Jestem już po lekturze" W służbie miłości".
Początek podobał mi się bardzo. Nawet przez chwilę pomyślałam że trafiła mi się książką w stylu Amandy Quick.
Są dwie nie najmłodsze panny, bardzo energiczne, które swoimi niezbyt udanymi intrygami i tak osiągają zamierzony cel.
Pojawia się dwóch tajemniczych mężczyzn, z którymi wyruszają one w podróż. Jest zauroczenie, są kłopotliwe, śmieszne sytuacje. I jest nadzieja na dobrze rozwijający się romans.
Niestety, los rozdziela nasze Panie od ich amantów tak gdzieś w 1/3 książki i już niewiele będzie okazji do następnych spotkań miedzy nimi.
Watki romantyczne rozgrywają się natomiast pomiędzy bohaterami drugoplanowymi, a nasze bohaterki będą brać czynny udział w podsycaniu wszelkich uczuć.
Typowy romans historyczny jakim wydawała się na początku książka przeradza się w humorystyczną przygodówkę z wieloma wątkami, które nawzajem się przeplatają. Robi się z tego niezły galimatias, ale chyba właśnie o to autorce chodziło.
Momentami Wierzchowska przedobrzyła ze swoboda zachowań i potocznością języka używanego przez dziewiętnastowieczne damy, ale z założenia książka jest komedią więc nie musi to bardzo kłuć w oczy.
Gdyby " W służbie miłości" było odrobinę krótsze, podobałoby mi się bardzo. Przez swój rozmiar i wielowątkowość podobało mi się, choć pod koniec już nużyło.
Nie czytałam książek o których pisała Sol i Cedar autorstwa Marty Ksiel, ale mam wrażenie, że "W służbie miłości" wrzuciłabym z nimi do jednej kategorii.