przez Janka » 29 kwietnia 2016, o 00:39
Przepraszam, że się tu wetnę z całkiem innym tematem, ale chciałabym napisać o czymś na świeżo.
Rachel Gibson cykl o hokeistach:
tom 1 - Właśnie go przeczytałam.
tom 2 - Wydał mi się kiedyś najnudniejszą książką świata, ale wiem, że są osoby, które sądzą inaczej, więc prawdopodobnie po prostu przegapiłam to, co tam jest dobre lub wzięłam do ręki po czymś bardzo mocno przygodowym.
tom 3 - Baaardzo mi się podobał. Kilka razy powtarzałam, ale to było już dawno temu, więc mogłabym kiedyś znowu.
tom 4 - Jako jedyny jest wydany po polsku. Czytałam, podobał mi się, ale nie aż tak, jak poprzedni.
tom 5 - Jako że zupełnie nie mam ochoty na powtórki, to przeskoczyłam od tomu nr 1 od razu do tego. A plan był, żeby zaliczyć cały cykl po kolei. No nic, może innym razem się tak uda.
tom 6 - Chyba będzie u mnie następny w kolejce.
Tytuły cyklu Seattle Chinooks Hockey Team:
1. (1998) Simply Irresistible (Liebe, fertig, los!)
2. (2003) See Jan Score (Sie kam, sah und liebte)
3. (2005) The Trouble With Valentine's Day (Ein Rezept für die Liebe)
4. (2009) True Love and Other Disasters (Küsse auf Eis) = Prawdziwa miłość i inne nieszczęścia
5. (2010) Nothing But Trouble (Was sich liebt, das küsst sich)
6. (2011) Any Man of Mine (Küssen hat noch nie geschadet)
Tom pierwszy na początku tak strasznie mi się wlókł, że już myślałam, że w ciemno dostanie ode mnie nagrodę dla najgorszej książki roku. Ale jednak się rozbujał. I to jak elegancko. Wtedy się okazało, że już go czytałam, tylko tego nie zaznaczyłam w notesie, bo tamtym razem przeskoczyłam początek i przeszłam prosto do sedna. Jeśli dobrze się domyślam, bo tego nie pamiętam, to chciałam wtedy tylko rzucić okiem, czy dalej też się tak wlecze i się przez pomyłkę wciągnęłam i doczytałam do końca.
Tym razem przeczytałam całą, jak Pan Bóg przykazał.
No było pięknie. Wręcz modelowo. To jest klasyczny romans typu spotkanie po latach. Zawiązanie akcji jest trochę harlequinowe. Kiedyś bohaterowie znali się krócej niż dobę, doszło wtedy do zbliżenia, w wyniku którego dziewięć miesięcy później powiększyła się rodzina. I tu jest nadal harlequinowo, bo powiększyła się ona tylko mamusi, a tatuś żył przez następne siedem lat w nieświadomości o fakcie rozmnożenia (pisząc ten wyraz napisało mi się "rozmrożenia", ale do tego doszło dopiero później i chodziło o ich początkowo napięte stosunki międzyludzkie.)
No i dalej było fajnie. W sumie nic wielkiego się nie dzieje, łażą, rozmawiają, myślą. I kombinują, co zrobić, żeby dobrze ułożyć relacje, żeby wilk był syty i owca nienadgryziona. Niby nic wielkiego się nie dzieje, ale jednak są różne atrakcje. Ich córeczka (Lexie) jest przecudowną osobą. Nie przepadam za dziećmi w książkach, niech sobie będą, jak muszą, ale nie wszystkie mnie do siebie przekonują. Tu było fantastycznie, bo mała miała bardzo dokładnie sprecyzowane cechy charakteru i odgrywała bardzo dużą rolę w opowiadanej historii. Nie była opisana po łebkach, tylko była pełnoprawnym pierwszoplanowym bohaterem.
Oprócz pary pierwszoplanowej (John Kowalsky i Georgeanne Howard), mamy tutaj jeszcze, wzorem SEP, parę drugoplanową (Mae Heron i Hugh Miner), czyli najlepszą przyjaciółkę bohaterki i najlepszego przyjaciela bohatera. Ten wątek poprowadzony jest według metody od nienawiści do miłości. Kojarzył mi się bardzo z parą poboczną w filmie "Miłość na zamówienie" (Zooey Deschanel i Justin Bartha), którą uwielbiam i dla której zawsze oglądam ten film. Jedni i drudzy poboczni byli tak samo słodcy.
A skoro już jestem przy wzorowaniu się na SEP, to Rachel Gibson nie byłaby sobą, gdyby znowu nie nakradła scen po innych książkach. Jeśli za takie kradzieże będą kiedyś wsadzali do więzienia, to ona dostanie dożywocie, bo posiłkuje się zawsze straszliwie. Tu była np. scena żywcem wzięta z "Kandydata na ojca", ta gdy bohatera nie ma w domu, a bohaterka słyszy nagrywanie się na telefoniczną sekretarkę prawnika wynajętego przez bohatera, który informuje o stanie poczynionych przez niego działań w kierunku zapewnienia bohaterowi praw do dziecka. Serio są na świecie tak strasznie durni prawnicy, którzy by się nagrywali na sekretarki z poufnymi informacjami? I serio jest aż dwóch takich durnych? No jakoś w to nie wierzę. Wydaje mi się, że Rachel Gibson lepiej by zrobiła, gdyby ukradła jakąś inną scenę, tę akurat mogła sobie odpuścić.
Ale ogólnie ta scena wypadła bardzo dobrze, podobnie jak wiele innych scen w tej książce, a szczególnie te z ich dzieckiem.
Humor w książce istniał, ale raczej bez wielkiego przepychu, co też jej wyszło na dobre. Fajne było np. to, że bohater kradł zdjęcia, jeśli była taka sposobność.
W sumie to raczej nie jest perełka, ale czyta się bardzo dobrze, jest tam wszystko logiczne, a historia sama się toczy, bez dokładania niepotrzebnych udziwnień.
I co jeszcze mi się podobało, to to, że wprawdzie były tam traumy z dzieciństwa, ale większą rolę w postępowaniu bohatera odgrywały nieszczęścia, które spotkały go w dorosłym życiu, co w książkach wolę, bo ciągłe zwalanie wszystkiego na nieudane dzieciństwo uważam za niepotrzebne nawet w harlequinach.
Właściwie cały cykl jest atrakcyjny i miły w czytaniu. Na pewno nie jest równy, ale książki pani Gibson nigdy nie są. Ona pisze w sposób bardzo różnorodny, widocznie wszystko u niej zależy od tego, co akurat na bieżąco czyta. Na szczęście ma dobry warsztat i wiele tematów potrafi zamienić w sprawnie funkcjonującą opowieść.