przez Lilia ❀ » 21 lutego 2009, o 14:59
<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Z czego tu się śmiać?</span>
"Skoro twórcy filmu Zamiana upierają się, że to komedia, powinni widzom przed każdą projekcją wręczać instrukcję, kiedy się śmiać" - recenzentka "Dziennika" jest bezlitosna. Jak krytycy oceniają inne premiery tego tygodnia?
"ZAMIANA"
"Zamiana to rzecz nie o wojnie płci, nie o romansie seksu z polityką, ale o dwojgu grubą kreską rozpisanych postaciach, które zamieniają się miejscami. Słowem - filmowa przebieranka: jak na komedię sextremalną nie tylko mało pieprzna, ale też zaskakująco mało zabawna. (...) Gdzież tajemnica, którą nosi rzekomo Joanna Liszowska? Gdzie lekcja męskości, której doświadcza prezydentowa i szkoła kobiecości, którą pobiera prezydent? Czy rzeczywiście rosnące piersi (bądź penis) to wystarczająco dużo, by sprawdzić, jak to jest po drugiej stronie?"
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Skoro twórcy filmu Zamiana upierają się, że to komedia, powinni widzom przed każdą projekcją wręczać instrukcję, kiedy się śmiać. Bez tego wątły uśmiech pojawi się na twarzach publiczności raz, góra dwa. (...) Gagi, skecze, dowcipy - wszystko, co decyduje o tym, że film określa się jako komedię, zastąpiły tu chamskie wstawki, które różnicę między płciami definiują przez pozycję, jaką przyjmują mężczyźni i kobiety przy oddawaniu moczu. (...) Kilkanaście lat temu Cezary Harasimowicz był wymieniany jako jeden z najlepiej rokujących polskich scenarzystów - po dwóch filmach zrobionych z Maciejem Dejczerem - 300 milach do nieba i Bandycie - słyszało się nawet o zagranicznej karierze. Potem była już tylko równia pochyła z Ja wam pokażę! na czele. Zamiana to jego gwóźdź do trumny".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
"WĄTPLIWOŚĆ"
"Mam duże wątpliwości. I natury moralnej, i artystycznej. Moralnej - ze względu na założony tu przez reżysera rozkład sympatii i antypatii (ani słowa więcej!), artystycznej - ze względu na nieznośną teatralność całości - coś, czego udało się np. uniknąć we Frost/Nixon, też przecież opartym na utworze scenicznym. Niemal wszystko tutaj opiera się na dialogu, rozgrywa we wnętrzach, a jeśli już wychodzimy na zewnątrz, to po to, aby doświadczać dokuczliwych zjawisk meteorologicznych będących dość ciężkawą metaforą dokonujących się wokół zmian. Rzecz ratuje tylko znakomite aktorstwo".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Problem z filmem Shanleya polega przede wszystkim na tym, że wszystko rozstrzyga się w nim tak naprawdę w kilku kulminacyjnych dialogowych pojedynkach. Cała reszta starannie zainscenizowanych scen pełni funkcję albo dekoracyjnego tła, albo erudycyjnego komentarza. Shanley potencjału, jaki dawała ambiwalencja konfliktu, niejasność winy i niepewność słuszności kary, do końca nie wykorzystał. (...) Nieco momentami jest ten film zbyt teatralny, zbyt symetryczny w prezentowaniu racji, zbyt abstrakcyjny w zderzaniu prawd ludzkich i metafizycznych, zbyt wyważony w katarktycznej puencie. Ale znakomita gra aktorska broni go skutecznie".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"SPADKOBIERCY CARA"
"Choć wydawać się może, że obraz Ogiedowa wyrasta z tej samej potrzeby, co znakomita Wyspa Łungina, te dwa filmy dzieli - artystyczna i intelektualna - przepaść. Reżyser Wyspy nie tłukł widzowi religijnych haseł do głowy, unikał topornych alegorii, a przede wszystkim w swojej opowieści o Bogu i religijności okazał się artystą imponująco przewrotnym. Twórca Spadkobierców ... też porywa się na wielki temat (tęsknota za duchowością), ale sprowadza go do poziomu drażniącej czytanki z tezą. Jest w tym być może jakaś prawda o dzisiejszym kinie z Rosji (to nie jednostkowy wypadek, lecz przykład obficie reprezentowanego nurtu), ale nawet jeśli, to prawda dość gorzka".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Zapewniam, że po obejrzeniu Spadkobierców cara z większa życzliwością przyjmiemy wszystkie polskie kurioza. Od samego początku jest nieźle. Oto Syberia odmalowana jak na zamówienie najzagorzalszych moskiewskich nacjonalistów. To kraina śniegiem i wóda płynąca. Pewne kłopoty z finansowaniem filmu - w napisach końcowych dowiadujemy się, że ekipie pomogli w końcu ludzie dobrego serca, dla których ważna jest wielkość Rosji - sprawiły, że filmowa Syberia ogranicza się do trzech zaśnieżonych uliczek, dwóch drewnianych chałup,jednej stacji benzynowej, zamkniętego spożywczaka, dwunastu zmarzniętych młodocianych gangsterów (...) oraz opustoszałej szkoły. (...) Na trzeźwo tego nie da się zdzierżyć".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"RUMBA"
