Teraz jest 21 listopada 2024, o 11:10

O kobiecych postaciach w popkulturze

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

O kobiecych postaciach w popkulturze

Post przez mdusia123 » 21 grudnia 2023, o 13:19

Tak mnie ostatnio naszło na pewne przemyślenia na temat przedstawiania postaci kobiecych w popkulturze (szczególnie tej współczesnej). Mianowicie jakiś czas temu zaczęło mnie dosyć mocno ciągnąć w stronę MCU oraz DC. Obejrzałam kilka filmów, kilka odcinków seriali animowanych. Algorytm wyszukiwarki to ewidentnie wyłapał, bo nagle na FB zaczęło mi się wyświetlać mnóstwo artykułów kręcących się wokół aktualnie powstających produkcji należących właśnie do tych franczyz.

No i w tym miejscu popełniłam gigantyczny błąd. Zaczęłam czytać komentarze. Zostałam wręcz zalana tekstami w stylu "No tak, teraz to wszędzie trzeba na siłę upychać silne i niezależne postaci kobiece, które jedyne czym się charakteryzują to tym, że kopią facetom tyłki na lewo i prawo, bo tak i koniec! Parytety psia jego mać!", "Hue, hue, niech teraz cholerny Marvel wszystkich swoich superbohaterów przerabia na baby, najlepiej czarnoskóre transpłciowe lesbijki, bo to teraz takie modne, hue, hue...", "W filmie X miał być pokazany związek dwóch bohaterek!? Jak oni śmią prezentować widzom takie bezeceństwa!?" i ogólnie tego typu teksty. No i w pewnym momencie sama tak troszeczkę zaczęłam myśleć, że...kurde, może faktycznie w tych komentarzach (tych najbardziej wyważonych i merytorycznych oczywiście, bo na takie ewidentne trolololo najlepiej spuścić zasłonę milczenia) kryje się jakieś mikroskopijne ziarenko słuszności?

No bo nie da się ukryć, że w przeciągu ostatnich kilku lat rzeczywiście dostaliśmy tych superbohaterek trochę, czy to w serialach, czy to w filmach. I...faktycznie na podstawie tych produkcji można trochę odnieść wrażenie, że MCU nie za bardzo potrafi w postaci kobiece. Pierwszy solowy film o Kapitan Marvel pojawił się w kinach dosłownie na dwa miesiące przed Endgame, gdzie w tej drugiej produkcji Carol Danvers miała odegrać naprawdę kluczową rolę i miło by było, gdyby jednak została ugruntowana w historii nieco wcześniej. Solowy film o Czarnej Wdowie dostaliśmy dopiero po czwartych Avengersach, w których Natasza zginęła. Serial o She-Hulk został praktycznie zmiażdżony w recenzjach. A i w tych filmach, w których kobiety pełnią bardziej drugorzędne role nie jest wcale jakoś wesoło. Tutaj czwarty Thor ma jakieś problemy. Tutaj coś nie wyszło w drugim Ant-Manie. Tutaj coś było nie tak w drugiej Czarnej Panterze. No generalnie...MCU sypie się obecnie z każdej możliwej strony.

No ale dobra, poczytałam te komentarze, z niektórymi przez chwilę nawet się zgadzałam, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że...no nie. To, że ludzie odpowiedzialni za tworzenie tej franczyzy mają ewidentny problem z wykorzystywaniem pełni potencjału większości swoich bohaterek (i, szczególnie ostatnio, sporej części bohaterów, tak tylko dodam dla porządku), to nie znaczy, że tych bohaterek w ogóle nie powinno w tych produkcjach być. Albo że wszystkie co do jednej mają zostać zredukowane do roli bezwolnego obiektu, któremu jakiś facet w rajtuzach musi ocalić życie, bo jak nie to zupełnie bezbronne biedactwa zginą śmiercią bolesną i tragiczną. To z całą pewnością nie jest odpowiedni kierunek.

A jak wy zapatrujecie się na pojawiające się w MCU istotniejsze postaci kobiece, zwłaszcza te nowsze? Uważacie ja za przekoksowane i niesympatyczne Mary Sue, czy jednak lubicie i widzicie w nich duży potencjał na przyszłość :)?

