Pat Blue "Kontury śmierci"Książka była wydana w 1980 roku. Akcja toczy się w Londynie i małym miasteczku w Kornwalii pod koniec lat 70-tych.
Pat Blue to pseudonim polskiego autora lub autorki, do dziś nikt nie wie, kto się pod nim ukrywa.
W tamtych czasach pisanie kryminałów w niektórych środowiskach mogło przynosić wstyd i pseudonimy przybierali np. znani pisarze, tłumacze, naukowcy itd., gdy nie chcieli by ktoś porównywał kryminały z ich główną twórczością.
Jestem gotowa się założyć o dużo, że Pat Blue jest kobietą.
Z książki natomiast wynikałoby, że Pat Blue jest mężczyzną. Jeden z bohaterów ma na imię Pat (Pat Kendall), jest mężczyzną i pomaga policji rozwiązać zagadkę. Właściwie on ją rozwiązuje, a w czasie trwania śledztwa dość dużo pociąga za sznureczki. Nie jest głównym bohaterem, większe role grają tam trzy kobiety: jego żona i dwie jej przyjaciółki.
Na BiblioNETce (ocena 4 na 6 możliwych):
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=7853Recenzja książki z forum o kryminałach (ocena 4 na 5 możliwych):
http://www.archiwum.klubmord.com/Recenzje/pat-blue-kontury-smierci.htmlTeż ją oceniam na 4, tylko że w skali od 1 do 10.
Cytat z recenzji: "Książka mimo mało imponującej objętości jest napisana sprawnie i z rozmachem. Bardzo przyjemnie ją się czyta. Stanowi swoistą odtrutkę na postacie "krajowych milicjantów" z tamtego okresu."
Mogę się z tym bardzo dobrze zgodzić, że książka napisana jest sprawnie i z rozmachem (ale to rozmach na miarę dawnych czasów, bo do dzisiejszego rozmachu już się nie umywa).
Bohaterowie są bardzo ładnie scharakteryzowani, akcja przebiega bardzo harmonijnie, cały czas zachowana jest zgodność przyczynowo-skutkowa. Nic się nie gryzie. Nie ma błędów logicznych. Jest bardzo fajnie obmyślony motyw działania mordercy oraz zależności pomiędzy poszczególnymi bohaterami.
W sferze językowej jest lepiej niż polskie tłumaczenia z literatury anglojęzycznej, ale bez przepychu.
W sumie mała i miła książeczka - lekka, łatwa i przyjemna.
Jednak mam do niej kilka zastrzeżeń.
Np. takie, że dialogi są za ładne i składne. Za grzeczne i dlatego za sztuczne. (Co niestety do dziś jest według mnie typowe w polskiej literaturze współczesnej, szczególnie w pierwszych powieściach jakiejś autorki. Trochę zawsze trwa, zanim ktoś zacznie pisać dialogi niezgrzytające sztucznością.)
Za największą wadę książki uważam jej przewidywalność. Od samego początku do końca książki wszystkie tropy wiodą w kierunku jednej osoby i to ona na końcu okazuje się mordercą. Są próby wpuszczania czytelnika w maliny, ale tylko na zasadzie, że któryś z bohaterów rzuci jakieś durne podejrzenie pod czyimś adresem, nie poparte dowodami lub poszlakami. Tylko na mordercę są jakiekolwiek wskazania i to mocne. On się cały czas podkłada nawet w tym, co i jak mówi. Wystarczy go tylko uważnie słuchać.
To fajnie, że pan/pani autor/ka rzuca nam tropy, żebyśmy mogli sami kombinować kto i po co morduje, tylko że tu nie były tropy a tropiska.
W połowie książki musiałam zrobić przerwę na obiad, a że jadłam w samotności, to mogłam się chwilę zastanowić nad motywem działania przestępcy i wszystko zgadłam co do jednego najdrobniejszego szczególiku.
Nie zaskoczyło mnie nic.
A powinno.
Kryminały albo mają zaskakiwać rozwiązaniem, albo dawać świadomość, że się zgadło, bo się jest wspaniałym i super inteligentnym detektywem.
W wypadku "Konturów śmierci" dostałam informację, że co z tego, że zgadłam, jak każdy głupi by zgadł, bo pan/pani Pat Blue podała nam mordercę na tacy. Nie miałam jak sprawdzić ani potwierdzić swych wspaniałych zdolności detektywistycznych.
Czyli ani zaskoczenia, ani satysfakcji. Smutne.