Strona 162 z 182

PostNapisane: 8 czerwca 2016, o 19:19
przez Viperina
A sorki, nie wiedziałam, że jest wątek autorski, ale tak sobie myślę, że może i tak bym to tu powiesiła, gdybym wiedziała, bo pisałam raczej z myślą o poleceniu książki miłośniczkom romansów średniowiecznych niż czytelniczkom autorki. Analogicznie, ja raczej bym do tej opinii nie dotarła na wątku autorki, a tutaj i owszem... Nie upieram się, ale sądzę, że tutaj było lepiej :)

PostNapisane: 8 czerwca 2016, o 22:37
przez Duzzz
Jeśli chcesz szerzej polecać, a jest np. temat autorski zawsze możesz w temacie np. tym zostawić link do tej opinii :wink:
Mamy autorskie więc warto z nich korzystać. :)

PostNapisane: 9 czerwca 2016, o 08:12
przez Viperina
A to jest dobra myśl :)

Moje wrażenia z lektury średniowiecznych romansów Elizabeth Lowell:
viewtopic.php?p=1051333#p1051333

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:06
przez •Sol•
Vip, podobała Ci się przemiana bohatera tego When Marquess Meet His Match? I to jak ona go robiła na każdym kroku? ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:11
przez Viperina
Tak, przemiana była OK. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, że bez przemiany facet byłby absolutnie beznadziejny. No ale przemiana była oczywistą oczywistością, warunkiem sine qua non. Zastanawiałam się, za co najbardziej lubię Guhrke, i wyszło mi, że chyba za dialogi (nie tylko między główną parą bohaterów, ale w ogóle), za rozgrywanie relacji między bohaterami. Napisała w tej książce co najmniej kilka fajnych dialogów (mój faworyt to: "jesteś zwolniona, Belindo"), sympatyczną scenę oświadczyn i... całkiem udanego "czarnego charaktera". Obiecujący początek serii :)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:14
przez •Sol•
wiadomo ;)
ale podobało mi się bardzo jak spłynęło na niego olśnienie ;)

czarny charakter - ojciec? Przemówił do mnie, znielubiłam go tak jak lubię nielubić ;)

dialogi super, zwłaszcza jak te kandydatki jaśnie markiza obskakiwały. Można się było pośmiać ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:21
przez Viperina
Tak, ojciec, bardzo udany czarny charakter, żadnej nudnej i bladej ekspiacji, zły do końca. A, i jeszcze jeden plus: bohater doznaje olśnienia w sprawie głębi swoich uczuć przed olśnieniem bohaterki.

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:33
przez •Sol•
to jest zdecydowany plus.
w ogóle bohaterka go bardzo fajnie z góry traktowała przez długi czas ;)

chwilę po tej Ghurke czytałam najnowszą MacLean i tam też ten ojciec był uważany za złego, tylko że zły nie był. I w sumie wolę jak jest zły zły ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:47
przez Viperina
Taki ojciec i także błędna diagnoza zachowania bohatera w kontekście ojca (identyczny schemat, tylko z większą jeszcze dramatozą) jest w trzecim tomie serii Skandale Linden.

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 11:51
przez •Sol•
ojciec Bena wyjdzie a dobrego? Dobrze rozumiem?
Jeśli tak to aż nie mogę uwierzyć...

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:03
przez Viperina
Spoiler:

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:07
przez •Sol•
Spoiler:

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:09
przez Viperina
Tu jest link do recenzji trzeciego tomu Skandali:

viewtopic.php?f=144&t=2765

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:15
przez •Sol•
dzięki, zaraz sobie poczytam ;)
Vip, a jak podobał Ci się gest Belindy? Ta wycieczka do piekielnego tatusia i potem rozwiązanie problemów? ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:32
przez Viperina
To było oczywiste, aczkolwiek sądziłam, że wykaże więcej ostrożności (a i szacunku do Nicholasa przy okazji)
Spoiler:

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 12:38
przez •Sol•
myślę że ona chciała mu oddać wszystko w ramach pokazania że mu ufa i go kocha ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 13:55
przez Viperina
No to był ten zabieg, żeby on się zachował i nie przyjął posagu, ale było to jak na nią dość niespójne i mało prawdopodobne. Ona w ogóle nie chciała wychodzić za mąż. Za kogoś takiego jak on tym bardziej nie. I nagle zmienia wszystkie swoje postanowienia i beztrosko oddaje majątek. Nie, to było z jej punktu widzenia nie do przyjęcia. Z jego punktu widzenia owszem, on stanął na wysokości zadania. Ona się wygłupiła.

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 14:09
przez •Sol•
nie chciała po doświadczeniach z byłym mężem.
ale w nim zobaczyła miłość życia i postawiła wszystko na jedną kartę. Że z miłości ;)

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 14:58
przez Viperina
Ten gest mi do niej nie pasował, był taki zupełnie od czapy, mogła to rozegrać inaczej, z tym samym skutkiem, ale bardziej rozważnie. No ale chodziło głównie o to, żeby to on zachował się, jak należy. Tak rozumiem ten zabieg autorki.

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 15:12
przez •Sol•
dla mnie to było tak jak pisałam - chciała mu pokazać swoje zaufanie i miłość tym gestem. On wiedział jakie ma podejście do tych spraw więc okazała mu pełnię uczuć ;)
ale patrząc na to jako scenę do popisu dla bohatera też ma sens.

PostNapisane: 28 czerwca 2016, o 15:47
przez gonia
Viperina napisał(a):A sorki, nie wiedziałam, że jest wątek autorski, ale tak sobie myślę, że może i tak bym to tu powiesiła, gdybym wiedziała, bo pisałam raczej z myślą o poleceniu książki miłośniczkom romansów średniowiecznych niż czytelniczkom autorki. Analogicznie, ja raczej bym do tej opinii nie dotarła na wątku autorki, a tutaj i owszem... Nie upieram się, ale sądzę, że tutaj było lepiej :)



Ja przeczytałam Twoją opinię właśnie dlatego, że była w autorskim, tu by mi umknęła :) Nawet pomyślałam nad dziwnym zbiegiem okoliczności. Autorka raczej u nas (Forum) zapomniana, a ja ostatnio też myślę nad powrotem do tego jako cyklu, bo kiedyś czytałam tylko tę część wydaną u nas. Nie podobała mi się, ale to co mnie wtedy raziło teraz akceptuję i moja ocena może być inna.

PostNapisane: 10 lipca 2016, o 09:43
przez Viperina
Sol, przeczytałam tom drugi Amerykańskich Dziedziczek w Londynie, czyli:

Obrazek

Chyba podobał mi się bardziej niż tom pierwszy, głównie ze względu na bohatera, chociaż w sumie bohaterka też jest fajniejsza. Fabuła przewidywalna, bez zaskoczeń i zwrotów akcji. Rzecz dotyczy drugich szans, czyli zejścia się pary, która pięć lat wcześniej zawarła małżeństwo z rozsądku, po czym książę łaskaw był wyjechać do Afryki (na wyraźne żądanie, a wręcz warunek zawarcia związku, ze strony żony). On jest po wypadku, gdyż lwica zeżarła mu kawał nogi i to spowodowało, że przewartościował swoje życie i postanowił założyć prawdziwą rodzinę, po czym przypomniał sobie, że żonę już ma, więc wystarczy tylko się z nią pogodzić. Ona nie jest zainteresowana żadnym godzeniem się. Dalej klasycznie, przez dwie trzecie powieści nawet dość niemrawo, rzekłabym, potem jeszcze doplątuje się zemsta i współpraca kolegów z Eton, wszystko okraszone niedorzecznościami fabularnymi na granicy akceptowalności w tym gatunku.

Całość na jakieś 6,5 może 7/10.

To nie jest najlepsza seria Guhrke jak do tej pory.

PostNapisane: 10 lipca 2016, o 11:14
przez •Sol•
Vip, brzmi jakby było mniej ciekawe :P ale może ;) w końcu ją sie w pierwszym tomie od razu lubi, a jak on nagle zaczyna skakać to też nie jest tak źle ;)

Vip, a według Ciebie najlepsza seria Ghurke to?

PostNapisane: 10 lipca 2016, o 14:18
przez Viperina
Ten: viewtopic.php?f=144&t=2507 - z naciskiem na tom I i III (nie trzeba czytać wszystkich).
Z tego: viewtopic.php?f=144&t=2529 fajny jest I, reszta taka sobie.

PostNapisane: 30 lipca 2016, o 10:05
przez Szczypta_Kasi
Obrazek
Jestem już po lekturze" W służbie miłości".
Początek podobał mi się bardzo. Nawet przez chwilę pomyślałam że trafiła mi się książką w stylu Amandy Quick.
Są dwie nie najmłodsze panny, bardzo energiczne, które swoimi niezbyt udanymi intrygami i tak osiągają zamierzony cel.
Pojawia się dwóch tajemniczych mężczyzn, z którymi wyruszają one w podróż. Jest zauroczenie, są kłopotliwe, śmieszne sytuacje. I jest nadzieja na dobrze rozwijający się romans.
Niestety, los rozdziela nasze Panie od ich amantów tak gdzieś w 1/3 książki i już niewiele będzie okazji do następnych spotkań miedzy nimi.
Watki romantyczne rozgrywają się natomiast pomiędzy bohaterami drugoplanowymi, a nasze bohaterki będą brać czynny udział w podsycaniu wszelkich uczuć.
Typowy romans historyczny jakim wydawała się na początku książka przeradza się w humorystyczną przygodówkę z wieloma wątkami, które nawzajem się przeplatają. Robi się z tego niezły galimatias, ale chyba właśnie o to autorce chodziło.
Momentami Wierzchowska przedobrzyła ze swoboda zachowań i potocznością języka używanego przez dziewiętnastowieczne damy, ale z założenia książka jest komedią więc nie musi to bardzo kłuć w oczy.
Gdyby " W służbie miłości" było odrobinę krótsze, podobałoby mi się bardzo. Przez swój rozmiar i wielowątkowość podobało mi się, choć pod koniec już nużyło.
Nie czytałam książek o których pisała Sol i Cedar autorstwa Marty Ksiel, ale mam wrażenie, że "W służbie miłości" wrzuciłabym z nimi do jednej kategorii.