Czytałam jakiś czas temu i w sumie nawet obiecałam, że kiedy to zrobię to napiszę dwa zdania. Robię teraz
Coś mojego Marci Lyn Curtis.
To typowa literatura młodzieżowa. Skierowana do młodego czytelnika. Ale, jak często bywa, nie tylko do niego. Choć ostrzegam, nie ma scen płomiennych, skakania po łóżkach czy miękkich nóg na widok fantastycznego faceta. Ale jest facet, a w zasadzie dwóch. Jeden sporo młodszy, przebojowy, widzący świat w sobie znany tylko sposób, zdobywający uśmiech innych częściej niż inni. Drugi starszy, bardziej spokojny i wyważony, cichy pod presją sławy. I jest ona. Niewidoma, zakochana w nieznanym wokaliście, łapiąca ciepło rodzinne, zagubiona i odtrącona. Fabuła to historia ich trójki, wymieszana, pełna niewiarygodnych scen, z wątkiem paranormalnym. Ciekawa.
Całość opisana z wrażliwością młodzieńczą, szacunkiem dla odmienności i zrozumieniem dla głupot mniejszych lub większych. Lektura, przynajmniej dla mnie, nie była czasem straconym. Wręcz przeciwnie. Podejrzewam, że zapamiętam na długi, choć wielu mogłoby powiedzieć, że to nic wielkiego. Lubię takie niewielkie rzeczy zapadające w pamięć