O kobiecych postaciach w popkulturze
Napisane: 21 grudnia 2023, o 13:19
Tak mnie ostatnio naszło na pewne przemyślenia na temat przedstawiania postaci kobiecych w popkulturze (szczególnie tej współczesnej). Mianowicie jakiś czas temu zaczęło mnie dosyć mocno ciągnąć w stronę MCU oraz DC. Obejrzałam kilka filmów, kilka odcinków seriali animowanych. Algorytm wyszukiwarki to ewidentnie wyłapał, bo nagle na FB zaczęło mi się wyświetlać mnóstwo artykułów kręcących się wokół aktualnie powstających produkcji należących właśnie do tych franczyz.
No i w tym miejscu popełniłam gigantyczny błąd. Zaczęłam czytać komentarze. Zostałam wręcz zalana tekstami w stylu "No tak, teraz to wszędzie trzeba na siłę upychać silne i niezależne postaci kobiece, które jedyne czym się charakteryzują to tym, że kopią facetom tyłki na lewo i prawo, bo tak i koniec! Parytety psia jego mać!", "Hue, hue, niech teraz cholerny Marvel wszystkich swoich superbohaterów przerabia na baby, najlepiej czarnoskóre transpłciowe lesbijki, bo to teraz takie modne, hue, hue...", "W filmie X miał być pokazany związek dwóch bohaterek!? Jak oni śmią prezentować widzom takie bezeceństwa!?" i ogólnie tego typu teksty. No i w pewnym momencie sama tak troszeczkę zaczęłam myśleć, że...kurde, może faktycznie w tych komentarzach (tych najbardziej wyważonych i merytorycznych oczywiście, bo na takie ewidentne trolololo najlepiej spuścić zasłonę milczenia) kryje się jakieś mikroskopijne ziarenko słuszności?
No bo nie da się ukryć, że w przeciągu ostatnich kilku lat rzeczywiście dostaliśmy tych superbohaterek trochę, czy to w serialach, czy to w filmach. I...faktycznie na podstawie tych produkcji można trochę odnieść wrażenie, że MCU nie za bardzo potrafi w postaci kobiece. Pierwszy solowy film o Kapitan Marvel pojawił się w kinach dosłownie na dwa miesiące przed Endgame, gdzie w tej drugiej produkcji Carol Danvers miała odegrać naprawdę kluczową rolę i miło by było, gdyby jednak została ugruntowana w historii nieco wcześniej. Solowy film o Czarnej Wdowie dostaliśmy dopiero po czwartych Avengersach, w których Natasza zginęła. Serial o She-Hulk został praktycznie zmiażdżony w recenzjach. A i w tych filmach, w których kobiety pełnią bardziej drugorzędne role nie jest wcale jakoś wesoło. Tutaj czwarty Thor ma jakieś problemy. Tutaj coś nie wyszło w drugim Ant-Manie. Tutaj coś było nie tak w drugiej Czarnej Panterze. No generalnie...MCU sypie się obecnie z każdej możliwej strony.
No ale dobra, poczytałam te komentarze, z niektórymi przez chwilę nawet się zgadzałam, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że...no nie. To, że ludzie odpowiedzialni za tworzenie tej franczyzy mają ewidentny problem z wykorzystywaniem pełni potencjału większości swoich bohaterek (i, szczególnie ostatnio, sporej części bohaterów, tak tylko dodam dla porządku), to nie znaczy, że tych bohaterek w ogóle nie powinno w tych produkcjach być. Albo że wszystkie co do jednej mają zostać zredukowane do roli bezwolnego obiektu, któremu jakiś facet w rajtuzach musi ocalić życie, bo jak nie to zupełnie bezbronne biedactwa zginą śmiercią bolesną i tragiczną. To z całą pewnością nie jest odpowiedni kierunek.
A jak wy zapatrujecie się na pojawiające się w MCU istotniejsze postaci kobiece, zwłaszcza te nowsze? Uważacie ja za przekoksowane i niesympatyczne Mary Sue, czy jednak lubicie i widzicie w nich duży potencjał na przyszłość ?
No i w tym miejscu popełniłam gigantyczny błąd. Zaczęłam czytać komentarze. Zostałam wręcz zalana tekstami w stylu "No tak, teraz to wszędzie trzeba na siłę upychać silne i niezależne postaci kobiece, które jedyne czym się charakteryzują to tym, że kopią facetom tyłki na lewo i prawo, bo tak i koniec! Parytety psia jego mać!", "Hue, hue, niech teraz cholerny Marvel wszystkich swoich superbohaterów przerabia na baby, najlepiej czarnoskóre transpłciowe lesbijki, bo to teraz takie modne, hue, hue...", "W filmie X miał być pokazany związek dwóch bohaterek!? Jak oni śmią prezentować widzom takie bezeceństwa!?" i ogólnie tego typu teksty. No i w pewnym momencie sama tak troszeczkę zaczęłam myśleć, że...kurde, może faktycznie w tych komentarzach (tych najbardziej wyważonych i merytorycznych oczywiście, bo na takie ewidentne trolololo najlepiej spuścić zasłonę milczenia) kryje się jakieś mikroskopijne ziarenko słuszności?
No bo nie da się ukryć, że w przeciągu ostatnich kilku lat rzeczywiście dostaliśmy tych superbohaterek trochę, czy to w serialach, czy to w filmach. I...faktycznie na podstawie tych produkcji można trochę odnieść wrażenie, że MCU nie za bardzo potrafi w postaci kobiece. Pierwszy solowy film o Kapitan Marvel pojawił się w kinach dosłownie na dwa miesiące przed Endgame, gdzie w tej drugiej produkcji Carol Danvers miała odegrać naprawdę kluczową rolę i miło by było, gdyby jednak została ugruntowana w historii nieco wcześniej. Solowy film o Czarnej Wdowie dostaliśmy dopiero po czwartych Avengersach, w których Natasza zginęła. Serial o She-Hulk został praktycznie zmiażdżony w recenzjach. A i w tych filmach, w których kobiety pełnią bardziej drugorzędne role nie jest wcale jakoś wesoło. Tutaj czwarty Thor ma jakieś problemy. Tutaj coś nie wyszło w drugim Ant-Manie. Tutaj coś było nie tak w drugiej Czarnej Panterze. No generalnie...MCU sypie się obecnie z każdej możliwej strony.
No ale dobra, poczytałam te komentarze, z niektórymi przez chwilę nawet się zgadzałam, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że...no nie. To, że ludzie odpowiedzialni za tworzenie tej franczyzy mają ewidentny problem z wykorzystywaniem pełni potencjału większości swoich bohaterek (i, szczególnie ostatnio, sporej części bohaterów, tak tylko dodam dla porządku), to nie znaczy, że tych bohaterek w ogóle nie powinno w tych produkcjach być. Albo że wszystkie co do jednej mają zostać zredukowane do roli bezwolnego obiektu, któremu jakiś facet w rajtuzach musi ocalić życie, bo jak nie to zupełnie bezbronne biedactwa zginą śmiercią bolesną i tragiczną. To z całą pewnością nie jest odpowiedni kierunek.
A jak wy zapatrujecie się na pojawiające się w MCU istotniejsze postaci kobiece, zwłaszcza te nowsze? Uważacie ja za przekoksowane i niesympatyczne Mary Sue, czy jednak lubicie i widzicie w nich duży potencjał na przyszłość ?