Ja też nie łapię, ale pewnie nie jestem obiektywna
Ale tak czy inaczej, to najbardziej rozwala mnie kazus McKinley - to już w ogóle mi się w głowie nie mieści, jak ona może zabraniać (jeśli faktycznie zabrania, bo jak widać z Roberts to nie ona sama zabroniła). Jest jeszcze taka sprawa, i to może być tu przyczyną, że niektórzy autorzy boją się, że zostaną posądzeni o plagiat, gdy okaże się, że kolejna książka czy odcinek serialu okażą się podobne do jakiegoś fanfika. Wielu z nich zaznacza więc, że choć sam fakt istnienia fanfików im nie przeszkadza, to proszą o nieprzysyłanie im żadnych opowiadań, o nieproszenie o opinie itd, bo oni po prostu NIE MOGĄ ich czytać.
Ale u Rice chociażby nie o to chodzi...
A przecież, i tu polecę nieco patetycznie, fanfiki to dla autora ogromny komplement. Że ludziom chce się wnikać w zawiłości postaci, fabuły i tak dalej, że chcą się w ten świat zagłębiać i go rozwijać... Ech
A pisałam do różnych takich... seriali
Jak tak liczę, to wychodzi mi, że do trzech różnych na przestrzeni lat
Przy czym zawsze pisałam po niepolskiemu i rodzimego środowiska fanfikowego w ogóle nie znam.