Marion Seals - nowa gwiazda na firmamencie włoskiego romansu. Bo, mimo mylącego angielskiego tytułu serii i książki, to jest włoska, nowa powieść. Bardzo wątpię, by została przetłumaczona na jakieś "nasze" języki, wszak literatura anglojęzyczna tego gatunku jest bardzo bogata i rozległa, a na polski też raczej tłumaczy się romanse z angielskiego.
To moje odkrycie w tym tygodniu, a biorąc pod uwagę jakość tego, co przeczytałam, myślę, że pozostanie w pierwszej dziesiątce najlepszych książek, jakie przeczytam w tym roku. Zważywszy, że mamy połowę lutego, to bardzo wysoka nota i duże nadzieje.
Najpierw powtórzę te parę słów, które napisałam w wątku o aktualnych lekturach:
Viperina napisał(a):Nie jestem entuzjastką self-publishingu ani narracji w pierwszej osobie, ale tu spotkało mnie bardzo przyjemne zaskoczenie Historia jest, co prawda, mało oryginalna, ale wykonanie super. Asystentka i big boss, do tego miliarder i super ciacho. Oraz mega hiper dupek. Ober-dupek, można rzec. W wyniku fatalnego (acz dość przewidywalnego w przypadku naszego bohatera) błędu, który mianowicie łaskaw był pukać bez zobowiązań ghostwriterkę czołowej serii wydawanej przez jego wydawnictwo, ghostwriterka zostawiła go na lodzie na miesiąc przed planowaną publikacją najnowszej powieści z serii. Jeśli powieść nie wyjdzie, straty pójdą w dziesiątki, a może i nawet setki milionów, jeśli uwzględnić także straty wizerunkowe. Ergo, nasz bohater zleca redakcję (czytaj - przepisanie od początku do końca) powieści swojej asystentce, dla której to jest życiowa szansa. No i się zaczyna. Iskry lecą.
Narracja w pierwszej osobie, ale naprzemienna, raz z jej pozycji, raz z jego. Ona jest fajna, impulsywna, o poglądach bardzo demokratycznych, wychowana i żyjąca w zupełnie innym świecie niż on. On jest, jak wspomniałam, podręcznikowym przypadkiem dupka, chociaż światełko w tunelu widać. W tle cała plejada soczystych postaci drugoplanowych. Styl lekki, nacechowany właściwą dozą humoru, autoironii i emocji.
Fabuła jest bardzo bogata w wydarzenia. Nasz miliarder, Alexander Maximilian Stenton III, zwany skrótowo Lex, zawiera ze swoją eks-asystentką (właśnie się zwolniła, skądinąd chwilę przed tym, jak sam zamierzał wyrzucić ją z hukiem), panną Fedorą Monroe, umowę na napisanie (w charakterze ghowstwriterki) książki czołowej autorki wydawnictwa będącego własnością bohatera. Bohater jest obrzydliwie, nieprzyzwoicie, do zerzygania bogaty. W zasadzie wszystko, co potrafi robić, to miliony dolarów. Z bogatej od pokoleń rodziny (o czym świadczy choćby sam numerek po nazwisku), wychowywany przez ojca-dupka i drania spod ciemnej gwiazdy i matkę z gatunku zimna suka, starszy brat rozpieszczonej i nienachalnie inteligentnej siostry, Lex jest klasycznym bogatym palantem, nieliczącym się z nikim i z niczym, zaliczającym za to masowo wszystkie "pukalne" kobiety w swoim otoczeniu, bez żadnej dyskryminacji pracownic, współpracownic, mężatek, panien. Oczywiście, najczęściej są to tzw. kobiety z klasą. I bez serca, czym Lex nieustannie tłumaczy swój brak skrupułów. Lex się nie wiąże, planuje, co prawda, małżeństwo, ale wyłącznie w celach prokreacyjnych i na zasadach kontraktu. Najlepiej z jakąś panną ze swojej sfery, potulną i gotową zaakceptować zdrady i sprzedać godność za jego miliony i pozycję. O kobietach wyraża się w dość paskudny sposób. O mężczyznach zresztą też.
