Nie jestem za aborcją, bo w takim przypadku nie powinnam istnieć. Ani moje rodzeństwo. Jesteśmy obciążeni chorobą genetyczną, postępującą, więc nie dożyjemy późnej starości (ani ta starość nie będzie przyjemna). Ale czy wolałabym nie żyć? Nie sądzę.
Ludzie wokół moich rodziców potępiali ich, że rozmnażają się dalej, "tworzą" kolejne kaleki. Ale to nie takie proste.
Rdzeniowy zanik mięśni. Muszą się połączyć wadliwe geny kobiety i mężczyzny nosiciela, by dziecko urodziło się chore. Loteria genetyczna, gdzie w większości przypadków ludzie nie wiedzą, że są nosicielami (u taty o nikim nie wiemy, u mamy jej starszy brat, ale o tym później). Teoretycznie/statystycznie kobiety są tylko nosicielkami wadliwych genów, więc powinny być zdrowe. Ja i siostra dajemy temu kłam. Chłopcy z góry są chorzy i od początku gorzej znoszą chorobę. I tak i nie. W przypadku mojego brata prawda, bo np. nigdy nie chodził, a my z siostrą chodziłyśmy do wieku dojrzewanie (wtedy choroba zaatakowała ze zdwojoną siłą - ja po pół roku przestałam chodzić). Mój wujek (brat mamy) jest chory, ale nadal porusza się sam (i byłoby z nim o wiele lepiej, gdyby nie zaniedbał cukrzycy; to ona wyrządziła mu więcej szkód niż choroba). Mamy zaznajomioną rodzinę, gdzie dzieci też też są chore. Znaczy dwójka, bo syn urodził się zdrowy. No jak to, przecież dziewczynki powinny być zdrowe, a chłopcy nie, zapytacie.
Jak widać z naturą nie wygrasz. Możesz robić badania, założenia, a jak miało być będzie. Statystycznie choć jedno z nas w rodzinie powinno być zdrowe. Guzik.
Teraz powstaje pytanie, czy mama powinna poddać się aborcji, czy nawet kobieta w teraźniejszych czasach, gdzie są robione dokładniejsze badania. Ze mną moja mama nie miała podstaw się bać, bo nawet nie wiedziała o jej istnieniu (wujek zrobił badania genetyczne dopiero po moich, gdy miałam trzy lata). Do trzeciego roku życia rozwijałam się normalnie. Zaczęłam chodzić mając 10 miesięcy, byłam bardzo ruchliwa. Problemy zaczęły się, gdy miałam trzy lata i chodziłam na palcach (później nauczyłam się chodzić na piętach, gdy straszyli mnie, że pięty przybiją mi gwoździami
) i dość często przewracałam się. Do tego czasu nie było żadnych podejrzeń. Moja siostra była już na świecie, więc jej nie musieli robić badań (wycięli mi trochę mięśni z uda - po dziś dzień pamiętam, bo miałam tylko znieczulenie miejscowe - koszmar), bo została zaklasyfikowana jako nosicielka, czyli teoretycznie zdrowa. Później był jeszcze mój brat, ale były duże szanse, że będzie zdrowy albo choroba nie da znaku, bo wujek był przed 50-tką i gdyby nie badania nie wiedziałby, że jest chory.
Na przykładzie mojej rodziny i znajomych jak można zdecydować, czy dokonać aborcji w chorobach genetycznych czy nie? Można usunąć całkowicie zdrowe dzieci, chore, ale bez objawów albo chore. Ale czy chore znaczy gorsze? W czym jesteśmy gorsi? Mamy chore ciała, ale za to Bóg zrekompensował nam to umysłami. Od podstawówki świadectwa z paskami, brat w liceum miał stypendium premierowskie, sam nauczył się japońskiego, ja angielskiego, siostra zna języki, programowanie, a teraz bawi się photoshopem, gdzie Koreańcy chwalą jej "dzieła" i namiętnie przeklejają na swoje blogi.
Dziecko z gwałtu - tak bardzo nagłaśniany powód do aborcji, a w Polsce tylko 2% aborcji dokonano z tego powodu. To ma być reprezentatywny powód? Rozumiem traumę kobiety, ale po aborcji nie będzie jej mieć? W końcu zabija dziecko, człowieka. No, chyba że będziemy rozmawiać o tym, od kiedy jest się człowiekiem. Po połączeniu dwóch komórek mamy już istotę ludzką z pulą 50% genów swoich rodziców. Te geny mieszają się tworząc osobowość/tożsamość tego człowieka, już w tym momencie. Jak można mówić, że to nie człowiek? Nikt nie każe tym kobietom zatrzymywać tych dzieci. Jest wiele rodzin, które nie mogą mieć dzieci. Nie powiecie mi, że aborcja nie pozostawi żadnego śladu w psychice tych kobiet. Nawet tych po gwałcie, czy innej przemocy. Tego nie da się zmyć. Może nie natychmiast, ale po latach sumienie się upomni o swoje.
Przeraża mnie "interes" aborcyjny w krajach zachodnich. W takiej Wielkiej Brytanii aborcja jest dozwolona od ręki. Chcesz? Dostajesz. Nastolatki nagminnie zachodzą w ciążę i dokonują aborcji. Kobiety zachodzą w ciążę poprzez in vitro, po czym abortują te dzieci, bo np. rozmyśliły się, rozstały się z partnerem, liczba dzieci w macicy jest za duża (w przypadku in vitro można się tego spodziewać z bardzo dużym prawdopodobieństwem, więc teoretycznie ludzie powinni wiedzieć, na co się piszą), była samotna, dziecko miało zapełnić tę pustkę, ale doszła do wniosku, że nie jest gotowa, znalazła faceta itp. itd.
Zabieg aborcyjny jest tam akceptowany społecznie i traktowany jak leczenie zębów. Znieczulica totalna. To ma być przyszłość ludzkości? Polacy też potrzebują tego znieczulenia, uśpienia sumienia i moralności? Nic już nie jest święte? Za nic nie ponosimy odpowiedzialności? Chcemy też jej zniesienia w stosunku do naszego zachowania? Seks jest dla ludzi, więc wszystko nam wolno. Popełniłaś błąd? Nie szkodzi. Mamy cudowne tabletki, lekarzy, którzy pomogą ci go naprawić i możesz dalej żyć jak dotychczas. Przecież nic się nie stało.
Skończę, bo mnie trochę poniosło. Ale jak słyszę te mądre głowy wypowiadające się na ten temat w tv, głównie kobiety, słyszę, jak wydają na mnie wyrok śmierci. Zrównują moje życie do balastu, który noszą moi rodzice i ponosi państwo, bo płaci mi rentę. Co z tego, że tak niską, że za nic nie mogłabym przeżyć z niej miesiąca, nie mówiąc już o samodzielnym zamieszkaniu (chyba że po kilku dniach umarłabym z głodu). To mówią osoby, które są przeciwko płaceniu podatków i utrzymywaniu takich darmozjadów jak ja. Powinno się eksterminować, nie potrzebnie zabieram powietrze. Biedne dzieci z Downem (choć są w lepszym stanie zdrowotnym niż ja), na które panuje moda na usuwanie (patrząc na statystyki i wypowiedzi mądrych głów).
Przepraszam, ale dla mnie to drażliwy temat.
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”