silna potrzeba! o Fajerwerkach muszę Wam opowiedzieć.. (O Losie, kto wymyśla te polskie tytuły???
) wkręciłam się w Panią McNaught i zaczęłam powtórki, ba! a nawet poznałam coś nowego
"Zlecenie", bo jak się okazało to pierwsza część cyklu o Foresterach
ale te FAJERWERKI
nie wiem co jest w tej książce, że mnie tak do siebie przyciąga..czytałam ją teraz z piąty raz i cóż rzec, wciąż jest na topie! kocham miłością wielką i niezmienną, za każdym razem coraz bardziej... o Cole
myślę, że to on... oj na pewno on!
w sumie intryga jest dość prosta
jest sobie Diana Foster, którą rzucił nic niewart pajac Dan Penworth, i jest sobie Cole Harrison, facet, który jest genialnym finansistą, ale który ma opinię twardego przeciwnika, zimnego mężczyzny i w ogóle - raczej nikt go nie lubi..., a który pilnie musi się ożenić, bo jego jedyny bliski krewny wymusza na nim założenie rodziny...Calvin, cioteczny wuj wierzy, że tylko dzieci Cole'a mogą zapewnić jemu, Cal'owi nieśmiertelność, a że choruję łatwo mu manipulować ciotecznym siostrzeńcem...
i tak...przypadek..ona i on na jednym balu - balu Białej Orchidei, ona stoi samotnie na balkonie i on do niej podchodzi... i mógłby być szok, że podchodzi, ale nic bardziej mylnego, bo Cole zna Dianę, a że minęło jakieś 15 lat od ich ostatniego spotkania, cóż...
zawsze się bardzo lubili, umieli ze sobą rozmawiać - byli prawdziwymi przyjaciółmi! ba! ona się w nim kochała, on nie miał o tym zielonego pojęcia...
i jest ten '96 rok poprzedniego stulecia i spotykają się znowu... i Cole niecnie zdecyduję się wykorzystać Dianę do swoich planów, bo on potrzebuję żony, a ona mężczyzny, który zmieni jej wizerunek kobiety bez korzeni:)
i ślub prawie pewny, bo Cole ma niezłego gadanego, a szampan potrafi rozluźnić każdego, o czym Cole ma pewność, więc wlewa w Dianę kieliszek za kieliszkiem
i nic już o treści nie rzeknę, nie ma potrzeby..
co kocham w tej książce?
na początek relacje rodzinne! Diana i jej druga rodzina i, och! wzruszają mnie bardzo..ona i Corey - cudowne siostry, choć nie łączy ich ani kropli krwi... przyszywana matka i dziadkowie i kolejny raz mam przyjemne dreszcze ..
potem to co łączy Dianę i Cole, gdy ona jest nastolatką..taki zalążek tego co będzie się działo za 15 lat..
a jak już w końcu, po latach się zeszli.. cóż...brzuch z wrażenia mnie boli, bo wszystko wydaje mi się takie autentyczne ..WIERZĘ IM!
Cole
jest taki fragment w książce, gdy mówi, że nie będzie się modlił, bo nie wierzy w Boga i byłaby to hipokryzja...a później, sytuacja tak bardzo się zmieniła, że do Boga wznosił modły o Dianę... a ja? rozczulałam się jak diabli...
ona tak wiele dla niego znaczyła...
albo fragment jak Diana zdaje sobie sprawę, dlaczego Douge Hayward nienawidzi Cole'a i jak ona temu zaprzecza, bo zna prawdę... jeny! póki co, każdorazowo łezki mi płyną z oczu.. wspaniały fragment...
kto jeszcze nie czytał "Fajerwerk" polecam bardzo.. nie jest to taki typowy romans, mało w nim namiętności, ale relacje między bohaterami...cóż rzecz - to naprawdę robi wrażenie... Diana i Cole - nie można ich nie lubić, bo nie robią nic takiego, co może zdenerwować, wręcz przeciwnie...
a "Zlecenie"? troszkę krótkie było, ale jest dobrym uzupełnieniem "Fajerwerk", cho podobno to cyđ pierwsza cyklu... historia Corey i Spenca
i finisz... słodki
i aż dziwni, że Spence miał żal do Cole'a za ślub z Dianą, skoro sam niezły łobuz był
nie jestem obiektywna, bo mam naprawdę mega sentyment do bohaterów, więc akceptuję to co McNaught wymyśliła z Corey i Spencerem...