Jestem zaganiana, mam jeszcze moc rzeczy do zrobienia, ale muszę Wam o tym opowiedzieć, bo pęknę. Wracałam dziś z pełnymi siatami z Lidla, mając nadzieję, że dojdę do domu, zanim mi ręce odpadną. Nawigację miałam ustawioną na punkt docelowy i reszta świata mnie nie interesowała. Poprzedni burmistrz, napastowany przez starsze pokolenie, zlecił ustawienie wzdłuż chodnika ławek, na których zmęczone życiem owo pokolenie chętnie zalega, gdy jest słonecznie. Dziś było. Lazłam noga za nogą, mocno zniechęcona, kiedy dobiegło mnie, zadane dość głośno pytanie:
- Kiedy się ostatnio zsikałaś w majtki?
Zastopowało mnie natychmiast, a zaskoczony umysł błyskawicznie przeprowadził rachunek sumienia. Poczułam ulgę, gdy oznajmił, że było to w odległym dzieciństwie i podniosłam głowę, by zorientować się, kto tak obcesowo domaga się wiadomości na tematy osobiste. Okazało się, że pytanie nie do mnie było skierowane. Na ławce, kilka metrów przede mną siedziały dwie stateczne niewiasty i właśnie jedna z nich przepytywała drugą. Obie chyba miały kłopoty ze słuchem (ewentualnie potencjometry domowe ustawione miały na dużą głośność), bo doskonale słyszałam każde słowo. Zapytana pokręciła głową i skarciła pytającą:
- Akurat teraz chce ci się sikać? Wytrzymaj trochę. Tu nie ma gdzie.
- Nie chce mi się sikać! - warknęła pierwsza. - Pytam, kiedy ostatni raz zsikałaś się w majtki! Chyba, że masz sklerozę i nie pamiętasz!
Druga popadła w zadumę, po czym na jej oblicze spłynęła wyraźna ulga.
- Pamiętam! Miałam trzy lata i stary gąsior mnie zaatakował. Ze strachu się zlałam.
- No, widzisz - w głosie pierwszej dźwięczało rozżalenie. - A ja wczoraj.
- Jak to?!
- Kichnęłam.
- W majtki?!
W tym momencie poczułam, że wrastam w chodnik. Postawiłam siaty i zaczęłam w nich niemrawo gmerać, a uszy miałam chyba rozmiarów słoniowych.
Na ławce przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko warkotem przejeżdżających główną ulicą samochodów. Ja miałam przed oczami wielkie majtasy w błękitne kwiatuszki (kobita była obfita) i kichającą w nie niewiastę.
- Głupia! Kichnęłam i mi poleciało!
Kiedy już się dogadały i rozwiodły szeroko na temat środków zapobiegawczych, odblokowało mnie i poturlałam się do domu ze szczęściem w duszy. Przybył mi kolejny epizod do planowanej "Krucjaty babci Rozalii". Powolutku sobie uzbieram, muszę tylko częściej peregrynować po Kraśniku
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość