GoT, sezon 6, za nami
przyznam, że mnie się podobało, ale też nie jestem mega fanką - ot, jak House of Cards: czsem fajnie poudawać, że wszyscy jesteśmy dorośli i zniesiemy troche krwi na ekranie
czytam sobie recenzje i nie widzę jednej wspomnianej, a dla mnie oczywistej, rzeczy:
że zmiana dynamiki sił na wszystkich frontach jest też wsparta ciekawym przesunięciem, co jest pokazane za pomocą najbardziej obrazowo wątku Sama i Gilly (chociaż większość recenzentów twierdzi, że byli na koniec zbędni - no bo nie ma Ogara, BwB i w ogóle, a tylko nudny Sam).
żeby nie było za dużo spoilerów, to dla oglądających:
religia vs nauka - biały kruk (na co można liczyć w świecie ogarniętym zimą?) oraz widok na miasto, do którego przybyli Sam i Gilly (w kontraście do sytuacji King's Landing) a także postać doradcy władcy KL, scena między Danny a Tyrionem (i kto stoi u jej boku; a kto za nią) oraz Melisandra i Jon.
tylko Bran zdaje się mieć jeszcze jakąś cząstkę kontroli w tej przestrzeni (chociaż jego talent to obrzeża magii - jakkolwiek disowanej przez naukowców Westeros
to jednak lezącej w przestrzeni ich żywych zainteresowań #glasscandle).