Teraz jest 23 listopada 2024, o 09:59

The Lotus Palace - Jeannie Lin (Agrest)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

The Lotus Palace - Jeannie Lin (Agrest)

Post przez Agrest » 15 listopada 2015, o 19:54

The Lotus Palace Jeannie Lin (Harlequin HQN, 2013)

Obrazek

Dawno, dawno temu... a dokładnie w IX wieku naszej ery, w Chinach rządzonych przez dynastię Tang, Yue-ying jest służącą pięknej i popularnej kurtyzany Mingyu. Połowę twarzy Yue-ying szpeci krwistoczerwone znamię, więc dla niej samej taka ścieżka kariery jest zamknięta, ale Yue-ying ma za sobą lata absolutnie zwyczajnej i nieprestiżowej prostytucji i skoro już udało jej się z tego wyrwać, to obecna pozycja służącej w przybytku zwanym Pałacem Lotosu jest dla niej więcej niż satysfakcjonująca.

Salony Mingyu (acz nie sypialnię, śpieszę uspokoić zaniepokojone czytelniczki) często odwiedza między innymi student Bai Huang. Młodzieniec, cieszący się opinią przeciętnie rozgarniętego lekkoducha, oddaje należyty hołd olśniewającej kurtyzanie i flirtuje z nią jak tego wymagają obyczaje, jednak Yue-ying zaczyna dostrzegać, że uwaga Bai Huanga wcale nie jest skoncentrowana na Mingyu, a na niej samej, przemykającej się milcząco tu i tam, i nieprzypisującej sobie większego znaczenia i atrakcyjności.

Jest bardzo prawdopodobne, że ukradkowe spojrzenia Bai Huanga, jego okazjonalne uwagi skierowane niedyplomatycznie do służącej, a nie jej pani, a nawet przypadkowe spotkania poza Pałacem Lotosu nie doprowadziłyby do niczego poważniejszego, bo Yue-ying jest osóbką bardzo zasadniczą, zna swoje miejsce, zna miejsce Bai Huanga i świetle tej wiedzy nie bardzo widzi sens w pozwoleniu sobie na cokolwiek więcej niż chwila... chwila rozmowy, chwila cichej przyjemności, że ktoś zwrócił na nią uwagę, nie gapiąc się na nią zarazem jak na szkaradne dziwadło. Jednak los w sposób bardzo brutalny idzie Bai Huangowi na rękę. W dzielnicy rozkoszy giną z rąk niezidentyfikowanych morderców dwie osoby , a podejrzenie w jednej z tych spraw pada na Mingyu, która wkrótce znika bez śladu. Powiązania Huanga z jedną z ofiar i Yue-ying z Mingyu sprawiają, że nasi bohaterowie wikłają się we wspólne rozwiązanie tej tajemniczej sprawy. Do tej współpracy podchodzą początkowo zgoła odmiennie – Huang z wielką determinacją i radością, że może przebywać z Yue-ying, ona natomiast ze sporą dozą sceptycyzmu.

The Lotus Palace to pierwszy tom serii The Pingkang Li Mysteries, sama nazwa już więc wskazuje, że kryminał będzie istotną częścią książki. I rzeczywiście mamy tu do czynienia z morderstwem, śledztwem i zastępem świadków i przedstawicieli prawa, ale mimo to ten wątek moim zdaniem pełni rolę zdecydowanie drugorzędną i nie przyćmiewa romansu, a raczej mu służy i podbija pewne jego elementy. Szczególnie ucieszyło mnie to pod koniec książki, bo nie lubię, gdy romanse serwują na koniec pościgi, porwania i przemowy nieudacznych przestępców zamiast rzetelnego zagłębienia się w konflikt romansowy i jego rozwiązanie.

Ale zostawmy na razie zakończenie i wróćmy do środka fabuły. Jak niegrzeszący powagą i inteligencją Bai Huang miałby zabrać się za rozwiązywanie zagadki kryminalnej? Cóż, czytelnik bardzo szybko dowiaduje się, że wrażenie, jakie sprawia Bai Huang na większości otoczenia, nie jest do końca zgodne z prawdą. Yue-ying pozbawiona jest co prawda luksusu takiej pewności, ale i ona stopniowa odkrywa sekrety Bai Huanga. Co prawda pewne sprawy pozostają twardymi faktami i to nie tak, że Bai Huang jest w rzeczywistości genialnym szpiegiem wszystkich szpiegów. Nie, on naprawdę już trzy razy nie zdał cesarskich egzaminów urzędniczych... Jednak prawda na tyle różni się od pierwszego wrażenia, że pozwala Yue-ying docenić Bai Huanga.

Mnie natomiast jako czytelniczce łatwo przyszło docenić i Yue-ying, i Huanga, i bardzo ich polubić. Yue-ying uwodzi wewnętrznym spokojem. Jest małomówna, ale inteligentna i jej krytyczny wzrok wiele dostrzega w otaczającym ją świecie. Twardo stąpa po ziemi i nie daje się zwieść słodkim słówkom poetyckiego studenta. Ten Bai Huang jest taki przewidywalny, wzdycha pragmatyczna Yue-ying. On zaś, sympatyczny i pełen dobrych intencji (i rzeczonych słodkich słówek, a co), w porównaniu z Yue-ying jest bardziej niespokojny wewnętrznie. To pamiątka po burzliwej młodości (tej samej, po której została mu też nieciekawa reputacja), ale i efekt tego, że Huang nie do końca rozumie i siebie, i swoich najbliższych. To zrozumienie przyjdzie oczywiście dzięki znajomości z Yue-ying – czasem bezpośrednio dzięki niej, czasem pośrednio. Zresztą i samą Yue-ying i jej traumy z przeszłości będzie musiał z czasem zrozumieć – i przekonać ją , że może liczyć w życiu na więcej, niż podpowiada jej bezlitosny zdrowy rozsądek.

