Udało mi się wczoraj dokończyć
"Teraz albo nigdy" Sarah Dessen. Cieszę się, że Szczypta Kasi ostatnio ten tytuł poleciła, bo naprawdę przyjemnie się czytało
Niby nic wielkiego, a jednak coś w sobie miało.
Macy po śmierci taty usiłuje panować nad wszystkimi aspektami swojego życia i robić wszystko perfekcyjnie. Bierze na siebie obowiązki, które niekoniecznie sprawiają jej przyjemność. Tak jest z wakacyjną pracą w bibliotecznym punkcie informacyjnym ( tak się to chyba nazywało
), którą wykonuje w zastępstwie za swojego chłopaka. Musi tam znosić dwie gadziny z wyolbrzymionym poczuciem własnej wartości, dodatkowo wredne i złośliwe. Chłopak Macy poukładany, mega-inteligentny i na wskroś idealny, proponuje jej przerwę w związku, kiedy ta pisze w mailu, że go kocha. Twierdzi, że musi się skupić na ważnych dla niego celach i nic nie może go rozpraszać (normalnie wymarzony, wspierający partner
).
Matka nie potrafi z nią rozmawiać, ucieka w pracę. Wystarczą jej zapewnienia, że wszystko u córki w porządku, nie wnika, nie drąży. Też chce, żeby wszystko było perfekcyjne i nieskazitelne.
Nawarstwienie różnych rzeczy sprawia, że bohaterka rozpoczyna dodatkową pracę w firmie cateringowej Fortuna. A tam nic nie jest poukładane ani idealne. Wszyscy i wszystko wokół nich to totalny chaos
Załoga Fortuny przypadła mi do gustu. Strasznie polubiłam Kristy. Naprawdę mądra z niej dziewczyna. A powolna Monica i jej odpowiedzi na wszystko pod postacią: 'Mhmmm', 'Weźprzeestań' albo 'Naetniepróóbuj'... Sama teraz tak gadam
Trochę mi na końcu zabrakło większej rozmowy pomiędzy Macy, a jej mamą. Wiem, że rozmowa była, ale jestem ciekawa co sobie dokładnie powiedziały
Jakoś za szybko to poleciało. Miałam też początkowo problem z wkręceniem się w tę historię. Na szczęście, kiedy udało mi się przebrnąć najgorsze, dalej poszło już jak z płatka