Ale jakoś polskie czytelniczki od lat czytają harlequiny tłumaczone, gdzie poziom tego tłumaczenia jest... mierny
Jak sobie czytam czasem kawałki wstawiane w książkoteście, to mi ręce opadają. Bo to nawet nie o błędy czy opuszczenia chodzi, ale o brak wyczucia językowego, sztywność stylu itd - harlequiny są przecież pisane bardzo prostym językiem, a ten, wbrew pozorom, wcale się tak łatwo na polski nie przekłada. To się zresztą odnosi nie tylko do harlequinów.
Ale oczywiście się zgadzam, że redakcja to podstawa. (Można by pomyśleć, że przy tych kulawych tłumaczonych harlequinach to każdy polski romans będzie lśnił stylem, a jednak nie...)
Co do reszty dyskusji, to ja osobiście nie chciałabym dopisywać do swoich argumentów ideologii ekonomicznej. Zresztą jest tak, jak napisała Fringilla - można kupić ubrania polskiej marki np reserved, ale przecież one i tak będą z Chin.
Nie chcę też wcale głosić zasady ' jest generalizacją, czasem się coś pojawia, jak widać
)