Romans między nimi jest nakreślony subtelnie i rozwija się spokojnie i powoli. Od spojrzenia niemal obcej osoby, przez początkowe zaufanie, przez chęć bycia blisko tej drugiej osoby nawet wbrew rozsądkowi, aż do miłości, której koniec trudno sobie wyobrazić. Jeannie Lin nie popędza Yue-ying i Huanga na ich drodze do tej miłości, daje im na to czas. I nie chodzi tylko o czas mijający w dniach i tygodniach w życiu bohaterów, ale głównie o czas dany czytelnikowi. Jest tu miejsce na refleksję i na wzruszenie, nie pędzimy na oślep od startu do mety.

To zresztą doskonale odzwierciedlają sceny erotyczne. W The Lotus Palace Jeannie Lin prezentuje, ku mojej nieopisanej radości, szkołę erotyki Mary Balogh. Nie, pierwszy raz romansowej pary nie musi zakończyć się orgazmem stulecia. Tak, mogą iść do łóżka za obopólnymi chęciami, jednak gdzieś tam będzie czaić się chłód i prześcieradła bynajmniej nie spłoną w ogniu pożądania. Tutaj seks nie jest taki sam od pierwszego do ostatniego opisanego razu, tylko tak jak uczucia bohaterów przechodzi ewolucję. Zmienia się to, co Yue-ying i Huang dają z siebie podczas zbliżeń i co z nich dla siebie biorą. Doliczyłam się bodaj czterech scen erotycznych i każda z nich była inna i obrazowała inny etap związku - drogi.

A co stanie między Yue-ying i Huangiem a HEA na końcu owej drogi? Z jednej strony prawie nic – jeśli tylko Yue-ying zechciałaby zostać konkubiną Huanga, co byłoby zupełnie normalnym krokiem w ich sytuacji. Z drugiej strony – wszystko, gdyby chcieli zawrzeć małżeństwo. Pozycja społeczna, finansowa, zobowiązania Huanga wobec rodziny, wykształcenie. Och, może i Huang oblał cesarskie egzaminy trzy razy, ale jest w końcu z dobrej rodziny z tradycjami i podejdzie do nich po raz czwarty, a Yue-ying nie umie nawet czytać – odczyta swoje imię, jakieś podstawowe znaki na targu i to tyle. Jak odnajdą się postawieni przed takim wyborem?

Cóż, nie pamiętam już gdzie to przeczytałam, ale ktoś tak zwięźle stwierdził: w romansie w gruncie rzeczy liczy się środek, bo zakończenie jest wszak przesądzone i przez to czasem umniejsza lub wręcz neguje to, co poruszone zostało w nim wcześniej. Trochę tak właśnie jest w przypadku The Lotus Palace: nie wiem, czy jednowymiarowe HEA bez skazy, ozdobione elegancką czerwoną wstążeczką to jest finał, na jaki zasługuje ta subtelna historia. Taki jednak dostaje.

Z drugiej strony, niewątpliwie zasługują na taki finał Yue-ying i Huang. Ot, dylematy gatunku.

No i tak: pewnie bardziej niejednoznaczne zakończenie dodałoby książce sznytu, ale mimo wszystko zalety środka zdecydowanie przeważają, a lekturę The Lotus Palace polecam wszystkim, którzy mają ochotę na dawkę nienachalnego romantyzmu i zagłębienie się w historię powoli rozkwitającego uczucia.

Goodreads
Amazon
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 15 listopada 2015, o 22:09

zachęcające,lubię takie opowieści
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 16 listopada 2015, o 01:24

sznyt sznytem ;)
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 16 listopada 2015, o 09:40

o coś takiego innego .... zachęcające...
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 16 listopada 2015, o 13:29

Ciekawa jestem, czy by ci się spodobało, szuwarku ;)

Ewo, chciałabym powiedzieć, że skoro to niezbyt stara książka z Harlequina/Miry, to może jeszcze wydadzą u nas, ale sama wiesz jak to z nimi jest... Nie przewidzisz.

Co do tego sznytu :lol: Tak na wszelki wypadek zaznaczę, że absolutnie nie postuluję, że nie miałoby tam być HEA w ogóle, jestem niezmiennie orędowniczką HEA w romansie ;) Niemniej dla mnie najbardziej liczy się HEA w takim wąskim znaczeniu: kochamy się i postanawiamy być razem. A zewnętrzne fanfary - no z tym bywa różnie, czasem pasuje, żeby za głośne nie były... Tutaj jest jeszcze taka sprawa, że najsłabszy element zakończenia jest rozwiązaniem problemu, który pojawia się w książce bardzo późno ni z tego, ni z owego i na dobrą sprawę gdyby się po prostu nie pojawił, to może byłoby mniej napięcia, ale i zakończenie byłoby bardziej naturalne.

Ale tak jak napisałam, i tak książka całościowo wygrywa :)
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 19 listopada 2015, o 23:47

Brzmi to interesująco, a miałam już nie zwracać uwagi na nowe pozycje :roll:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 9 sierpnia 2016, o 11:54

Książka aktualnie w promocji za dolara z podatkową górką :)
Amazon
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 28668
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 9 sierpnia 2016, o 16:40

Ot, dylematy gatunku.

i czytelnika :lol:
sięgam, bo mam fazę na azjatyckie klimaty.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 3 września 2016, o 11:19

Iii druga część w promocji: The Jade Temptress. O postaciach, które pojawiły się już w The Lotus Palace.
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości