Strona 1 z 79

Tłumaczenia: perełki i porażki

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez aralk
Tłumaczenia - perełki i porażki


Jakie znacie przykłady świetnych przekładów, w których udało się zachować styl, humor i klimat?
I jakie książki, w których tłumaczenie zabiło ducha i sens?

Gdzie się tłumacz pomylił, gdzie zgubił sens albo humor? Co warto czytać wyłącznie w oryginale?
No i dlaczego wydawnictwa nagminnie masakrują tytuły romansów?

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
aralk napisał(a):O, losie tragedia to była. Pamiętam jak Młodemu pisałam kto jest kim i jak się nazywał w poprzednich tomach.


No jak zobaczyłam tego Aroganta to myślałam, że rzucę książką o ścianę a mordercze myśli w stosunku do tłumacza to były Arogant, też mi coś.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez aralk
Brashen- Arogant

Kennit- Bystry

Wintrow- Prawy

Kyle Haven- Kaj Kotwica

Malta- Słodka

Reyn- Bras

Clef- Świstak

Davad Restart- Davad Nowel

Paragon- Niezrównany

Maulkin- Kieresz

Shreever- Szarpia

Ludluckowie- Szczęśni

Chalced- Kraina Miedzi

może i był w tym jakiś wyższy cel, ale ja go nie dostrzegłam.

zresztą podobnie jak w kilku innych książkach, choć fakt Arogant niemal nie ma sobie równych.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
Dziwne, że Amber zostawili jak była. Bo chyba zostawili. Ale miałam ochotę zrobić komuś krzywdę. Szczególnie za Brashena mojego kochanego... I Paragona, choć trochę w mniejszej mierze.



I nie zrozumiałam nigdy Reyna - bo po co? Żeby się z Brashenem mylił? bo ani Reyn po angielsku, ani Bras po polsku znaczenia zdaje się nie mają.

A Halced nie przez samo "h"?

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Agrest
Najbardziej mi się podoba Restart zmieniony na Nowel.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez aralk
chwała im za to, że nie wpadli na dajmy na to Bursztynka miast Amber.

Ale może zadziałało to, że w takim przypadku musieliby nadać mu jakiś rodzaj co w przypadku obcobrzmiącego słówka Amber nie było tak wyraźne. Zresztą nie wiem. Głupota i tyle.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
Głupota, bez dwóch zdań. I jeszcze jedna zmiana mi się przypomniała - Ronica na Ronika.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez aralk
Mojego Młodego, a było to kilka ładnych lat temu, dobił Reyn przechrzczony na Brasa, który to mylił mu się z poprzednim Brashenem.

Chyba jestem za zachowaniem ciągłości, nawet jeśli nie jest ona zgodna z tym jak powinno być najlepiej.

Niczym ...nasty tom Jeźdźców Smoków, w którym pozmieniano nazwy, bo tłumaczom się odwidziało tam z tego co pamiętam to pozmieniali terminologię co w świecie Pernu całkiem ważne było...

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
No to ciekawe jak mój brat na to zareaguje, jak dojdę w kupowaniu mu Jeźdźców smoków do tej części. Bo Żywostatków jeszcze mu nie pozwoliłam czytać (głównie z powodu wątku Althea - Brashen i Althea - Kennit).

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Agrest
Myślę i myślę...

Po polsku jest.

A po angielsku? Rein? Reign? A może żeglarsku się tłumaczowi z tym brasem ' skojarzyła?

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
och.. ale i tak - porażka... tym bardziej, że Reyn to miał tyle z żeglugą wspólnego, że hej!

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez aralk
dokładnie to samo sobie pomyślałam. dopasowanie na miarę Aroganta.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Agrest
Aroganta językowo łatwo rozgryźć, bo brash znaczy arogancki, bezczelny, ale postaci nie znam, nie wiem czy pasuje.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
W pewnym sensie bardzo pasuje. Ale po co? Po co, zapytuję? PO CO? Zupełnie nie to brzmienie.