Fedora. Fedora jest antytezą Leksa. Córka wykładowców. Ojciec-fizyk, o twardych zasadach moralnych, matka-nauczycielka literatury, dziecko-kwiat, hipiska, wyznawczyni wyzwolonego seksu tantrycznego (żeby nie było niejasności, rodziców łączy wielka miłość i są sobie całkowicie oddani i wierni). Fedora skończyła dobre studia (literatura), marzy o pracy jako wydawca i w związku z tym przyjechała do NY, żeby zatrudnić się w wydawnictwie Leksa, gdzie pracuje od dwóch lat jako osobista asystentka szefa i ciągle liczy na swoją wielką szansę, w międzyczasie wykonując wszelkie obowiązki asystentki, parząc szefowi wstrętną kawę po turecku, kupując prezenty dla jego licznych kochanek, prowadząc kalendarz itp. itd. Przez te dwa lata nie ma między nimi żadnych relacji męsko-damskich.
Aż do tej cholernej powieści, którą Fedora ma przepisać. Oczywiście Lex jest od początku przekonany, że będzie kontrolował sytuację, a Fedora będzie mu jadła z ręki. Choćby musiał ją w tym celu puknąć. Oferuje jej zawrotny milion dolarów za napisanie powieści w miesiąc, ona się godzi, ale stawia warunek. Otóż Lex ma się przeprowadzić do jej mieszkania. W Bronksie. Zonk.
I tu dochodzimy do wspomnianych soczystych postaci drugoplanowych. Luther. Czarnoskóry eks-gangster i kryminalista, właściciel budynku, w którym Fedora wynajmuje mieszkanie, i jej opiekun, alter ego ojca. Thomas, czternastoletni wybitnie zdolny mulat-złodziejaszek, aspirujący do stypendium w dobrej szkole średniej. Randy, stylista-gej, najlepszy przyjaciel Fedory. George, angielski majordomus Leksa. Arch, strażak, Irlandczyk, rywal Leksa do ręki Fedory. I wiele innych, jak choćby rodzice Fedory i rodzice Leksa, Priscilla, siostra Leksa, Stuart jej przyszły mąż (klasyka, czyściciel basenów, ale z jajami, pracowity i szczerze w Priscilli zakochany). Interakcje między wszystkimi tymi bohaterami prowadzą do przeróżnych zdarzeń, groteskowo zabawnych, smutnych, ba, nawet sensacyjno-kryminalnych i ocierających się o pełnokrwistą dramatozę.
Chciałabym od razu powiedzieć, że to nie jest klasyczna historia, w której niedoświadczona, nieśmiała młoda kobieta trafia na gościa w stylu Greya. Fedora nie jest niedoświadczona. Mimo że młodsza o dekadę od Leksa, nie ma zahamowań seksualnych (nie ma też aż tylu doświadczeń, no ale, żeby tyle mieć, to musiałaby być profesjonalistką chyba). To Fedora trzyma Leksa za klejnoty.
To jest natomiast oczywiście historia o przemianie, ale nie tylko o przemianie w kierunku miłości i stałego związku. Przemiana Leksa jest głębsza, obejmuje szersze postrzeganie świata i ludzi. Co ciekawe, Lex pozostaje sobą i okazuje się, że wiele rzeczy jest w stanie ogarnąć właśnie dlatego, że ma takie, a nie inne, zdolności i przywary. Bycie dupkiem potrafi otworzyć wiele drzwi, także tych z pozoru nie do otwarcia. Nos do interesów daje szansę na załatwienie spraw i rozwiązanie konfliktów, które wydawały się nie do rozwiązania bez rozlewu krwi.
To jest bardzo dobrze napisana historia, także w warstwie leksykalnej i literackiej, z narracją w pierwszej osobie, naprzemiennie, raz z jej perspektywy, raz z jego. Jest dużo humoru i autoironii po stronie obojga bohaterów (śmiałam się, co nie zdarza mi się często, ostatni raz chyba przy pierwszym tomie Blue Heron Higgins), jest trochę wzruszeń, ale, co najważniejsze, jest też kibicowanie bohaterom od początku do końca. Nawet w momencie, kiedy Lex zachowuje się naprawdę paskudnie, mamy nadzieję, że jakoś się to wyprostuje, że jednak Fedora mu wybaczy.
W końcówce obowiązkowe HEA i zapowiedź dwóch następnych części, na które, przyznam, czekam z niecierpliwością.
10/10.