i skończyłam Walkę
Walka to dobry tytuł dla tej książki. Bo chodzi w niej głównie właśnie o walkę, niekoniecznie tę na ringu.
Elle to też wojowniczka, o siebie, o swoją przyszłość, o szczęście a potem o mężczyznę którego kocha i jego spokój ducha. Nico walczy z przeszłością i tak samo jak Elle o przyszłość. Oboje walczą o siebie samych i o siebie nawzajem.
Sporo tego prawda? Dlatego ten tytuł jest naprawdę celny.
Jeśli ktokolwiek się obawia o to, że Nico jest facetem – damskim bokserem to w tym momencie niech rzuci te obawy precz. Facet mający tyle empatii i takie wyrzuty sumienia dotyczące przeszłości, nie może być agresywny poza ringiem. To co w nim to jego praca i pasja, ale na co dzień to opoka. Szanuje swoją matkę, bratowe i braci. Opiekuje się nastolatkiem który ma ciężej od niego. A stosunek Nica do Elle od pierwszej chwili pozwala uwierzyć że temu facetowi na niej zależy.
Elle to też nie jest delikatny kwiatuszek. Myślałam że jej przeszłość to taki standardowy dramat, ale nic bardziej mylnego. Miałam niezły opad szczęki jak dowiedziałam się co się wydarzyło i przez co musiała przejść.
Bohaterowie to zdecydowanie plus tej powieści. Pomysł na nich autorka też miała niezły.
Plusem jest też to że nie ma w końcu dziwnych byłych. Jest eks Elle ale on nie miesza. Chciałby, próbuje, ale na szczęście to nie ma wielkiego znaczenia.
Ale niestety muszę przejść do minusów, których jednak trochę jest. Ech.
Opisy Nica. Elle co kilka-kilkanaście stron wzdycha nad jego mięśniami/barami/klatą/oczami/ustami/tyłkiem. Do wyboru. To nuży, bo ileż można.
Na dodatek jest masa scen seksu i wtedy też piesni pochwalne kolejne. Ale to nie jest najgorsze. Najgorszy jest stosunek opisy seksu – dialogi. Na niekorzyść dla tych drugich.
Bohaterowie rozmawiają ze sobą sporo, bo autorka mówi nam że przegadali niejedną noc. Tylko, że my wiemy o fakcie a nie jesteśmy świadkiem tych rozmów. Za to świadkami ich kotłowania w pościeli jesteśmy zawsze,
Znów też autorka chwilami idzie na skróty i urywa sceny, coś jak w Graczu. Niepotrzebnie, książka wcale nie jest jakaś długa, Keeland mogłaby pozwolić nam na obcowanie z bohaterami dłużej.
Na koniec może to moje czepialstwo. Ale Nico to dziwne imię
ciągle miałam wrażenie że ktoś się pomylił i powinno być Nick. No bo on nie jest Włochem, albo innym nieamerykaninem. Niby okej – może być coś w stylu pseudonimu, ale to jest jako imię… Drażniło mnie to trochę, ale jak mówię, to może tylko fanaberia
Ciekawa jestem drugiej części, dlatego, że opowiada o Vinniem, czyli tym podopiecznym Nica. To fajny dzieciak mający szansę wyjść na fajnego mężczyznę.
Książkę mam pod ręką więc niebawem na pewno sięgnę