "Achai".
Kawka napisał(a):Sol, seria o Wiedźminie była ok, ale zakończenie ją zepsuło.
Podobnie jak "Szpadę na wachlarzu" autorka zepsuła tą nieszczęsną czwartą częścią, która nijak nie pasuje do reszty i na dodatek niszczy odbiór całości.
Z kolei przy "Achai" jest dodatkowe świństwo - pierwsze trzy tomy, czyli "Achaja" mają swoje spójne zakończenie, ale już kolejny cykl (którego nie czytałam i nie zamierzam), odwołuje się tytułem mocno do pierwszego, po czym okazuje się, że to zupełnie inna historia, inny czas akcji, inni bohaterowie. Autor i wydawnictwo wydając nowe książki o zupełnie czym innym, chcieli zarobić na wznowieniach "Achai". To świadome wprowadzanie czytelnika w błąd, bo równie dobrze można czytać jedną albo drugą serię bez straty na ciągłości fabuły. To mnie też wkurza w seriach, bo zdarza się coraz częściej. Na przykład Rowling co chwila wydaje jakieś dziwne dodatki do HP i wiadomo, że to czyste lecenie na kasę, bo fanatyczni fani kupią kolejny podręcznik do Quidicha czy jak to się tam nazywa.
Giovanno - to wkurza mnie najbardziej.
Agreście - ja to wszystko wiem i rozumiem, że autor też musi zarobić na chleb. Nie potępiam samej idei serii, bo niektórzy potrafią napisać fajną, trzymającą się kupy kontynuację, ale drażni mnie robienie na siłę serii z historii, którą z powodzeniem można wydać jako pojedynczą książkę, przez co cała historia upodabnia się do telenoweli typu "Klan".
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość