- Szamański Blues
- Aneta Jadowska
- Cykl: Cykl Szamański (tom 1)
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- Data wydania: 15 stycznia 2016
Witkac. Ach ten Witkac. A właściwie Piotr Duszyński, nazwisko pasuje do niego jak ulał, bo facet ma szczęście rozmawiać z duchami ba, nie tylko rozmawiać ale i też przeprowadzać je na "drugą stronę". Bohatera poznajemy w znanej wszem i wobec Heksalogii o Wiedźmie, czyli Dora Wilk w natarciu. Powiem szczerze że nie spodziewałam się że on jest taki jaki jest. Autorka pozwoliła mu się rozwinąć w jego historii, dała nam poznać całkiem fajnego gościa i ogromnie liczę na to że nie uda jej się go popsuć jak popsuła swoją poprzednią bohaterkę i alter ego.
Książka Szamański Blues składa się z dwóch części, jakby opowiadań - Szamański blues i Bossanova dla szamana. Jak pierwszy tytuł ma sens tak drugi... Sorry nie.
Opowiadania są o czymś innym, są to dwie odrębne sprawy, ale płynnie przechodzą w siebie i drugie jest kontynuacją pierwszego, jeśli chodzi o losy prywatne bohaterów a jak się okazuje Witkac życie prywatne wbrew pozorom ma i to łoooo bogate.
Może kilka słów o treści.
Książka zaczyna się w taki sposób że przychodzi nam na myśl Kate Daniels (Jadowska chyba lubi się inspirować Andrewsami ). Witkac przychodzi do domu utytłany we wszelkie dobro jakim dysponowały tereny podmostowe. No bo na moście w Toruniu (kto kiedykolwiek jechał przez Toruń wie o którym jest mowa) zalęgła się duszyca, wkur.... zdenerwowana znaczy, naładowana do granic negatywnymi emocjami, no bo karmiła się nimi od ludzi w korkach, no i upierdliwa. Powodująca wypadki i inne atrakcje. Witkac nie umie przeprowadzać zdalnie, musi się natrudzić malując symbole, odprawiając rytuały i inne. A symbol mógł umieścić tylko pod mostem stąd utytłanie.
Po radosnym prysznicu, jeszcze w ręczniku otwiera drzwi aby zobaczyć kto do nich dzwonił. I widzi swoją byłą, jedyną, wielką miłość Konstancję. Nawała mu lat naście temu, śledził i szukał, zgubił trop za granicą, a tu okazuje się że panna, a teraz kobieta mieszka niemal po sąsiedzku z nim. Czemu uciekła nie zdradzę, same musicie odkryć
Konstancja pojawia się, bo w szpitalu w którym pracuje, na oddziale neonatologii zaczynają umierać noworodki. Na jej dyżurze, bezobjawowo po prostu gasną. A ona wyczuwa jakieś dziwne zimno wtedy, na dodatek jedno dziecko udało się odratować ale jest dziwnie nienaturalnie spokojne. Witkac dwa razy nie myśli, leci sprawdzać, diagnoza - upiór. Upiory są o tyle gorsze od duchów że te drugie są przywiązane do miejsca i dość łagodne, nie mogą też zrobić krzywdy. A upiory już mogą i najczęściej robią bo są naładowane negatywną energią, muszą mieć też przedmiot ogniskujący i tylko jak się go odpowiednio wypreparuje to upiór idzie precz. Nie powiem kto i czemu, jak to z tym upiorem bo dla mnie była to niezła niespodzianka i zaskoczenie
Czytałam pewne sceny wieczorem w łóżku, potem miałam wielki problem żeby z pokoju wyjść do łazienki bo stracha sobie napędziłam naprawdę działa na emocje.
Tylko ostrzegam, dla osób które są bardzo wrażliwe na krzywdę dzieci to może być trudne przeżycie. A i mamy retrospekcję delikatną i baaardzo mroczną.
Następnie płynnie przechodzimy do Bossanovej dla szamana. Tu głównym wątkiem są dziwne bebeszaste duchy (takie z flakami na wierzchu, anomalia, bo duch nigdy nie wygląda jak w chwili śmierci) które toczą się w okolicy Witkaca. Początkowo nieszkodliwe, ale jednak wiadomo że coś na niego dybie. Pojawia się Katia, Konstancja też się przewija, panie nie darzą się wielką sympatią ale trójkąta miłosnego nie ma mimo wszystko Witkac i Katia sami rozumieją że jednak nie są dla siebie stworzeni i pozostają w przyjaźni. Bardzo dobrze jest to ukazane i przyjemnie się o nich czyta
A ogólnie to Witkac się komuś naraził, niechcący i kompletnie przypadkiem - zwyczajnie ma moce które ta osoba chciała mieć na wyłączność. No i się mści.
Pojawia się też Dora, na którą Witkac mówi Ti, za co.... Mało ma imion? Ale o dziwo Dora w tej książce nie drażni, jest jej dosłownie jak na lekarstwo i całe szczęście. Pojawia się bo jest potrzebna, mogę to z czystym sumieniem powiedzieć, nie jest wepchnięta na siłę.
W tym opowiadaniu niestety było coś czego strasznie i okrutnie nie lubię - krzywda zwierząt. Ściskało mnie w środku, cierpiałam, ale przeczytałam. I chyba przez to uznaję tę część za słabszą.
Poza tym mamy jeszcze Kurczaczka (ksywy nadawane przez Jadowską mnie kiedyś wpędzą do grobu ), kim jest nie powiem, ale wprowadza niezłą dawkę humoru. Mamy też Sępa - ducha opiekuńczego Witkaca, trochę przypomina mi on Kojota z Bluesu Kojota Moore'a, nie wiem czy była inspiracja czy nie ale też postać humorystyczna i taka pozytywno negatywna. Znaczy pomaga, ale jest upierdliwy, obleśny i lekko wrednawy
Ale pomaga, bo Witkacowi grozi przejście Rytuału na szamana. Każdy przechodzi ale ten jako świadomy jak to wygląda nie pała entuzjazmem. Przeżycie dokonuje sie w Eterze, czyli duchowe jest, ale ofiara odczuwa jak fizyczne. Chodzi o to że duchy Przedwieczni szukają w delikwencie podwójnej kości, która zaświadczy że jest szamanem. Szukają organoleptycznie. Szczegółów oszczędzę, doczytacie sobie.
A ogółem? Lepiej jak Heksalogia. Serio, o wiele fajniej się czyta, bohaterowie nie są wyidealizowani, liczę też że Jadowskiej nie przyjdzie do głowy by zrobić z Witkaca supermana. Sorry ale chudy jak szczapa i wysoki gość pod 40 to nie jest materiał na bóstwo. Jest naprawdę fajnym i dającym się szybko polubić bohaterem i oby tak zostało.
Czy polecam? Owszem czy można niezależnie? Myślę że tak, ale najlepiej się zrobi jak przeczyta się po Dorze jednak albo chociaż po dwóch tomach Dory. Są spoilery, odniesienia, no i kwestia tego że w Heksalogii poznajemy postacie drugoplanowe i samego szamana. Ale decyzja należy do Was