To wszystko, o czym piszesz, bardzo mi się podobało. W znaczeniu prowadzenia wątku przez autorkę.
Deanowi zaczęła palma odbijać. Nie radził sobie ze swoimi uczuciami, coś mu się poprzestawiało i sam nie wiedział, co. No i się zaczął gubić i miotać. Przestał być niezawodnym supermanem i to dla mnie było bardzo fajne. Zszedł z Olimpu i stał się ludzki.
Bardzo mi się podobały te sceny w książce. I ta scena z jego przyjaciółmi, i to, że początkowo miał te obleśne plany na temat chowania ewentualnego potomka przed światem i to z testem i nawet to, że wyjechał, a jej kazał zostać. To wszystko było potrzebne, żeby na zawsze wiedzieli, jak bardzo są dla siebie ważni, niezastąpieni i potrzebni.
A zonka mam małego, gdzieś tam w okolicach testu. Któreś z nich mówi lub robi coś przeciwnego, niż powino. Jest tam jakiś zgrzyt i wyczuwam go przy każdym czytaniu (i w każdym języku) a jeszcze nie wpadłam na to, co powinno być inaczej, żeby było lepiej.
A Dean mnie niczym nie denerwuje, bo go kocham. Jego i Kevina. To są bardzo fajni faceci.
Bogowie dosłownie.
Dean, Bóg Słońca i Kevin, Bóg Księżyca.
Jakbym była niegrzeczna, to bym napisała