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 21 grudnia 2023, o 17:07

Hm, czyli co obejrzałaś ostatnio? żeby bazować na konkretnych tytułach z np. ostatniego roku?
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 21 grudnia 2023, o 18:13

Ok, przyznaję, moje rozeznanie w MCU, DC i w ogóle w szeroko pojętej popkulturze nadal jest bardzo nikłe i bardziej opiera się na różnego rodzaju recenzjach, analizach i omówieniach, a niekoniecznie na własnych doświadczeniach. Takim najświeższym tytułem (obejrzałam ten film ledwie przedwczoraj) w mojej widzowskiej "karierze" jest film Avengers z 2012 roku. Oprócz tego widziałam całą trylogię Strażników Galaktyki i pierwszego Spider-Mana z Maguirem. A z DC pierwszego Aquamana i kawałek najnowszego Batmana (którego strasznie chciałam obejrzeć do końca, ale nie zdążyłam, bo wyleciał z HBO Max). Więc...tak, jestem klasycznym przykładem "nie za bardzo się znam, ale i tak się wypowiem". A w zasadzie to podyskutuję :).

P.s.: Nie bójcie się walić we mnie spoilerami najcięższego kalibru. Kompletnie mi to nie przeszkadza :).

Jeszcze co do tych komentarzy, których przykłady podałam w swoim wcześniejszym poście: ja właśnie do pewnego momentu byłam w stanie nawet uznać pewną zasadność części z nich, tych napisanych przynajmniej w miarę kulturalnym językiem, a nie brzmiących jak totalny ściek. No bo wiadomo, czasami coś twórcom nie wyjdzie, jakaś postać czy scena nie wybrzmi odpowiednio. Zdarza się. I dopiero po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać, że nawet te bardziej kulturalne komentarze są pisane w 99,9% przez facetów. Takie wiecie, niby sam zamysł silnej postaci kobiecej spoko, ale jednak nie w tym wydaniu. Ani w tym. W tym też nie. I generalnie...lepiej niech twórcy skupią się na męskich postaciach, bo i tak stosunkowo mało kobiet ogląda ekranizacje komiksów. A ja jednak chciałabym poznać trochę bardziej obiektywne spojrzenie na tę kwestię :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 6439
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Liberty » 21 grudnia 2023, o 18:50

Mdusiu poruszyłaś tyle kwestii że aż nie wiem gdzie zacząć. Zastanawiam się czy w ogóle wychodzenie od ekranizacji komiksów to dobry pomysł. Ja zawsze o nich myślę na dwa sposoby:
1) to temat tak głęboki, skomplikowany, obarczony kulturowymi, socjologicznymi, politycznymi etc. problemami, że właściwie nie ma końca. I to tylko w obrębie samej ekranizacji. A jak dodać do tego odbiór, oczekiwania itd. odbiorców i kim są ci odbiorcy, to generalnie szkoda życia bo i tak nie dojdzie się do sedna bo życie jest zbyt krótkie;
2) postaci kobiece w amerykańskich ekranizacjach komiksów są potwornie kartonowe (wyjątek robię dla Michelle Pfiffer jako Kobiety Kota) ponieważ to produkcje amerykańskie a więc może i udają że tu jakiś feminizm, postęp czy coś ale to nadal kilka typów babek spełniających fantazje białych amerykańskich podstarzałych panów. Szkoda tracić czasu na analizę. Obejrzeć i tyle. Takie myślenie jest oczywiście błędne bo dobre tylko dla mnie. Natomiast faktem jest, że na tych komiksach i ekranizacjach wychowało co najmniej kilka milionów ludzi i one, jakoś mogły choć nie musiały (oby), ukształtować ich spojrzenie na świat w tym na kobietę.

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 21 grudnia 2023, o 19:13

Liberty napisał(a):Mdusiu poruszyłaś tyle kwestii że aż nie wiem gdzie zacząć. Zastanawiam się czy w ogóle wychodzenie od ekranizacji komiksów to dobry pomysł. Ja zawsze o nich myślę na dwa sposoby:
1) to temat tak głęboki, skomplikowany, obarczony kulturowymi, socjologicznymi, politycznymi etc. problemami, że właściwie nie ma końca. I to tylko w obrębie samej ekranizacji. A jak dodać do tego odbiór, oczekiwania itd. odbiorców i kim są ci odbiorcy, to generalnie szkoda życia bo i tak nie dojdzie się do sedna bo życie jest zbyt krótkie;
2) postaci kobiece w amerykańskich ekranizacjach komiksów są potwornie kartonowe (wyjątek robię dla Michelle Pfiffer jako Kobiety Kota) ponieważ to produkcje amerykańskie a więc może i udają że tu jakiś feminizm, postęp czy coś ale to nadal kilka typów babek spełniających fantazje białych amerykańskich podstarzałych panów. Szkoda tracić czasu na analizę. Obejrzeć i tyle. Takie myślenie jest oczywiście błędne bo dobre tylko dla mnie. Natomiast faktem jest, że na tych komiksach i ekranizacjach wychowało co najmniej kilka milionów ludzi i one, jakoś mogły choć nie musiały (oby), ukształtować ich spojrzenie na świat w tym na kobietę.


Cóż, od czegoś trzeba tę rozmowę zacząć, a akurat ekranizacje komiksów przyciągnęły ostatnio moją uwagę :).

Mimo wszystko chciałabym chociaż spróbować cokolwiek liznąć. Tym bardziej, że bardzo lubię długie i rozbudowane dyskusje, a dawno już nie miałam okazji żadnej przeprowadzić :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 21 grudnia 2023, o 20:20

Liberty napisał(a):Zastanawiam się czy w ogóle wychodzenie od ekranizacji komiksów to dobry pomysł.

Nom, ale tu mdusia ma rację - od czegoś trzeba zacząć :hyhy:
(znaczy ja ogólnie podzielam "co zrobisz jak nic nie zrobisz", chociaż u mnie to "za stara jestem"... ale też wiadomo, jak to się kończy: fanboye zostają w swojej bańce z wrażeniem "wygraliśmy! tylko nasz głos jest słyszany" i taki też sygnał idzie w świat - przy czym dotyczy wszystkich dziedzin życia (a potem zdziwienie w realu :/


Dlatego ja jednak postuluję, mdusiu: tytuł plus przykład problematycznej dyskusji na ten głównie temat, która przyciągnęła Twoją uwagę w sieci.
(np. ja bym mogła podać przykład: serialowa adaptacja twórczości Tolkiena z 2022 roku i postać w szczególności Galadriel, a fanboye sieciowi :hyhy: i tu mogłabym zarzucić materiałami na YT w, jak sądzę, stylu, o którym wspominasz :P

PS no nie wiem, ja z tym obiektywizmem, ja bym jednak urzyła określenia "spojrzenie z innej perspektywy" :hyhy:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 21 grudnia 2023, o 20:50

Hmmm...no to może zacznijmy od tej wielkiej afery związanej z najnowszym filmem Marvela, czyli The Marvels i w ogóle gigantycznymi kontrowersjami, które wzbudza aktorka odgrywająca rolę Carol Danvers, czyli Brie Larson. Ileż ja czytałam pełnych oburzenia komentarzy, że laska jest feminazistką, że nienawidzi mężczyzn, że cały ten pomysł z kobiecą drużyną jest w ogóle głupi i beznadziejny i były generalnie wielkie płacze, że ci okropni scenarzyści wciskają tym biednym widzom silne postaci kobiece siłą do gardeł. Podczas gdy jestem prawie pewna, że pod artykułami dotyczącymi Flasha oraz Ezry Millera dokładnie ci sami ludzie pisali, że kompletnie nie obchodzą ich żadne kontrowersje związane z aktorem i po prostu czekają na fajny film :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 22 grudnia 2023, o 04:48

Po pierwsze; jeszcze nie widziałam filmu :niepewny: więc trudno się odnieść do opowieści.

Po drugie: ale gdzie czytałaś? :P

W takich sytuacjach jednym z pytań głównych (i trudnych) jest: ale w sumie jaki procent danej grupy głosi takie poglądy?
Mamy tu dwa problemy: 1. Bańka medialna i 2. Zbijanie kasy.

Dla mnie problemem głównym obecnie (ale nie jest to też problem nowy), że w społecznościówkach zbija się kasę na wyrażaniu nienawiści wobec [tu wstaw...].
Wielu amatorów i profesjonalnych komentatorów intensywnie monetyzuje swoje opinie, a okazuje się, że jak na razie algorytmy faworyzują wściekłość i nienawiść w przestrzeni medialnej w wykonaniu w zdecydowanej większości męskich fanów.
Czyli nawet jak masz neutralne lub pozytywne emocje dotyczace danego tematu, to jak najbardziej - media podsuną Ci jednak hot tejki przepełnione wspólnym wylewaniem hektolitrów co najmniej niechęci wobec [tu wstaw temat].

Hm, zadam pytanie z innej strony: a czy śledzisz, co się mówi o romansach i ich bohaterkach w miejscach, gdzie zbierają się fanki?
Jaki jest tam generalny odbiór kobiecych postaci?
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 22 grudnia 2023, o 11:48

Fringilla napisał(a):Po pierwsze; jeszcze nie widziałam filmu :niepewny: więc trudno się odnieść do opowieści.

Po drugie: ale gdzie czytałaś? :P

W takich sytuacjach jednym z pytań głównych (i trudnych) jest: ale w sumie jaki procent danej grupy głosi takie poglądy?
Mamy tu dwa problemy: 1. Bańka medialna i 2. Zbijanie kasy.

Dla mnie problemem głównym obecnie (ale nie jest to też problem nowy), że w społecznościówkach zbija się kasę na wyrażaniu nienawiści wobec [tu wstaw...].
Wielu amatorów i profesjonalnych komentatorów intensywnie monetyzuje swoje opinie, a okazuje się, że jak na razie algorytmy faworyzują wściekłość i nienawiść w przestrzeni medialnej w wykonaniu w zdecydowanej większości męskich fanów.
Czyli nawet jak masz neutralne lub pozytywne emocje dotyczace danego tematu, to jak najbardziej - media podsuną Ci jednak hot tejki przepełnione wspólnym wylewaniem hektolitrów co najmniej niechęci wobec [tu wstaw temat].

Hm, zadam pytanie z innej strony: a czy śledzisz, co się mówi o romansach i ich bohaterkach w miejscach, gdzie zbierają się fanki?
Jaki jest tam generalny odbiór kobiecych postaci?


Wiesz co? Generalnie nie śledzę jakoś super intensywnie żadnych stron internetowych o tematyce filmowej. Także swoją jakże "szeroką" wiedzę na ten temat zawdzięczam w dużej mierze temu, co mi akurat mignie na facebooku, czy na Filmwebie, gdy już na niego czasami zajrzę. Wiem, że na tak lichej podstawie ciężko jest stworzyć jakiekolwiek wiarygodne statystyki odnośnie całej społeczności, ale...zakładam, że tego typu komentarzy musiało się pojawiać dosyć sporo w różnych miejscach, jeżeli odnosili się do nich nawet recenzenci, którzy wiem, że nie zniżają się do mieszania czegoś z błotem tylko i wyłącznie po to, żeby im się wyświetlenia zgadzały. Gdyby takie komentarze stanowiły tylko jakiś tam promil promila, to pewnie nawet słowem by się na ich temat nie zająknęli, bo...w zasadzie po co przejmować się kilkoma amebami umysłowymi :)?

Nie no, jasne, w mediach społecznościowych zawsze stosunkowo łatwo było objechać coś od góry do dołu, ale...albo ja się zrobiłam jakaś bardziej świadoma, albo w ostatnich latach to się mocno zintensyfikowało :niepewny:.

Nie, jakoś nigdy nie śledziłam romansowego świata głębiej, niż zaglądając na nasze forum. A co? Tam też się dzieje :)?

W sumie Liberty też poruszyła niezmiernie ciekawy temat z tym udawanym feminizmem i postępem. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj wpadnie, bo chętnie rozwinęłabym to zagadnienie :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 22 grudnia 2023, o 14:29

Gdyby takie komentarze stanowiły tylko jakiś tam promil promila, to pewnie nawet słowem by się na ich temat nie zająknęli, bo...w zasadzie po co przejmować się kilkoma amebami umysłowymi :)?
Nie no, jasne, w mediach społecznościowych zawsze stosunkowo łatwo było objechać coś od góry do dołu, ale...albo ja się zrobiłam jakaś bardziej świadoma, albo w ostatnich latach to się mocno zintensyfikowało :niepewny:.


no więc... niestety nie... od paru lat mamy nowe mechanizmy promowania kontentu w sieci, i serio serio, co było a nie jest nie pisze się w rejestr :niepewny:
Ruch w sieci, czyli to, jakie opinie trafiają do Twojego feedu i jakie głosy lądują na szczycie kolejki, jest mierzony i adekwatnie kierowany tam, gdzie może przynieść zysk.

Np. napuszczanie na siebie grup, ergo fanboye vs próby przepychania kontentu dla trochę innych niż klasycznie definiowane grupy odbiorców gatunku (np. młodsze dziewczyny, osoby z mniejszości w społecznościach, gdzie mamy do czynienia z dyskryminacją tychże etc.) = to, o czym wspominała Liberty: dużo pozorowanych ruchów, próby zbicia kasy na obu grupach, a jak się nie da, to na podsycaniu wojen między nimi i radykalizacji poglądów, kombinowanie z neutralnością etc.

To nie "my" jako zwykli oddolni użytkownicy nadajemy rytm i mamy niespecjalnie duży wpływ na to, co nam reklamują.
Możemy wypełnić kwestionariusz z preferencjami, ale jak zostaną one zinterpretowane... cóż ;)

Żeby treści, jakie do nas docierają, były bardziej ok, mniej agresywne etc. (nie chodzi nawet o poglądy, a o formę), dana platforma musi być bardzo mocno oddolnie - czyli przez faktycznych użytkowników / /osoby sterowana.
Stąd ciekawym przykładem jest anglojęzyczne środowisko romansoholiczne i np. ostatnia afera na Goodreads.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 22 grudnia 2023, o 15:52

W sumie jeśli chodzi o ten pozorowany postęp, to właśnie sobie uświadomiłam, że...ja nawet wysnułam jakiś czas temu pewną teorię na ten temat, ale nie jestem pewna, czy jest ona jakkolwiek słuszna, czy w ogóle mądra. No ale jakbyś była jej ciekawa to wal śmiało. O tej aferze na Goodreads też napisz coś więcej, bo o niczym nie wiem :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 22 grudnia 2023, o 18:24

Ależ naprzód ^_^

O goodreads napiszę jak się uporam z ciastem wieczorem ;)
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 22 grudnia 2023, o 20:03

No więc teoria jest mniej więcej taka: we współczesnych wysokobudżetowych produkcjach w ostatnich latach zaczęło się pojawiać trochę więcej przedstawicieli najróżniejszych mniejszości, tak? A kto tworzy te wysokobudżetowe produkcje? Wielkie korporacje, dla których liczą się tylko i wyłącznie zyski. A największe zyski są wtedy, gdy o danym produkcie dużo się mówi. A najłatwiejszym sposobem na zapewnienie sobie wielkiego szumu są mniejsze i większe "kontrowersje". Disney'owi ani trochę nie zależy na tym, żeby małe czarnoskóre dziewczynki uśmiechnęły się na widok czarnoskórej Arielki i powiedziały "Mamusiu, patrz! Ona wygląda zupełnie tak jak ja! Chodźmy do kina na ten film!". Bob Iger ma to totalnie gdzieś. Dla niego liczy się przede wszystkim szum jaki wobec nowej Małej Syrenki wywołają nieprzychylne komentarze, w szczególności te pisane przez totalnych trolli. Bo to właśnie ten szum napędzi mu reklamę, a w konsekwencji sprzedaż biletów. Gdyby współczesnemu przemysłowi filmowemu (zwłaszcza właśnie temu wysokobudżetowemu) autentycznie zależało na tym, aby tworzyć bardziej inkluzywne produkcje, w których różnorodni bohaterowie byliby czymś więcej niż tylko "reprezentacją" danej społeczności, to po prostu zaczęto by tworzyć dobre nowe rzeczy z różnorodnymi bohaterami, a nie uznano by "No dobra, chcemy po raz dziesięciotysięczny sprzedać tę samą historię, ale nie chcemy zostać za to zjedzeni (albo co gorsza olani) przez media, co możemy zrobić? Hmmm...o, już wiem! Zmienimy kolor skóry kilku bohaterów i w każdym wywiadzie będziemy powtarzać, że w ten sposób chcieliśmy pokazać, że problemy, z którymi mierzy się nasza postać są absolutnie uniwersalne i niezależne od czasów, koloru skóry, płci, orientacji seksualnej, wyznania, czy czegokolwiek. A jak ktokolwiek ośmieli się nas skrytykować, zaczniemy krzyczeć, że seksizm, rasizm i homofobia...". Ale, jak już wielokrotnie pisałam, to tylko taka moja teoria :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 1 stycznia 2024, o 07:06

Tak sobie mysłałam o tym problemie przez Święta i ... kurcze, serio, szeroko...
Generalnie tak: mam wrażenie, że Twoja teoria jest szeroko kolportowana i łatwo w sieci się na nią natknąć, funkcjonuje tez od lat.
Osobiście nie byłam nigdy fanką, ale głównie dlatego, że wychodzę z zupełnie innego backgroundu fandomowego czyli odmiennych perspektyw i odmiennych doświadczeń ;)

Choćby: powyższa teoria mocno pomija problem "jak funkcjonuje inkluzywność w naszej kulturze".
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 1 stycznia 2024, o 12:48

Fringilla napisał(a):Tak sobie mysłałam o tym problemie przez Święta i ... kurcze, serio, szeroko...
Generalnie tak: mam wrażenie, że Twoja teoria jest szeroko kolportowana i łatwo w sieci się na nią natknąć, funkcjonuje tez od lat.
Osobiście nie byłam nigdy fanką, ale głównie dlatego, że wychodzę z zupełnie innego backgroundu fandomowego czyli odmiennych perspektyw i odmiennych doświadczeń ;)

Choćby: powyższa teoria mocno pomija problem "jak funkcjonuje inkluzywność w naszej kulturze".


To bardzo możliwe. Prawdę mówiąc byłabym nawet ciut zdziwiona, gdyby okazało się, że faktycznie udało mi się dojść do jakichś w pełni autorskich wniosków w kwestii, którą interesuję się od tak niedawna :).

A mogłabyś troszkę rozwinąć ten temat? Ładnie proszę. Zaintrygowałaś mnie :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 2 stycznia 2024, o 00:03

Żeby nie było: nie chciałam (a zmęczona jednak byłam), aby zabrzmiało to jako komentarz do Twojej teorii - raczej, że problem funkcjonuje na poziomie debaty społecznej o odbiorze i wymaganiach widzów niż debaty o samych filmowych dziełach.
A to jednak robi pewną różnicę w tym kontekście :niepewny:

I może stać się pułapka, gdy staramy się rozmawiać o faktycznej przyjemności lub jej braku przy oglądaniu...

To może tak:

Po pierwsze
we współczesnych wysokobudżetowych produkcjach w ostatnich latach zaczęło się pojawiać trochę więcej przedstawicieli najróżniejszych mniejszości, tak?

Mniejszości, a konkretnie: przedstawicieli grup, które mają argumenty na to, że w danych (tu pewie doyslnie: zachodnich, a szczególnie anglosaskich) społeczeństwach podlegają formie dyskyminaci faktycznie ujemnie wpływający na ich jakość życia na tle innych grup.
To ważne rozróżnienie - jeśli go nie ma, to trafiamy do debaty, gdzie "dyskryminowana" mniejszość to biali dobrze sytuowani mężczyźni 20+. No więc nie.

A kto tworzy te wysokobudżetowe produkcje? Wielkie korporacje, dla których liczą się tylko i wyłącznie zyski. A największe zyski są wtedy, gdy o danym produkcie dużo się mówi. A najłatwiejszym sposobem na zapewnienie sobie wielkiego szumu są mniejsze i większe "kontrowersje". Disney'owi ani trochę nie zależy na tym, żeby małe czarnoskóre dziewczynki uśmiechnęły się na widok czarnoskórej Arielki i powiedziały "Mamusiu, patrz! Ona wygląda zupełnie tak jak ja! Chodźmy do kina na ten film!". Bob Iger ma to totalnie gdzieś. Dla niego liczy się przede wszystkim szum jaki wobec nowej Małej Syrenki wywołają nieprzychylne komentarze, w szczególności te pisane przez totalnych trolli. Bo to właśnie ten szum napędzi mu reklamę, a w konsekwencji sprzedaż biletów.

