Przeczytałam przez święta "Year One", czyli pierwszą część nowej trylogii Norki "Chronicles of the One".
Punktem wyjścia jest globalna apokalipsa - tajemniczy wirus dziesiątkuje ludzkość w zaledwie kilka tygodni. Ginie ok. 80% populacji. Przeżywają tę hekatombę dwa rodzaje istot - zwykli ludzie (choć nie sposób stwierdzić, dlaczego jedni umarli, a inni nie) oraz istoty magiczne - elfy, wróżki, zmiennokształtni, czarownice itp. W obu tych grupach są jednostki dobre i złe. Generalnie państwa narodowe upadają, władza rządowa staje się całkowicie niewydolna, ludzie uciekają z dużych miast i zakładają mniejsze społeczności - poniekąd musząc cofnąć się w czasie, bo w wielu miejscach nie ma prądu, internetu itp. W dodatku ci, którzy szukają spokoju, muszą uciekać przed tymi, dla których takie warunki to idealne środowisko do szerzenia anarchii, bezkarnych gwałtów, mordów, kradzieży, aktów wandalizmu itp.
W zasadzie trudno powiedzieć, kto jest tutaj głównym bohaterem. Ja powiedziałabym, że Norka zastosowała ciekawy zabieg i postawiła na bohatera zbiorowego. Poznajemy Maxa i Lanę (których znamy m.in. z pierwszego fragmentu książki) - nowojorczyków i czarownice, Arlys - dziennikarkę i "zwyczajną kobietę", Fred - jej przyjaciółkę ze stacji i wróżkę, Jonaha, ratownika medycznego, Rachel, lekarkę, Katie, matkę dwójki, a tak naprawdę trójki dzieci. Tych postaci pierwszoplanowych jest naprawdę dużo, a my dowiadujemy się, jak każda z nich próbuje sobie poradzić z tragedią, która ich spotkała. Większość zaczyna budować jedną wspólnotę w połowie książki. Ale nic nie jest oczywiste, nic nie jest dane na zawsze, a świat podlega bezustannie dramatycznym zmianom...
Generalnie książka mi się podobała, ponieważ mnie zaciekawiła - Norka odeszła od swojego schematu szóstki bohaterów (trzy razy po parze) na rzecz większej grupy postaci, której poświęca mniej więcej tyle samo miejsca. To zdecydowanie przysłużyło się temu tytułowi. Moim zdaniem kilka poprzednich trylogii NR wręcz raziło wtórnością, w zasadzie czytałam tylko z przyzwyczajenia do marki, jaką jest NR.
Tutaj naprawdę niemal nie mogłam się oderwać.
Przeszkadzała mi natomiast przemoc w dużych dawkach. Dla mnie zbyt dużych. Nie wiem, skąd ta słabość NR do przemocy się nagle wzięła. Widać to już było w "Przed zmierzchem" i tych scenach w piwnicy. W "Year One" w obliczu apokalipsy z ludzi wychodzi to, co najlepsze i to, co najgorsze. A to znaczy, że gwałty i brutalne morderstwa są w zasadzie na porządku dziennym. Plus opisy tortur, np. wróżki, która zostaje przez jakąś bandę zgwałcona wielokrotnie, potem odrąbują jej jakimś narzędziem skrzydła, a na koniec wieszają na latarni. No dla mnie, szczerze mówiąc, masakra. Generalnie nie czytałam przed snem, bo nie chciałam kłaść się z tego typu sceną przed oczami.
Ale ogólnie jednak polecam - jest inaczej i ciekawiej, a NR jest moim zdaniem dobrą pisarką. Dobrze się ją czyta. Jestem też ciekawa, co będzie dalej, tzn. w tomie II i III, bo wydaje mi się, że ta historia jest rozpisana jako trylogia. Myślę, że zapowiada się przeskok czasowy i zastanawiam się, czy wrócimy do całej masy bohaterów, których w pewnym momencie porzucamy na rzecz towarzyszenia jednej bohaterce.
Jestem też bardzo ciekawa, czy któraś z Was już to czytała i mogłaby podzielić się opinią.