duzzza22 napisał(a):Bardziej polegam na Tobie niż na GR[chodź i tak prze buszowałam opinie, wszędzie widzę brodacza
]. Tam wszystko potrafią zachwalać.
Napiszesz coś więcej?
Czy na pewno mogę czytać to nie po kolei? HEA jest? I jak jest z akcją? Jest raczej spokojnie czy akcja goni akcję?
Duz, ja nie czytałam pierwszej części, nie jest romansowa, więc sobie darowałam, aczkolwiek to w jedynce poznajemy głównego bohatera (który zostaje tam mocno znienawidzony przez czytelniczki,) a wydarznia które tam mają miejsce będą miały wpływ na zachowanie i zmiany zachodzące w bohaterze.
No właśnie, bohater… To nie jest typ, którego można pokochać czy nawet polubić. Jego trzeba zaakceptować. Eagle to zły człowiek, żyjący w otoczeniu równie złych, zepsutych, okrutnych i bezwzględnych osób. Wraz z przyjacielem (mały spojeler: również szwagrem) stworzyli miejsce o nazwie Purgatory, pozornie schronienie przed zarazą i zombie. Tak naprawdę to paskudne miejsce, pełne zdeprawowanych jednostek, stanowiące większe zagrożenie, niż krwiożercze zombie za jego bramami. To tutaj żyją prawdziwe bestie, o czym przekonuje się główna bohaterka Autumn. Ale jedna z tych bestii staje się nagle jej wybawcą. O tym co do tego doprowadziło, co stworzyło E takim właśnie potworem, odsyłam do lektury
, bo sporo by można o tym pisać... On jest osią tej historii, Autumn nie jest szczególnie wyjątkową postacią, ale kimś kogo akurat bohater potrzebował spotkać na swojej drodze. Uosobienie niewinności i czystości (chociaż z tą czystością w sensie dosłownym, to na bakier u bohaterki
).
Pytasz o hea i akcje. Akcji w sumie mało, jak na tego typu tematykę, to bardziej historia o utracie (i odzyskiwaniu) człowieczeństwa, nadziei... miłości, autorki bardziej skupiają się na emocjach, uczuciach i ludzkich zachowaniach. HEA jest, na tyle ile można mówić o szczęśliwym zakończeniu w świecie postapokaliptycznym, w którym nie jesteśmy pewni kolejnego dnia, ba, nawet godziny.
Jeżeli nie boisz się paskudnych bohaterów, wulgarnego zachowania i języka (i nie mówie tu tylko o E, mamy tu większe ziółko o imieniu Liv), to spróbuj… Sama jestem tą, która nie przepada za nadmiarem niepotrzebnych wulgaryzmów, ale tutaj kompletnie mi one nie przeszkadzały, żeby nie powiedzieć, że były zrozumiałe, bo wypływały z takich a nie innych (brudnych) ust...
Przy tym wszystkim, to jednak poruszająca i wciagająca (pamiętam, że ją pochłonęłam) historia rodzącego się uczucia, nawet jeżeli trochę brutalnie pokazanego...