Gatunki – rodzaje – typy - crossovery Fantastyka / Paranormal — Historyczny — Współczesny — Kryminał / sensacja / thriller / mafia — Religijny — LGBTQ+ YA / NA — Dla dzieci i młodzieży — Harlekiny — Chick-lt — Komiks — Fanfiki Poza romansem... — Polska strefa
Też skończyłam pierwszą Comę, ale nie mam potrzeby od razu zaczynać drugiej części. Fakt, skończyło się jak skończyło, ale mogę z tym żyć. Sara mnie denerwuje. Ona tak mnie denerwuje
bo Sara ogólnie męcząca była,takie duże dziecko,które dużo wymaga a niewiele daje...I te jej wieczne wyrzuty w stosunku do Heleny...i jeszcze jej język mnie denerwował matko,jak ona zaczynała gadać to czułam,że zaraz tłumacza mi będzie potrzeba...Chociaz w dwójce jest jeszcze jeden taki koleś co mówi podobnie...I jak zaczyna gadać,to nikt go nie rozumie poza Heleną
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
no to ci mówię,ona to jeszcze nic... był jeden taki co gadał w ten deseń - Po pierwsze primo, jest jakie znalazłem, lepszego nie było. - Pomachał zakurzoną butelką. - Po drugie primo, to ostania należeć miała do wiesz kogo. On nie wie, że ja wiem, gdyby wiedział, że wziąłem to by się zbulwersował. Tu lód też mam, gdyby ktoś chcieć zechciał.
albo tak – Po pierwsze primo, pan od Konopi cichym ukradkiem nas nie dostanie, po drugie primo, ludzie lasu też nas nie chcą chcieć. Jeśli ktoś, nie my, bo my nie, rozpocznie wojnę, to po pierwsze primo czarna mogiła, po drugie primo, a nie, po drugie, to nie wiem
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
i jest ich sporo widocznie po drugie primo można czasem stosować,dla tych upośledzonych intelektualnie
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
nie bój się,idź do przodu...sporo sie dzieje,choć nie wszystko wyjaśnione jest od razu...Chwilami jest to wyjaśniane w retrospekcjach...
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
Słów kilka o Comie. Uwaga! Ta opinia jest spojlerem, w dodatku znajduje się tam kilka niedozwolonych słów, dlatego jeśli nie masz ukończonych lat 18, nie zaglądaj.
Spoiler:
Jeśli mowa o pierwszej części Comy to przyznam, że na początku było ciężko. Nawet bardzo. Ta cała akcja ze szpitalem, jakąś dziwną historyjką o drugim świecie, żołnierzach itd., mnie nie kupiła. Po kilku stronach miałam ochotę rzucić i nigdy do tego nie wracać. Ale potem przyszła myśl: poleciła mi to Ewa, a chyba jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby mi poleciła coś co nie jest warte przeczytania. No to brnęłam dalej. Zaczęło się robić ciekawie dopiero od momentu, w którym Helena zabiła potwora. Ciekawie, co nie znaczy dobrze. Ale wszystko rozwijało się na tyle prężnie, że... nawet nie wiem, kiedy zaczęłam się uśmiechać i czytać z chęcią zastanawiając się co dalej. Jeśli chodzi o tę część to uważam, że jest naprawdę dobra. Autorka wykazała się tutaj naprawdę niesamowitym talentem do opisywania wydarzeń, jak choćby konkursu na mistera Comy. Urzekły mnie niektóre wyrażenia bohaterów np. miłość jak bambosz, hodowanie patyczaków czy też, kiedy odliczali świnki. Ubawiłam się. Autorka stworzyła świat, który z chęcią poznawałam, chociaż wszystko mocno mi się kojarzyło z „Invocato” Tomaszewskiej. Helena- podobał mi się jej całokształt. Wpadanie w tarapaty, robienie wszystkiego na przekór, stawianie na swoim. Ciekawie wyglądało to, że czasem zachowywała się jak największy bezmózg po czym wyskakiwała z czymś super inteligentnym itp. Ice- mam co do niego mieszane uczucia. Z jednej strony samiec myślący, który ma same atutu, z drugiej trochę mnie drażnił. Był sztywny jakby kij połknął. Ale nie mogłam z tego, jak wrócił z Colą pijany. Śmiać mi się chciało, jak sobie wyobraziłam, jak tak wpada i woła bełkocząc: Heleno! Kazah- on mnie urzekał. Pasha- dziwny był. Cola- kompletnie nie do rozgryzienia. Jednocześnie słodki ciapciak, z drugiej taki pierdziel jak Ice. Big Boy- słodki był z tym swoim warczeniem, a potem tuczeniem Dzidzi waflami czy noszeniem malucha. Drzazga- taka chłopobaba. Kokos- ciekawiły mnie te jego wynalazki. Masao- boss i kozak. Pietia- po prostu narkoman. Nan- praktycznie do końca myślałam, że wyjdzie z niej jakaś zdradliwa sucz. Sara- od początku mocno mnie wpieniała. Wrrr... wredne to to. Zero mózgu i... czegokolwiek. Jak wcześniej wspomniałam, przez większą cześć miałam na ustach mega uśmiech, ale końcówka mnie rozczuliła. Zwłaszcza pożegnanie z Kokosem. Generalnie podobało mi się, jestem na tak. Czytanie tego było przyjemne i satysfakcjonujące. Lubię takie historie. Tej daje 6/6. Gorąco polecam.
Natomiast sprawa ma się zupełnie inaczej, jeśli chodzi o drugą część. Początek jest taki sobie. Ale dobra, w poprzedniej też taki był, więc się nie czepiam. W momencie powrotu Masao i Pietii akcja nabrała tempa i sądziłam, że będzie już tylko ciekawie. Jakże się pomyliłam! Ta historia była zupełnie inna. Dużo nudniejsza, ciągnąca się, bez polotu. Nie wciągnęła mnie tak bardzo jak poprzednia, miejscami była wręcz męcząca. Nie podobało mi się to, co autorka zrobiła z niektórymi bohaterami, a niektóre rzeczy były wstawione po prostu na siłę albo nie do końca trzymały się kupy, np.: choroba Ice’a. Helena- była chyba jedyną postacią, która nie zmieniła się w porównaniu do pierwszej części. Ice- wkurzał mnie na maksa. Ja rozumiem, że dużo przeszedł, dla niego minął rok itd., ale zachowywał się jak zwykły fiut. Kazah- wkurzyło mnie to, co zrobiła z niego autorka. Jasne- ubieranie sukienek jest dobre. Ale robienie z niego niemoty i bezmózga było przegięciem. Przede wszystkim należał do Bad Boysów, nieustraszonych żołnierzy i przeżył kilkanaście lat. Niemożliwe, że byłby aż takim głupkiem, który w dodatku nie potrafi przejść dwóch kroków, żeby sobie nie zrobić krzywdy. Pasha- podobała mi się jego postać. Ciekawie skonstruowana, szkoda, że było go tak mało. Cola- wkurzał mnie. Big Boy- ten znów mnie rozczulał. Jednak miał trochę za dużo kwestii typu: „Mamusia mówiła...” i za mało walił ludzi po łbie. Trochę za słodki się zrobił. Drzazga- dobre było to, jak się zachowywała wobec Heleny, ale wkurzało mnie to jej niezdecydowanie, złość na Biggiego. Kokos- ten to mnie zaskoczył. Cała jego postać, aż by się chciało go naprawdę poznać. A to jego gadanie o miłości jako związku chemicznym było bomberskie. Masao- wcześniej był normalnym facetem, a tu zrobiono z niego jakiegoś świrka- dupirka. Pietia- tym razem, poza Helenką to ta postać podobała mi się najbardziej. Biorąc pod uwagę większą część tej książki, żałowałam, że to nie jego wybrała tylko Ice’a. Nan- tutaj się dziołcha popisała. Zwłaszcza z tym krzyczeniem na dzieci, bo przecież dorośli faceci dobrze to znoszą. Haha, biedna ona. Sara- wkurzała mnie, wkurzała i jeszcze raz wkurzała. Normalnie nie powinna się nawet znaleźć w tej opowieści. Generalnie nie jestem ani na tak, ani na nie. Sam pomysł był dobry. Wyjaśniło się też wiele kwestii. Jednak było dużo niedoskonałości, a niektóre rzeczy wręcz raziły. Jak choćby to, kiedy siedzieli, czekając aż wybuchnie bomba i... uratował ich Morfeusz! To było... głupie. Już lepiej jakby zginęli. Serio. Wszystko kończy się szczęśliwie, miłością i to taką z przytupem, kontynuacją przyjaźni i ogólnie jest tak dobrze, że... ach, to podwyższa ocenę. Ostateczna nota to 3/6.
