przez ewa.p » 13 grudnia 2015, o 20:57
dziewczyny dobre macie skojarzenia.A co do Ica w wyborach mistera to sam widział,że pozostali raczej nie mieliby szans ...no może wizualnie by sie nadawali,ale jakby się odezwali to przegrana mieliby w kieszeni....A Icowi zależało na nadrobieniu punktów,przecież nie mogli opuścić swojej kwatery...
Katia ,świetny avek
chciałabym go zobaczyć na tych wyborach jak śpiewa...
tak w ogóle to właśnie otwarłam sobie ten kawałek:
-Jako pierwszego zapraszam oficera Kokosa – wskazałam ręką niewygodne krzesło po przeciwległej stronie biurka. – Będę wdzięczna jeśli wychodząc zamkniecie za sobą drzwi.-
- Dzidzia, co ty żresz? – spytał Pasha wyraźnie tracąc na pewności siebie.
- Dla pana oficerze, panno Trojańska – upomniała go, jak profesjonalizm to pełen. - Proszę zachowywać się kulturalnie, jak na przyszłego Mistera Comy przystało, albo w ogóle nie będę brała pańskiej kandydatury pod uwagę.
Gdyby tylko mogła, to jego szczęka biegałaby teraz po podłodze, klekocząc wesolutko.
- Dobra Pasha zbieraj szczękę z podłogi i wypad na zewnątrz – powiedziałam, bo widać po ludzku nie docierało. – Lojalnie was uprzedzam, zapoznałam się z pytaniami konkursowymi i wiem, że czeka was trudna rozmowa z jurorami. Możecie w ten sposób zdobyć nawet pięćdziesiąt procent punktów w klasyfikacji ogólnej. Trzydzieści dostaje się za aparycję, z czego po piętnaście za występ w stroju wieczorowy i kąpielowy. Kolejne dwadzieścia można uzyskać w konkursie talentów. Tak więc sami rozumiecie, że ten, który najlepiej przejdzie dzisiejszą rozmowę, będzie reprezentował nasz oddział w wyborach na Mistera Comy. (...)
Pozostali panowie grzecznie opuścili salę, a ja zabrałam się za maglowanie Kokosa.
- Proszę się przedstawić i opowiedzieć coś o sobie, oficerze Kokos – Przeszłam od razu do konkretów.
- Cóż – Kokos przełknął głośno, jakby przełykał niechcianą ość, która stanęła mu w gardle. – Jestem Kokos. – Nerwowym gestem przeczesał swoje białe włosy. - Umarłem w wieku dwudziestu czterech lat. Interesuję się sportem, tańcem i zbieram szklane figurki super bohaterów Marvela.
- Rozumiem, dwudziestoczterolatek, który zbiera lalki – odchrząknęłam i umieściłam te dane w formularzu.
- Tylko nie lalki! – oburzył się, co spowodowało, iż poczerwieniał jeszcze bardziej na twarzy, o ile było to w ogóle możliwe.
- Mniejsza o to, oficerze Kokos. – Zerknęłam na pytanie numer dwa, zapisane na przykładowym formularzu. - Proszę podać swoje wymiary.
- Dziewiętnaście – odpowiedział błyskawicznie.
- Co dziewiętnaście? – Sfrustrowana popukałam długopisem w drewniany blat. - Proszę uściślić.
- Centymetrów, rzecz jasna – dodał lekko poirytowany tym, że nie zrozumiałam.
- Ach… dziewiętnaście. – W końcu do mnie dotarło o czym mówi i uniosłam ze zdumieniem brwi. Tylko siłą woli powstrzymałam się, by bezczelnie nie wyjrzeć za biurko i nie zerknąć na jego krocze. Podejrzewałam, że w formularzu należało umieścić doprecyzowane pytanie o wymiar klatki piersiowej, wzrost i wagę, a nie długość penisa, ale liczyła się przecież kreatywność i co tu dużo mówić, z takim rozmiarem mógł wiele zdziałać…
- Przejdźmy zatem do pytań otwartych. – Założyłam nogę na nogę. - Co zrobisz kiedy zostaniesz Misterem Comy?
- Pobiję Kazaha pod względem ilości przelecianych panienek. – Błysnął zębami.
- Masz dziewczynę - zauważyłam przytomnie, posyłając mu karcące spojrzenie.
- Faktycznie, myślisz, że mogłoby jej to przeszkadzać?(...)
– Facet naprawdę chciał znać odpowiedź na to pytanie.
Kokos zwątpił, potarł z zakłopotaniem skroń i powiedział:
- Przepraszam najmocniej panno Trojańska, moje zachowanie było karygodne.
- Wybaczam. Przejdźmy do następnego podpunktu. - Wlepiłam wzrok w kartkę trzymaną w rękach. - Dokończ zdanie: „Cenię kobiety za…”
- Sprawny język – wypalił natychmiast.
Do sali wmaszerował raźnym krokiem Pasha.
- Dzień dobry ponownie, panno Trojańska – powiedział, zapewne odpowiednio przeszkolony przez kumpla
– Oficer Pasha – zaczął równie oficjalnym tonem, co ja. - Należę do elitarnego, najlepszego w całej Comie oddziału Bad Boysów. Moje zainteresowania to: muzyka, kino, teatr, dobra książka i szybkie samochody. Jestem romantykiem, uwielbiam spacery po plaży w świetle księżyca lub zachodzącego słońca. Mam podejście do dzieci, uwielbiam gotować. Potrafię prać i prasować. Mówiłem już, że kocham zwierzęta? – zakończył swoją wypowiedź. k****, normalnie wstawka z ogłoszeń matrymonialnych.
- Dodaj jeszcze, że uważasz kobiety za totalne kretynki. – Trzeba faceta oświecić. - Pasha, nikt ci w to nie uwierzy. Poza tym to nie jest konkurs na najlepszą partię w całej Comie, tylko konkurs piękności.
- Ale Dzidzia, o tym, że to bujda na resorach wiesz tylko ty. Reszta łyknie to jak świeże bułeczki. No powiedz sama, czy nie jestem genialny? – Uniósł ręce jakby chciał zaprezentować swój geniusz w całej krasie.
Co najwyżej zdesperowany.
– Grunt to wierzyć w siebie, niestety to nie wystarczy. - Dobrze, wróćmy zatem do pytań. Proszę podać przepis na swoją ulubioną potrawę.
- Yyyyy. Tego się właśnie spodziewałam.
- No dobra, nie wspomnę nic o gotowaniu. Kolejne pytanie poproszę, panno Trojańska. – Wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu.
- Podaj swoje wymiary.
- Dwadzieścia – palnął zadowolony z siebie. Czy oni powariowali? - Rozumiem, że to nie obwód twojego mózgu? – Dobrze, że przeszłam to już z Kokosem i ma spokojnie mogłam trawić te rewelacje.
- No wiesz – oburzył się. - To dwadzieścia twardych i zawsze gotowych centymetrów, które doprowadzają kobiety do kosmicznych orgazmów
- Dokończ następujące zdanie: „Cenię kobiety za…”.
- Za to, że są – odpowiedział dumny z siebie.
Co to w ogóle za odpowiedź?? Ja pierdolę wygląda na to, że cała nadzieja w Coli. Dałam jednak Pashy ostatnią szansę.
- Co uważasz za swój największy atut?
- Poza moimi dwudziestoma centymetrami? – Uniósł szybko dwukrotnie brwi.
Totalna załamka, ręce i cycki opadają.
- Tak Pasha, poza tymi dwudziestoma centymetrami.
- Błyskotliwy umysł – odparł bez namysłu
- Dziękuje bardzo. – Posłałam mu urzędowy uśmiech. – Możesz odmaszerować i poprosić o wejście Colę.
- Cola, zastępca Kapitana oddziału Bad Boysów. Mam dwadzieścia sześć lat, jestem kawalerem. W wolnych chwilach spotykam się ze znajomymi lub nurkuję. - Nigd
y mi o tym nie mówiłeś – wypomniałam mu nurkowanie.
- Bo nie pytałaś. – Wzruszył ramionami, a ja machnęłam na to ręką.
- Podaj swoje wymiary. – Nie powiem, przemawiała przeze mnie ciekawość.
- Dwadzieścia dwa. – Szok! Hmmm... dwadzieścia dwa centymetry czystego... Nie, nie myśl teraz o tym.
- A nie przyszło ci do głowy, że pytam o wzrost lub wagę? – Trzeba zachować pozory, prawda?
- Nie, przecież pozostałe widać gołym okiem. – Nie mogłam nie zgodzić się z jego tokiem rozumowania. - Myślałem, że chodzi o istotne informacje, które nie są takie oczywiste. No i co mu miałam odpowiedzieć?
- Cholera - zaklęłam, kiedy pieprzony długopis poturlał się po blacie i upadł gdzieś pod biurkiem.
Zanurkowałam, uważając by nie podrzeć sobie pończoch o wysłużony parkiet, pełen dziur oraz wystających gwoździ.
- No, no, no… Heleno, niezły widok. Co ty robisz na czworaka i to pod biurkiem? Czy to twój sposób na przyjmowanie kandydatów?
W dupę Barbary! Co ten palant tu robił?
- Po pierwsze dla ciebie, panno Trojańska – odszczekałam gramoląc się spod biurka. Obciągnęłam spódnicę i wygładziłam włosy. - Po drugie… - Przerwałam jak rażona piorunem na obraz, który ukazał się moim oczom. Zwrot zapomnieć języka w gębie nabrał dla mnie w końcu znaczenia.
Ice stał naprzeciwko mnie w idealnie dopasowanym ciemno-stalowym garniturze, białej, rozpiętej z ostatnich dwóch guzików koszuli, eleganckich wypolerowanych na błysk butach i mierzył mnie tak samo chciwie jak ja jego. Boże, chciałabym być choć jego spinką przy mankiecie.
- Czy to nie tutaj odbywają się eliminacje do konkursu? – spytał, sadowiąc się wygodnie na krześle
- Owszem tutaj, ale nic ci do tego. – Patrzyłam na niego z góry.
- Mylisz się, Heleno – brnął spokojnie - o ile mi wiadomo Drzazga i Nancy, były na „tak” i to bardzo. Dwa głosy wystarczą by pchnąć mnie do kolejnego etapu.
- Możesz przestać stroić sobie żarty i wyjaśnić powód swojej wizyty? To wbrew pozorom poważna sprawa. - Tak łatwo mu nie pójdzie. – Oświeć mnie proszę, czemu tak nagle zdecydowałeś się na udział w konkursie? Boisz się, że zostaniesz zdetronizowany, czy o co w tym chodzi?
- Nic z tych rzeczy, żołnierzu. Po prostu… - Zgrabnym ruchem pozbył się marynarki i przewiesił ją przez oparcie, a mnie serce stanęło na kilka sekund, ja pierdolę profesjonalizm pełną gębą. – Musimy wygrać i zgarnąć wszystkie punkty. Nie wystarczy nam już tylko tytuł mistera publiczności czy fotoreporterów. - I jak się domyślam ma to związek z twoim wczorajszym nocnym wypadem? W odpowiedzi posłał mi cudowny uśmiech.
- Ale dlaczego u licha ty? – Nie poddam się tak łatwo.
k****, już bardziej aroganckiej miny nie mógł zrobić i jeszcze to nieme pytanie: „A jest ktoś lepszy ode mnie?” malujące się na jego obliczu, niech go szlag trafi, tfu... nie piorun.
- Żołnierzu, biorąc pod uwagę naturalną degenerację reszty Bad Boysów, wpływ używek oraz brak gimnastyki umysłu, wiemy jak to się skończy jeśli wybierzesz Pashę, albo Kokosa. – Argument nie do zbicia.
- Jest jeszcze Cola. – Nadal próbowałam walczyć, choć to jak się prezentował osłabiało moją wolę z każdą, mijającą sekundą.
- Cola, że tak powiem, będzie miał problem by oczarować w stu procentach jury. Oboje o tym wiemy. – Hmmm, czyżby Kapitan czegokolwiek się domyślał?
- Za to jak sądzę ty wcale. Dobrze. – Odsunęłam sobie krzesło i usiadłam na nim, po czym zaczęłam wypakowywać z plecaka formularze z pytaniami. W końcu Ice też był częścią BB, może więc mają coś wspólnego i polegnie na pytaniach. Kogo ja próbowałam oszukać? – Wyobraź sobie, że się nie znamy i widzimy po raz pierwszy. Masz mnie oczarować, tak bym zwariowała na twoim punkcie. Dziesięć minut, czas start. – Sama nie wierzyłam w to, co robię.
- Jeśli tego chcesz – powiedział, obdarzając mnie zabójczym uśmiechem, poza tym nie powstydziłby się go szczwany lis.
- Nie jesteśmy na ty. – Jak grać, to do końca. - Proszę się do mnie zwracać panno Trojańska.
- Panna? Nie pani? Z takim ciałem. – Jego wzrok płynnie ześlizgnął się na mój biust i przysięgam, miałam wrażenie, że mnie tam dotyka – Musisz być niezłą zołzą, skoro nie udało ci się jeszcze nikogo usidlić, panno Trojańska. – Wbił we mnie rozbawione spojrzenie.
- Ma mnie pan oczarować nie rozczarować. – Pokiwałam z niezadowoleniem głową i udałam, że notuję niepochlebną uwagę na kartce, tylko dlaczego te bazgroły zaczęły przypominać coś bardzo, ale to bardzo nieprzyzwoitego?
- A mówiłem, że uwielbiam zołzy? – O matko, przeszedł na ten uwodzicielski ton, trzymajcie mnie.
- Tylko się pan pogrąża kapitanie… - tutaj udałam jakoby mój Niemiec znowu dał o sobie znać. – Proszę mi przypomnieć pańskie imię.
- Panno Trojańska. – Ice pokręcił z dezaprobatą głową – Nie ma w Comie kobiety, która nie znałaby mojego imienia. Musisz być bardziej wiarygodna. Postaraj się.
Normalnie już widziałam jak obijam tę jego śliczną buźkę imadłem, co to była za ulga.
- Postaram się – odpowiedziałam całkiem spokojnie, chociaż w środku aż się gotowałam. – Proszę coś o sobie opowiedzieć. Jakieś zainteresowania, jak pan spędza wolny czas i tak dalej.
Dobra nasza, dzięki formularzowi mogłam wyciągnąć od Iceʼa odpowiedź na prawie każde pytanie, którego nie odważyłabym się zadać w innych okolicznościach.
- Jestem Kapitanem Bad Boysów. W zasadzie nie wiem, czym jest czas wolny i takie pojęcie jest mi obce. Gdybym go jednak jakimś cudem znalazł, pewnie robiłbym coś bardzo ekscytującego – i tu zawiesił wymownie głos - lub cholernie prozaicznego, jak czytanie książek.
- Dziękuję. Proszę podać swoje wymiary. – To było pytanie, na które jak nigdy chciałam poznać odpowiedź, z gardła mu ją wyrwę jeśli trzeba będzie. Uśmiechnęłam się nieznacznie, na co on odpowiedział tym samym.
- Czternaście. –
Stoicki spokój.
- Tylko? – palnęłam, wcale nie kryjąc się ze swoim rozczarowaniem. Przestałam się krygować, pochyliłam się nad biurkiem i ostentacyjnie, znad zsuniętych oprawek okularów, wlepiłam wzrok w jego krocze. – „Groszek” nie powala rozmiarem.
- W obwodzie, panno Trojańska.
Huston mamy problem! Jezu, jak to chwycić? Wyraz mojej twarzy musiał być jednoznaczny, gdyż figlarny błysk w jego oczach potwierdzał, iż doskonale zadaje sobie sprawę o czym myślę. Cholera. Wyprostowałam się i ukryłam czerwoną ze wstydu twarz za kartką.
- Kapitanie Ice, co pan zrobi, kiedy otrzyma koronę Mistera Comy? – Tak wracamy na znane tory, tylko spokój może nas uratować. Trzymaj fason kobieto.
- Szczerze? – Pochylił się do przodu opierając łokcie na kolanach i splatając dłonie razem.
Nie będę myśleć o tych palcach.
– Nie mam zielonego pojęcia. To najgłupszy konkurs jaki można było wymyślić.
Zmarszczyłam czoło.
– Oficjalnie, jeśli moja władza królewska będzie sięgała tak daleko, postaram się, żeby zbudować szkoły dla żołnierzy
– Jako mężczyzna, jaką radę dałby pan kobietom, Kapitanie? – Starałam się unikać jego wzroku, wpatrywałam się więc w to, co przed chwilką sama narysowałam na kartce. Świetnie.
- Panno Trojańska. – Już samo słuchanie tego uwodzicielskiego tonu sprawiało, że czułam motyle w brzuchu. – Kobieta zdecydowanie częściej powinna mówić mężczyźnie o swoich najbardziej wyuzdanych pragnieniach. Jestem po to, by je spełniać.
Cóż za samarytanin. Czułam jak fala gorąca uderza mi do głowy i po raz kolejny kieruje moje myśli ku niewłaściwym torom. Musiałam spróbować nieco bezpieczniejszych pytań. Jedzenie, tak nie ma nic bardziej bezpiecznego.
- Ciekawe, w takim razie, Kapitanie Ice – zbyt afektywnie zacisnęłam palce na długopisie, po czym odchrząknęłam zwilżając gardło. – jaka jest pańska ulubiona potrawa, tudzież smak?
- W zasadzie. – Kątem oka widziałam jak oblizuje usta. – Jeszcze jej nie kosztowałem, ale to kwestia kilku minut.
No i dupa, jedzenie też odpada. Milion smakowych fantazji przeleciało mi przez głowę, w tym żadna grzeczna. Nie, on na pewno nie mówił o tym o czym sobie pomyślałam. Uspokój się kretynko i kontynuuj!
- Kapitanie, proszę sobie wyobrazić… - Zamarłam czując jego dłoń na mojej łydce, która zaczęła sunąć powoli w górę.
- Wyobrażam to sobie od dawna – szepnął, a jego głos stał się głębszy od buzujących w nim emocji.
- Kapitanie – próbowałam kontrolować swój przyspieszony oddech. – To nie jest… dobry pomysł – wymamrotałam, prawie gniotąc formularz.
- Nie jest – potwierdził, mimo wszystko jego ciepła dłoń nie przerwała wędrówki i dotarła do zgięcia pod kolanem. Drugą wyrwał mi kartkę z ręki i odrzucił gdzieś w bok razem z długopisem, który upadł z głośnym trzaskiem, na podłogę. Już po mnie. – Nie trzeba było wkładać tych pieprzonych butów. Cholernie mnie kręcą.
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.