Tak, ale znów rozwinięcie: nie było okresu w historii kina, gdy działało to wedle innych zasad. Możemy debatować o skali.

Gdyby współczesnemu przemysłowi filmowemu (zwłaszcza właśnie temu wysokobudżetowemu) autentycznie zależało na tym, aby tworzyć bardziej inkluzywne produkcje, w których różnorodni bohaterowie byliby czymś więcej niż tylko "reprezentacją" danej społeczności, to po prostu zaczęto by tworzyć dobre nowe rzeczy z różnorodnymi bohaterami, a nie uznano by "No dobra, chcemy po raz dziesięciotysięczny sprzedać tę samą historię, ale nie chcemy zostać za to zjedzeni (albo co gorsza olani) przez media, co możemy zrobić? Hmmm...o, już wiem! Zmienimy kolor skóry kilku bohaterów i w każdym wywiadzie będziemy powtarzać, że w ten sposób chcieliśmy pokazać, że problemy, z którymi mierzy się nasza postać są absolutnie uniwersalne i niezależne od czasów, koloru skóry, płci, orientacji seksualnej, wyznania, czy czegokolwiek. A jak ktokolwiek ośmieli się nas skrytykować, zaczniemy krzyczeć, że seksizm, rasizm i homofobia...".
[/quote]

I tu pojawia się votum separatum z mej strony :D

Ponieważ proces, jaki opisujesz, to właśnie to: metodą prób i błędów, balansując między różnymi wymogami społecznymi widzów płynących z różnych źródeł (różne grupy odbiorców) ekipy producenckie, w tym korpo, ale nie tylko, eksperymentują i testują tak, jak zawsze miało to miejsce. Co się przyjmie? Ile pieczeni na jednym ogniu? Czy w danej dekadzie będziemy szczuć ludzi na siebie czy przekształcać fandomy w rodzaje kultów? Czy rodzice aktualnie bardziej boją się, że dziecko zobaczy nagi sutek czy odrąbaną rękę?
Kto sypie pieniędzmi bardziej dziś, a kto jutro?

Co się zmieniło, to poziom i intensywność dyskusji między widzami: mocniej, bardziej, szybciej, teraz, wszędzie jednocześnie ;)
oraz promocja tychże dyskusji, coraz bardziej zależna od czynnika algorytmicznego :P

Po drugie: inkluzywność
Debata o tym wymaga jednak pewnych wyjściowych założeń.
Np. czy zagadnienie "obecności mniejszości" omawiamy jako element tego, co oglądamy czy tego, o czym rozmawiamy z innymi i w jakim celu :P
Na koniec to nierozłączne aspekty, ale warto wiedzieć, w których momentach skupiamy się na "mnie się podoba lub nie / ja tego potrzebuję lub nie w filmie" a kiedy "społeczności X się podoba lub nie / tego potrzebuje lub nie w filmie" ;)
(kiedyś się mówiło o obiektywnym i subiektywnym spojrzeniu, ale to iluzja)
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 3 lutego 2024, o 03:04

a w ogóle to polecam sformułowanie "influenserzy oburzenia" (lub: oburzu :hyhy:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 10 lutego 2024, o 16:37

Tak sobie teraz myślę, że w zasadzie to ja bardzo chętnie zobaczyłabym taką full odważną wersję Małej Syrenki. Taką wiecie, totalnie osadzoną na Karaibach, z wręcz wylewającym się z każdego kąta wyspiarskim klimatem. Nawet w wykonaniu Disneya. Nie w sumie wierną adaptację animacji, do której wprowadzamy tak naprawdę tylko kilka kosmetycznych zmian, których i tak nie mamy odwagi mocniej zgłębić. Można by nawet pójść trochę bardziej w mroczniejsze i poważniejsze tony znane z oryginału. Albo przebudować postać Morskiej Wiedźmy w taki sposób, żeby ona nadal była na zamku i jako najbliższa doradczyni (i, dajmy na to, rządna władzy młodsza siostra) sączyła Trytonowi do ucha jad przeciwko ludziom, a później przeciwko najmłodszej córce. Wprowadzić w to wszystko jakąś mocną intrygę polityczną. Generalnie...zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby temu filmowi być w pełni osobnym bytem, a nie tylko średniawym odświeżeniem dzieła sprzed lat :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 10 lutego 2024, o 22:20