Fakt,jedynka jest bombowa.W dwójce autorka mocno przedobrzyła z przerysowaniem postaci.Ice'a nawet mogłabym znieść(choć jego postępowanie długo wydaje sie niewytłumaczalne i nie do przyjęcia),ale to co zrobiła Kazahowi wołało o pomstę do nieba...No i ta wydumana końcówka,też byłam na to wściekła...Trochę za bardzo poszło to w strone antynormalu. Za to Big Boy z tym swoim konsekwentnym mamusia mówiła,mocno mnie rozśmieszał(no powiedzmy,że w stosunku do pierwszej części za bardzo wylewny sie zrobił).Drzazgę,o dziwo rozumiałam doskonale,za to Melon jest tutaj kompletnie nie do przyjęcia.Zrobił się z niego mocno terytorialny dupek...To mi sie akurat nie podobało.Sądzę jednak,że i dwójka po poprawkach nadawałaby sie do druku
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
Zapomniałam o Melonie! Właśnie, co do niego: w pierwszej części go lubiłam, w drugiej mnie wkurzał. O! Jeszcze powinnam wspomnieć o Sorado. Dziwak, ale polubiłam go To jego: po pierwsze primo... xd gość rozwala system. Obie nadają się do przeczytania, ale jest duży kontrast pomiędzy jedną, a drugą częścią.
Bomblu powiem szczerze że po tempie w jakim wciągnęłaś spodziewałam się że będzie większy szał ale jednak fajnie że przeczytałaś, bo poznałaś coś co nie jest takie mocno popularne i jednak wyjątkowe
i ja też miałam skojarzenia z Invocato sprawdziłam i one powstawały niemal jednocześnie więc ciężko stwierdzić czy a jeśli tak to która z której rżnęła
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
Skończyłabym szybciej, ale nie miałam aż tyle czasu Pierwszą część połknęłam... ledwo zaczęłam, już był koniec Natomiast druga była trochę męcząca, ale nie mogę powiedzieć, że całkiem mi się nie podobało. Pomysł był naprawdę dobry. To wykonanie mnie załamało. Autorka trochę przedobrzyła z pewnymi sprawami. Ale nie żałuję, że przeczytałam. Wręcz przeciwnie, uważam, że po pewnych poprawkach można by to spokojnie opublikować i myślę, że cieszyłoby się to dużą popularnością.
no,ja na pewno... a Sorado to faktycznie oryginał jakich mało
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
nie słyszałam o problemach ale o wydaniu mowa była już daaaawno temu i nadal cisza. Także nie wiem czy jest na etapie szukania wydawnictwa czy już ktoś się zainteresował
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
Przeczytałam "Ukochaną polityka" i kurczę... ten ff jest naprawdę dobry! Chyba się starzeję, bo ostatnio bardziej do mnie przemawiają historie "dojrzałych" ludzi. Fajnie, że autorka wspomniała i o śmierci Freda, i co nieco o życiu osoby, która w pewnym sensie przegrała bitwę. To chyba też pierwszy ff potteromaniacki, w którym Ron nie jest totalnym głupkiem.
też mi się ten fanfik podobał...moja córa mi go poleciła...a dzisiaj przeczytałam taka małą miniaturkę(Pomoc potrzebna od zaraz) o tym jak do Hogwartu przychodzą nowi uczniowie-James Potter(syn Harry'ego) i Fred Weasley(syn Goerge'a) i reakcja McGonnagal na ten fakt
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.