Frin, poprzednia Laurenston, czyli "The Mane Squeeze" - ciągnęła się, ciągnęła i ciągnęła... chyba nawet jej nie doczytałam do końca, bo mnie po prostu znudziła. Albo doczytałam, ale nie wiele pamiętam
I Lachlan był jakiś taki zbyt... mhm... misiowaty... zwłaszcza w porównaniu z jej poprzednimi męskimi bohaterami (Van Holtz
).
Nie wiem, czy to przesyt jej książkami, czy po prostu seria Pack jest lepsza, bądź zrobiła na mnie większe wrażenie, bo była czytana jako pierwsza, ale mam wrażenie, że z kolejnymi tomami jest jakby gorzej, a przynajmniej nie lepiej.