już skrobnęłam co nieco od siebie o książeczce
trochę się rozpisałam
„Zaufaj mi” to już 4 część z cyklu Kleypas o rodzinie Hathaway. Zbliżam się do końca, co raczej mnie nie cieszy, bo przez ostatnie kilka dni naprawdę świetnie się bawiłam czytając o tej dość niekonwencjonalnej rodzince!
Wreszcie doczekałam się łobuza Leo. W dwóch wcześniejszych częściach iskierki między nim a panną Catherine Marks przeskakiwały jak oszalałe. Kłócili się, obrażali, a jednocześnie jedno na drugie zerkało, a i grzeszne myśli miało
I tu zaczynają się schody… Bo historia dość zgrabnie poprowadzona, tylko troszkę pazurki stępiła. Miało być ostro, a tymczasem… no cóż, troszkę się rozczarowałam
Tak myślę, że to przez to oczekiwanie na rozstrzygnięcie tych ich wzajemnych podchodów, które ciągnęły się przez ostatnie 2 części cyklu. W moim odczuciu nie wyszło to „Zaufaj mi” na dobre.. Ale spokojnie… książka dalej jest ciekawa i na pewno nie zmarnowałam z nią czasu
Zacznę od Leo Hathaway’a lorda Ramsaya, bo to jednak on wzbudzał moje największe emocje
a to wszystko dlatego, że od pierwsze części cyklu nie pałam do niego wielką miłością. Rozumiem, że przeżył swój dramat, ale wówczas to jak zostało przedstawione jego zblazowanie, niechęć do wszystkiego, ta chęć destrukcji.. no wkurzało bardzo! (choć naprawdę rozumiem jego punkt widzenia, patrzeć jak umiera ukochana kobieta- mogło mieć ogromny wpływ na jego dalsze poczynania).
Tymczasem, dzięki podróży do Francji, którą odbył z Win, gdzie opiekując się siostrą mógł również się trochę ogarnąć emocjonalnie, wrócił do Anglii odmieniony. Ze zrezygnowanego mężczyzny stał się z pozoru pozbawionym sentymentów cynikiem, z ciętym jeżykiem, cieszącym się swoimi podbojami, lekkoduchem itd., gdy w rzeczywistości ukrywały się w nim ogromna wrażliwość i urok osoby, którą był zanim życie dało mu nieźle w kość. I niby wszystko wydaje się tak jak być powinno, ale Leo obiecał sobie, że już nie pokocha, bo jest to dla niego zbyt destrukcyjne uczucie… i tu już go w pełni akceptuję… lubię takich drani…
Ale jest jedna kobieta, która działa mu wyjątkowo na nerwy, przy której puszczają wszystkie hamulce przez co jest dla niej wredny i złośliwy, a która niesamowicie go podnieca – guwernantka jego sióstr, późniejsza dama do towarzystwa – panna Catherine Marks. Fascynowała go bardzo, jej sekrety i tajemnice, których strzegła, to że nigdy nie wspominała rodziny…
Cat, która zaczęła pracę z rodziną Hathaway kilka lat temu. W ich towarzystwie czuje się potrzebna i cudownie bezpiecznie, a to jest to czego Cat potrzebuje najbardziej. Choć była tylko pracownikiem czuła się z nimi jak z kochającą rodziną, której nie dane jej było mieć… Bo przeszłość Cat niosła za sobą wiele strachu, upokorzenia i samotności… Tylko ten nieszczęsny Leo, który przypomina jej jak paskudni są mężczyźni i jak bardzo ich nie lubi i nie można im ufać.
Cóż, to nie tajemnica, że i w tym przypadku stare porzekadło się sprawdzi, „Kto się czubi ten się lubi”… tylko, że znów droga do szczęścia nie będzie taka prosta, bo sekrety lubią wychodzić z ukrycia, a lata niepewności niełatwo przeskoczyć…
Choć w książce nie brakowało genialnych dialogów, zwłaszcza sarkastycznych odzywek Ramsaya, choć i Cat zawsze ma coś do powiedzenia, to w moim odczuciu gdzieś zniknęły te płomienie, które we wcześniejszych częściach aż buchały..
Dobrze, że zawsze fajnie wrócić do poprzednich bohaterów, przede wszystkim Harry’ego i Poppy (bo oni wciąż mają pierwszeństwo w tych moich ulubionych
)
Wszystko w „Zaufaj mi” jest poprawne, ale ja nie chcę przytulać bohaterów… Cat mnie wręcz doprowadzała do furii swoim ‘nie’! A Leo zrobił się z lwa słodkim kociakiem, a szkoda… Oceniam na jakieś 6/10