wiedzmaSol napisał(a):Podróż skończyłam rano
co do drugiej pary. Za poprzednimi czytaniami miałam jakieś wręcz obrzydzenie do nich, a teraz... Im dalej tym lepiej. Dobre to było, ta ich miłość taka ostrożna, delikatna, trochę nastoletnia wręcz
Ja podobnie. Nie pamiętam, czy za pierwszym razem czułam aż obrzydzenie, czy tylko niesmak, ale na pewno nie byłam do nich nastawiona pozytywnie. Tym razem (mimo złego początkowego nastawienia) podeszli mi o wiele lepiej. On ją na pewno kocha, nie mam najmniejszych wątpliwości. I na pewno jest z nią do dziś szczęśliwy. A Suzy może kocha, może czuje coś innego, nieważne, bo nie będę się więcej wgłębiać - najważniejsze, że dzięki Wayowi nie jest więcej samotna i czuje, że chce z nim być. W sumie jestem teraz do tej pary nastawiona bardzo pozytywnie i życzę im jak najlepiej. Zupełnie się tego nie spodziewałam, tak samo jak nie spodziewałam się, że dzięki przeżyciom Suzy w kilku miejscach pokapią mi łezki.
A co do całej książki, to uważam, że gdyby usunięto z niej wszelkie wzmianki o cieknących cyckach i karmieniu piersią, to książka byłaby krótsza zaledwie o jedną stronę lub nawet pół, a wyszłoby jej to tylko na dobre. W żadnym momencie nie okazało się niezbędne wplątanie tego tematu do akcji.
"Podróż do nieba" to dla mnie perełka. Jestem nią calkowicie zauroczona. Tytuł mi się sprawdził w naturze, bo czuję się teraz wniebowzięta.
Cały czas podczas czytania świetnie się bawiłam. Każdy moment przysporzył mi pozytywnych wrażeń, a wiele scen przyniosło mi masę super fajnych emocji. Dostrzegłam w niej bardzo dużo przeróżnych smaczków i niuansów.
Napięcie pięknie rosło, a od momentu, gdy Gracie dowiaduje się, kto płacił jej pensję, każde zdanie i każda literka były dla mnie największym cudem świata.
Polubiłam bohaterów, ale jeszcze bardziej pokochałam tę książkę jako całokształt. W niej tak ładnie wynikało jedno z drugiego, że historia sama się niosła.
Cieszę się, że od poprzedniego czytania zdążyłam zapomnieć większość treści, bo dzięki temu mogłam w sposób niczym nie skażony przeżyć wszystko od nowa. Szczególnie cieszy mnie, że nie pamiętałam, że to właśnie w tej książce była cudna scena, jak Bobby Tom włożył lód w ręce Gracie. Siedzieli potem obok siebie i Bobby Tom próbował naprawić zło, które jej wyrządził, a stopień emocjonalny tej sceny był dla mnie dokładnie taki sam, jak w "Arenie" gdy Daisy siedzi pod słonikiem a Alex kuca obok i chce ją przekonać, że wszystko będzie dobrze, a sam coraz bardziej traci nadzieję. Nie wiem, co mnie osobiście łączy z takimi scenami w romansach, ale są one dokładnie tym, co chcę spotykać w książkach. Dokładnie taki ładunek emocjonalny, nie mniejszy i nie większy, to jest mój książkowy raj.
A w ogóle mało brakowało a zepsułabym nasze plany na sobotnie popołudnie, bo się zaczytałam zamiast szykować do wyjścia, a mój F. mnie nie pilnował, bo sobie w najlepsze zasnął. Musiałam przerwać czytanie dokładnie w momencie, jak Gracie akurat miała lód w rękach, czyli w najlepszym dla mnie punkcie tej historii. No ale wszystko się udało i już doczytałam do końca.