No cóż, po jedynce miałam duże opory, ponieważ postać Winterborne'a w ogóle mi się nie spodobała, wręcz mnie od niego odrzucało. W dwójce jest przedstawiona jego złagodzona, moim zdaniem, wersja, więc dało się czytać.
Lisa trzyma poziom literacko, opisy sklepu są super, postaci drugoplanowe też. Sama główna para... W piątce moich ulubionych par Lisy się raczej nie zmieści, ale do dziesiątki chyba się załapie. Helen jest bardzo fajnie opisana - widać, jak przechodzi pewną ewolucję jako bohaterka, pozbywając się swojej nieśmiałości i "biorąc" swój los w swoje ręce. Rhys... jest trochę jak taki szczeniak, który bezustannie wodzi za nią zakochanymi oczami i to jest chyba dla mnie największy zgrzyt - moim zdaniem to zupełnie inna postać niż w pierwszej części. Nic nie zostało z tamtego bohatera - mnie to oczywiście nie przeszkadza, bo był niestrawny, ale jest to poważna niekonsekwencja, jeśli ktoś od początku czyta cykl. Podejrzewam, że zmiana zachodzi pod wpływem miłości, ale nie ma żadnego wytłumaczenia, on nie przeżywa żadnych rozterek - po prostu jednego dnia jest taki, następnego taki i już. Tak to przynajmniej odebrałam. Akcja toczy się dość standardowo, tyle tylko, że bardzo szybko dochodzi do zobowiązania i od pierwszych stron wiadomo, że to na całe życie i nic ich nie rozdzieli. Jest pewna przeszkoda na drodze tej miłości, ale ta z cyklu: tylko główna bohaterka uważa to za przeszkodę, bo czytelniczka jest stuprocentowo pewna, że główny bohater przymknie oko i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Generalnie od pierwszych stron związek Helen i Rhysa układa się bardzo harmonijnie - wielbicielkom wstrząsów i mocnych wrażeń może czegoś brakować.