W wszystkim prawie się zgadzam, w ogóle Karaiby (i to "kolorowe" ;) to był mega fajny kierunek. No, ja bym osobiście wolała jednak utrzymanie w miarę pogodnego wajbu (są inne produkcje z dominantą choćby niewolniczej historii - tu ja chętnie się pobawię w disnejowski eskapizm, ale taki z Księżniczki i Żaby , a nie Pieśni Południa :hyhy:

chociaż bym odpuściła Wiedźmie, znaczy pozostawiłabym ją pod wodą i może bardziej poszła w stronę dworu Trytona - po czasie wiem, jaki miałam problem z jej postacią: nie załapałam atmosfery. Nie wiedziałabym bez pierwowzoru, czemu faktycznie wzbudza taki popłoch (a zarazem jest jednak... szanowana :hyhy: a wizualnie nie do końca widziałam to przejście do jej sfery wpływów (a raczej zstąpienie na dno). W animacji to ładnie kolorystycznie wybrzmiało...

Ogólnie tak jakby dużo pustej przestrzeni między postaciami / miejscami / punktami fabularnymi ;)
Na lądzie ciut lepiej pod względem miejsc (no, łatwiejsze zadanie :P

Ale też sądzę, że dziś to by wymagało 4-odcinkowego miniserialu a la Star Wars: Andor czy coś :hyhy:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 10 lutego 2024, o 23:01

W sumie w animacji też nigdy nikt nawet słowem się nie zająknął, jak to się stało, że Urszula została wykopana z pałacu Trytona. Jest tylko mimochodem wspomniane, że kiedyś w nim żyła, ale w pewnym momencie coś odwaliła i ją wygnali. I właśnie szkoda, że w wersji aktorskiej nie było jakiejś jednej dodatkowej sceny, w której ktoś by nam wyjaśnił, co się takiego stało, że rodzona siostra króla żyje obecnie w zasadzie na marginesie społeczeństwa :).

W ogóle w wersji aktorskiej pojawia się też ten motyw, że Erykowi tak mocno zależało na tym żeglowaniu chociażby ze względu na możliwość sprowadzania na wyspę leków. Wiadomo, że chodzi ogólnie o rozwinięcie handlu morskiego, ale pamiętam, że największy nacisk był położony właśnie na te leki. No tylko, że w filmie nawet przez moment nie widzimy, żeby brak leków był dla mieszkańców wyspy jakimkolwiek problemem. Nie wydaje się, żeby aktualnie szalała tam jakaś epidemia, nie ma nawet jednej chorej osoby. I ja nie mówię, że na ulicach miasta powinny od razu leżeć tysiące trupów, ale uważam, że dało się do filmu dodać jeszcze jakiegoś jednego bohatera, który byłby z jednej strony bliski Erykowi, a z drugiej właśnie cierpiałby na jakąś poważną dolegliwość. Moim zdaniem to świetnie podbiłoby stawkę :).

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 10 lutego 2024, o 23:30

I to własnie te zbyt duże puste dystanse fabularne między w sumie niezłymi pomysłami ;)
Powinno albo się je skracać, albo wypełniać :hyhy:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

 
Posty: 1844
Dołączył(a): 26 grudnia 2017, o 15:13
Ulubiona autorka/autor: Jane Austen

Post przez mdusia123 » 10 lutego 2024, o 23:39

Fringilla napisał(a):I to własnie te zbyt duże puste dystanse fabularne między w sumie niezłymi pomysłami ;)
Powinno albo się je skracać, albo wypełniać :hyhy:


A najbardziej przykre jest to, że miejsca na wypełnienie fabuły zabrakło, ale już nie zabrakło go na dodanie trzech nowych i w sumie to mocno średniawych piosenek. Za to wywalono dwie całkiem fajne :).


Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości