Lucy napisał(a):
Jak dla mnie, to najlepsza książka Rogozińskiego
Trzy przyjaciółki : Martyna, Sandra i Iwona, pracują w gazecie ''Marzenia i sekrety''. Każda z nich jest na innym życiowym etapie, ale łączy ich jedno- nienawiść do szowinistycznego szefa Waldemara.
Pewnej nocy, zostając po godzinach w pracy, przy winku, zaczynają obmyślać plan pozbycia się go. Jakie jest "zaskoczenie" Sylwii, kiedy pewnego dnia zastaje szefa martwego i to dosłownie w taki sposób w jaki one same by go załatwili. Kobieta na ratunek wzywa pozostałe przyjaciółki i wszystkie postanawiają pozbyć się ciała. A to nie jest takie proste ... najpierw z pomocą śpieszą dzieci Iwonki, a później i im "trup'' znika A na końcu trup okazuje się nie trupem
W trakcie śledztwa wychodzi na jaw, że na właściciela gazety dybią różne osoby, m.in żona i dryblasy z zamiarem odzyskania kasy i akurat tego konkretnego dnia, wszyscy zaczaili się na faceta. Można powiedzieć, że się zakotłowało.
Kto jeszcze miał obawy odnośnie autora, to powinien sięgnąć po ten tytuł. Mam wrażanie, że z książki na książkę jest jeszcze lepiej. Zaczęłam czytać z bananem na twarzy i tak mi zostało do końca.
Antenka napisał(a):Janko zawsze możesz zamówić przez internet. Bodajże merlin wysyła za granice i nie ździera za bardzo.
Roma napisał(a):Wychodzi na to, że czytałam coś bardzo, ale to bardzo podobnego tyle że w bardzo dobrym wykonaniu Rudnickiej. Chodzi mi o tytuł Diabli nadali.
Lucy napisał(a):Jestem pewna, że ta książka wprawiłaby cię w cudowny nastrój.
basik napisał(a):Jak widzę takie okładki, to raczej podchodzę do książki jak kot do jeża. I jeszcze ten napis HIT, który zamiast przyciągać , odstrasza.
Droga Pani,
Piszę do Pani bynajmniej nie w sprawie pomocy. Chciałabym opisać moją historię i to, jak sobie z nią sama poradziłam. Z początku chciałam prosić o wsparcie, ale jako że mąż wykazał się resztką klasy, udało nam się rozstać bez przeszkód i wzajemnego obrzucania się błotem. Pozwoliłam sobie tylko na jeden, bardzo mały pożegnalny żarcik, który mój były zapamięta do końca życia. Zemsta jest słodka.
A właściwie nie. Zemsta jest bardzo pikantna . Ale po kolei. Byliśmy dość zgodnym i fajnym małżeństwem z dziesięcioletnim stażem. Nie mogliśmy mieć dzieci, więc bardzo pilnowaliśmy, aby w naszym związku nie było nudno. Narty, rowery, wakacje, wspólne weekendy. I nagle niedawno, może jakiś miesiąc temu, mój mąż powiedział, że naraz zapragnął zostać tatą i że w zasadzie dzidziuś jest już w drodze. Nie będę wchodzić w szczegóły, co się wtedy ze mną działo i jak bardzo czułam się oszukana, a przede wszystkim zdradzona. Najpierw wyrzuciłam go z domu tak, jak stał, ale po tygodniu zaczął ze mną pertraktować o rozwód i podział majątku. Początkowo nie chciałam się
zgodzić i nie zamierzałam słać mu drogi do nowego małżeństwa różami, ale potem zrozumiałam, że on do mnie i tak nie wróci. A szarpać się przez lata? Szkoda było mi energii i czasu. Zgodziłam się więc na rozwód, a Karol ustąpił w sprawie domu i zdecydował się w całości scedować go na mnie. Mąż powoli zabierał swoje rzeczy i gdy wyniósł ostatni karton, pocałował mnie w rękę i podziękował za wszystkie te lata. Dodał, że byłam nie tylko świetną partnerką, ale i gospodynią domową. „Twojego kurczaka na ostro będę wspominał zawsze z sentymentem”, zapewnił mnie z kurtuazją. To wtedy przyszedł mi do głowy ten diabelski pomysł. Bo owszem, rozstaliśmy się z klasą, ale nie zmieniało to faktu, że postąpił wobec mnie nielojalnie i jak zwykła świnia. „Chyba jednak nie zmieścisz tego wszystkiego na raz do auta. Możesz obrócić na dwa razy”, zaproponowałam wspaniałomyślnie, a mąż przystał na tę propozycję ochoczo. Gdy go nie było, otworzyłam zamrażarkę i wyjęłam z niej kurczaka, który leżał tam już dość długo. Rozmroziłam go szybko w mikrofali, a zapach powiedział mi, że mięso jest już trochę nieświeże.Tego potrzebowałam. Szybko przygotowałam zaprawę, bardzo pikantną, która miała zamaskować odorek. Do kurczaka dałam też odrobinę curry, po którym układ trawienny mojego męża bardzo protestuje, a potem wstawiłam mięso do
piekarnika. W międzyczasie przygotowałam ziemniaki i dodatki, nakryłam stół i poszłam się przebrać. Nie wiem, skąd wzięłam siły na te całe „dekoracje”, ale chyba myśl o zemście dodawała mi otuchy i kazała cały czas się uśmiechać. Karol był zszokowany, gdy zaprosiłam go do stołu. Powiedziałam, że przygotowałam kolację na pożegnanie, żeby w miły sposób zamknąć ten czas naszego małżeństwa.
Mąż nie dał się dwa razy prosić. Zasiadł przy stole i nałożył sobie sporą porcję mięsa, które tak pachniało przyprawami, że termin jego przydatności do spożycia stał się niewyczuwalny. Karol był tak zaaferowany ulubioną potrawą, że nawet nie zauważył, że ja poprzestałam na winie. Siedziałam przy drugim końcu stołu i choć tak naprawdę zbierało mi się na płacz, cały czas uśmiechałam
się dzielnie i czekałam, aż mieszanka curry i zepsutego mięsa wreszcie zacznie działać.„Czuję się bardzo niedobrze”, mój maż złapał się w pewnej chwili za brzuch i zapytał, czy może skorzystać z toalety. Skinęłam głową, choć w środku aż skręciło mnie z obrzydzenia. Były partner plus najwłaśniejsza toaleta, to połączenie dość przykre. Ale cóż. Plan miał plusy i miał też minusy w postaci zanieczyszczonej
łazienki. Z westchnieniem słuchałam, jak mojemu mężowi „prostuje rury z obu stron”. Może po piętnastu minutach poprosił, żebym wezwała mu taksówkę, bo nie będzie w stanie prowadzić. Słyszałam, że dalej go czyści, a zapach dopływający z łazienki przyprawiał mnie o mdłości, wzięłam więc jego telefon i przejrzałam kontakty. Nowa miłość ukrywała się pod tym samym słowem, którym kiedyś
określał mnie. Wybrałam numer do „Kitka” i poprosiłam kobietę, żeby przyjechała po narzeczonego. Po kilkunastu minutach stanęłam oko w oko ze swoją następczynią, która nie była ani młodsza, ani ładniejsza ode mnie, ale miała za to ogromny brzuch, który kazał mi
oszacować znajomość na co najmniej rok. Bez zbędnych uprzejmości zaprosiłam ją do środka i wskazałam łazienkę. Kitek otworzył drzwi, i to na tyle szeroko, że zobaczyłam, jak mąż z opuszczonymi spodniami i bielizną leży z głową w toalecie. Pomimo że widziałam go tylko chwilę,zapamiętałam sobie ten obrazek na całe życie. Swojej następczyni zdołałam jeszcze wyszeptać, że mąż często ma takie niedyspozycje, a potem pomogłam jej podnieść go z podłogi, wyprowadzić z domu i wpakować do samochodu. Łazienkę musiałam dobrze wysprzątać i wywietrzyć, ale tobyło i tak nic w porównaniu z pikantną zemstą, którą zafundowałam swojemu byłemu. Gdyby chciała Pani opublikować mojego mejla u siebie na blogu, zezwalam. Proszę tylko zmienić personalia. Nie popieram zemsty całym sercem, ale czasem człowiek musi. To dużo lepsze niż branie się za głowy i obrzucanie inwektywami.
Serdecznie pozdrawiam.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość