przez szuwarek » 15 kwietnia 2016, o 21:43
cóż, obiecałam piszę
po pierwsze ja kupię największe barachło w fantastyce - po prostu umiem to odciąć od odpowiednich zwojów. W historykach juz mi trudniej, już się utożsamiam z bohaterką, już szukam realizmu, ale jednak tam tez jestem w stanie dużo połknąć (te czasy, taka tradycja i kultura etc) W przypadku literatury współczesnej mam wysoko postawioną poprzeczkę, bo tu absolutnie odnoszę historię do reala. Tak mam i to chyba rzutuje na moje podejście do współczesnych.
po drugie mam swoje lata. Czasy idealizowania i teoretyzowania mam już za sobą. To nie cynizm tylko obserwacja tego co się wokół mnie dzieje.
I chyba (to po trzecie) wpływa na mój dosyć negatywny odbiór literatury NA/YA.
W dużej mierze mój odbiór literatury zależy od schematu bohatera. lata 80-te to dla mnie dramat: mach, samiec alfa, śfinia. Na szczęście wtedy czytałam coś innego. Lata 90 - typ Yuppie może nie był moim ideałem, kreował jednak milionerów i sheików. Dałam radę. Potem jakoś nie przeszkadzał mi bohater, kobiety dopchały się do stołka. A teraz, przy YA czy NA mam problem.
Bo ci bohaterowie, a jednocześnie tez bohaterki to absolutnie zaprzeczenie tego co sama sobie definiuję jako romans, jako miłość - mówiąc dokładniej. I kłócą się z moimi normami moralno-społecznymi. Dlatego mam chyba z tym taki problem.
Można powiedzieć że są dwa typy tych książek. W jednych facet jest typem macho zaliczającym codziennie inną dziewczynę, której imienia nawet nie stara się zapamiętać. OK, w historykach mamy uwodzicieli, ale to co tu jest prezentowane jest dla mnie koszmarem. Żadnego szacunku, wręcz nawet traktowanie tych dziewczyn jako żałosnych puszczalskich, którym takie traktowanie się należy. Bohater jest często bad boyem, który nawet nie usprawiedliwia takiego zachowania. Są chętne to biorę. Sorki, ale my kobiety o tym czytamy? Często same bohaterki te dziewczyny potępiają, kumplują się bad boyami nabijając się z takich naiwnych. matko, skoro on nie szanuje kobiet, jakie by nie były, bo żadna z jego jednorazówek nie jest prostytutką ani złodziejką, to liczysz, że będzie szanował Ciebie? Nie ma takiej możliwości.... Wmawia się w tych książkach stare głupie przesłanie- poslubie on się zmieni... Wiele moich koleżanek tez w to wierzyło... Jaki obraz samych siebie, kobiet tutaj pokazujemy? że największym wrogiem kobiety jest druga kobieta. Same sprowadzamy dziewczyny do łatwych puszczalskich i tych lepszych. czemu nikt nie nazwie tego faceta puszczalskim fajansem? Bohaterka nie boi się chorób? Tego, że za rok on ją puści bokiem bo mu się stare dobre czasy przypomniały? Zamiast potępiać go za takie traktowanie, stają u jego boku utwierdzając go w jego postawie. Palmerka mi sie odbija...
często bohater jest członkiem grupy,ma zapędy do bitki. I często traktuje bohaterkę jak przedmiot- moje jak mój motor (czy cos innego). Ja uwielbiam bohatera alfa ale tutaj zaczynam się bac faceta, którego zachowanie można podciągnąć pod stalkerstwo czy lekkie znęcanie. Najgorsze, że bohaterki nie bronią tych historii. Niejednokrotnie to albo skończone idiotki bez instynktu samozachowawczego (och jak on jej pilnuje), kobiety kumple,które utwierdzają w samczo-śfiniowatych zachowaniach nasladując swoich super kumpli. Czego nie rozumiem, bo to IMHO zaprzeczanie kobiecości. Jak dla mnie nie są równoprawnymi bohaterkami, sa podnóżkiem i tłem dla megawypasionego Stukacza.
Drugi typ książek to nawarstwienie takich dramatów bohaterów, takich sytuacji życiowych, po których przeciętny człowiek brałby leki do końca życia. I tutaj tez mam wielkieeeee wątpliwości czy to jest w ogóle realne. jesli dorośli mają problemy w związkach pachworkowych, bagaż doświadczeń chociażby w wyniku wcześniejszego małżeństwa , dziecka, rozwodu potrafi zabić uczucie to jakim cudem te dzieciaki po czymś znacznie gorszym, niejednokrotnie dotyczy obydwojga, mają stworzyć normalny zdrowy związek. Nie kupuję tego. Za dużo tu okrucieństwa, bólu, dramatu... nie wiem czy konieczne nastolatkom jest takie dawkowanie. Czy muszą miłość kojarzyć z wcześniejszym bólem?
Wiem, że nie żyjemy w idealnym świecie, ale takie nagromadzenie zła na ilość stron mnie dołuje a nie poprawia nastrój, jakbym oczekiwała od romansu. To nawet powieść obyczajowa nie jest tylko wygładzony słodyczą i ckliwymi łzawymi wynurzeniami horror.
Myslałam, że po body ripperach juz nie będę rzucała książką a jednak. Koło historii. Ciesze się, że Norka czy Krentz dalej tworzą bohaterów z przeszłością a jednak szarmanckich, szanujących kobietę, takich wzorców, których powinny młode dziewczyny w życiu szukać. I bohaterki, które warte są miana kobiet wyzwolonych a jednak kobiecych.
I tyle absolutnie moje zdanie.
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować