hehe, to ja mam taki fajny tytuł, szszsz [się rozglądam w prawo i w lewo i za siebie zerkam, bo zaraz mały offtop regencyjny będzie
tytuł, który pogrywa elegancko tym schematem: rzecz się dzieje po wojnach napoleońskich, bohaterka to wdowa, rozpaczająca bardzo po swym ukochanym mężu "tym właściwym bardzo", który to wyratował ja niegdys z łap zbója, który to z kolei porwał ją, aby jej posag zagarnąć w ramach wymuszonego małżeństwa... niestety, męża zabrakło, czasy nie najleżejsze emocjonalnie i kto oto pojawia się kulejąc mocno [chlubna rana wojenna] na horyzoncie?
stary znajomy i znienawidzony na maksa porywacz
oj, miodzio - jak dla mnie styl Putney czuć w tle
motyw czołgania metaforycznie i prawie dosłownie [ta scena w lasku...
ale wracając do tematu - się zgadzam oczywiście
jak już to niech się czołga
i a propos niefortunnie uzytego przeze mnie czasownika - pod "zjechał" kryje sie "poświęcił się, ratując życie bohaterce" [a ona zaraz musiała ratować jego, eeee....