"Autorzy (scenarzyści, reżyserzy i wykonawcy w jednej osobie) zderzają ze sobą życiową tragedię i slapstickowy żart, okrucieństwo i błazenadę - idą w farsę, ale jest to farsa bardzo melancholijna. Humor, jaki tu stosują, rzadko występuje we współczesnych komediach zwykle operujących żartem słownym czy sytuacyjnym - to wizualne gagi, w których fizyczność świata stawia opór człowiekowi, jest jego głównym przeciwnikiem. Niektóre pomysły są strasznie przeciągnięte (przez co ten krótki, 77-minutowy film wydaje się za długi), niektóre wypadają sztucznie (pożar), ale większość jest świeża, dowodząca fantazji i inwencji - kto by pomyślał, że zwykła lekcja gimnastyki na szkolnym boisku, odpowiednio sfilmowana, może być taka śmieszna? Kto ceni w kinie takie ekstrawagancje, niech idzie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Reżysersko aktorka para: Dominique Abel i Fiona Gordon, postawiła na wiecznie żywy slapstick. Belgijko-francuską produkcję wypełniają lepsze lub gorsze gagi, mniej lub bardziej trafione cytaty. Najgorzej z tym, co autorzy wymyślili sami. (...) Nie bardzo tez wiadomo, kto miałby być adresatem tego filmu. Dla miłośników najbardziej odjechanych historii Rumba to poczciwa bajeczka z morałem, dla fanów kina Tatiego to jednak obraza majestatu. A miłośnicy tańca? Oni czekają już na premierę Kochaj i tańcz. tam na szczęście nikt nie będzie brzydko kuśtykał".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"KRWAWE WALENTYNKI 3D"
"Straszne ma być to wszystko, tym bardziej że remake horroru sprzed niespełna 30 lat zrealizowano w technice 3D - trójwymiarowa jatka to jednak nie to samo, co jatka standardowa. Tyle że wyłącznie technologią film się wyróżnia - miłośnicy filmowych "strachów" podobnych fabuł widzieli już mnóstwo, a ci, co tego rodzaju kina nie lubią, spokojnie mogą sobie Krwawe walentynki 3D darować. No chyba że ktoś chce się przekonać, jakie to uczucie, gdy kilof wychodzi z ekranu i trafia prosto w naszą głowę".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Krwawe walentynki 3D to film, w którym coraz mniej istotne staje się, kto i za co zabija - liczy się przede wszystkim, jak to robi. Takich filmów - także nakręconych w technice trójwymiarowej - było już sporo. To prawda, że Krwawe walentynki zaskakująco wyróżniają się z horrorowej masy, która wylewa się ostatnio z Hollywood. Są sprawnie zrealizowane i zgrabnie nawiązują do fali slasherów kręconych w latach 80. To jednak za mało, aby zdecydować się na wyprawę do kina".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"
"KOBIETY PRAGNĄ BARDZIEJ"
"Zaiste, kobiety tu pragną, i to desperacko, choć są to pragnienia dość jednostronne (umówić się na randkę lub wyjść za mąż), podczas gdy mężczyźni (wiadomo, z Marsa, nie z Wenus) migają się i wykręcają. Ilustrujący tę tezę film, konstrukcją nieco przypomina brytyjski To tylko miłość - też mamy tu wiele, przeplatających się, miłosnych wątków. Na tym jednak podobieństwa się kończą."To tylko miłość było nierówne, ale generalnie udane. Kobiety... są ciągnącym się w nieskończoność, nudnym, międlącym oczywistości, pozbawionym wdzięku i humoru ekranowym gniotem. Aby czerpać z jego oglądania satysfakcję, trzeba chyba mieć masochistyczne upodobania".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Jedna prawda płynąca z tego dość banalnego i przewidywalnego filmu jest jednak przytłaczająca. Bo okazuje się, że problemy opisywane w poradnikach domowych, którymi, wydawać by się mogło, zaczytują się wyłącznie panie przesiadujące w papilotach u osiedlowego fryzjera, to jednak ważny element życia nas wszystkich. Że nawiązanie z kimś kontaktu dzisiaj, jak pokazał to już będący inspiracją do powstania tej komedii romantycznej, serial Seks w wielkim mieście, to wcale nie bułka z masłem".
Ewelina Kustra, "Dziennik"
"HOTEL DLA PSÓW"
"Psy nie mówią tym razem, ale chwilami bajkowość filmu jest nie do wytrzymania. (...) Trudno się więc dziwić, że z widza co chwilę próbuje się wycisnąć łzy, że nastolatki są tu wrażliwe i dojrzałe, a dorośli bezduszni i głupi, i że psy okazują się mistrzami inteligencji: radzą sobie bez trudu z kratami, pełnymi samochodów ulicami, o miłości (nie mogło zabraknąć psiego romansu) nie wspominając. Trzeba wytrwałości, żeby przez te bajkowo-moralizatorskie natręctwa przebrnąć, i sporej naiwności, żeby uwierzyć, iż chodzące jak w zegarku, sympatyczne zresztą psiaki, faktycznie podczas zdjęć świetnie się bawiły".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"