P.S. Kurcze, może ja tę dyskusję do tłumaczeń przeniosę.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Agrest
Przenieś.

A po co? Któż to wie, ale w pierwszym wydaniu HP Syriusz nazywał się Czarny.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
A to to gdzieś pamiętam było wytłumaczone przez tłumacza...



Dobra, to chwilkę mi dajcie i nic nie piszcie, to przeniosę.
Przeniesione - a to wytłumaczenie to chyba w trzeciej części było w uwagach tłumacza na końcu...

Tłumaczenia: perełki i porażki

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 00:52
przez limonka
Temat wyewoluował z rozważań o motywach i myślę, że warty jest poszerzenia. Tak więc z poparciem Fringilli zakładam nowy wątek. Jak w tytule - o tłumaczeniach.

Jakie znacie przykłady świetnych przekładów, w których udało się zachować styl, humor i klimat?

I jakie książki, w których tłumaczenie zabiło ducha i sens?

Gdzie się tłumacz pomylił, gdzie zgubił sens albo humor?

Co warto czytać wyłącznie w oryginale?

No i dlaczego wydawnictwa nagminnie masakrują tytuły romansów?

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 00:57
przez Fringilla
Temat powstał tak szybko, bo jak Kat albo Lilia wpadną do "Motywów..." to ktoś dostanie tablicą z offtopem po głowie i niech zgadnę: będą to 2 największe offtopowiczki i bez podawania nazwisk (pozdrowienia, pinks Obrazek

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 01:03
przez Fringilla
a teraz na poważnie:

nowe wydanie opowiadania bożonarodzeniowego Mary Balogh w "Garstka złota" - Gwiazda Betlejemska.



Tłumaczenie wskazywałoby na to, że Balogh jest grafomanką maksymalną.

niestety nie miałam okazji porównać z poprzednim wydaniem, które pinks znalazła, a Lilia posiada (do której zaraz się uśmiechnę o stosowny fragmencik w celach analizy porównawczej Obrazek



Balogh grafomanką nie jest, ale też wbrew pozorom niełatwo ją tłumaczyć (co przeczy tezie: romanse to z gruntu kiepska literatura).

Z czego wynika ta porażka?



obcięcia kosztów na tłumaczeniu? niedojrzałości tłumacza?

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 12:20
przez diawie
zdaje sie ze juz wspominalysmy o totalnej porazce jaka bylo tlumaczenie ksiazki J.McNaught ,,podwojna miara,, lubie ta autorke ale ta ksiazka jak ja kupilam przeczytalam ledwo raz/Wydane bylo w Proszynski i s-ka/

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 14:18
przez pinksss
właśnie miałam to ponownie przypominać diawie-Podwójną miarą było naprawdę wstrętne- a co do balogh muszę zajrzeć jeszcze raz do starej wersji Obrazek

tak myślę że w dużej mierze zależy to od ceny tłumacza, a co za tym idzie i jego doświadczenia, wydaje mi się że to normalne że romans da się byle komu ale tzw wielkie nazwiska już nie bo można się narazić PRAWDZIWYM CZYTELNIKOM Obrazek

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 17:38
przez Fringilla
masową literaturę popularną :lol: często daje się do tłumaczenia studentom. najniższa stawka Obrazek

PostNapisane: 20 grudnia 2007, o 17:51
przez pinksss
więc teraz na plus- ogromny plus! piękna stylizacja języka w Złodzieju snów Balogh tłumaczenie o ile dobrze pamiętam Agnieszki Dębskiej

PostNapisane: 21 grudnia 2007, o 15:58
przez Jadzia
Nie znoszę tłumaczeń Pol-Nordici książek Julii Quinn, ale to chyba powtórzyłam już z 10 razy w różnych tematach. Gubią humor, lekkość, taką jakąś finezję pióra.

I nie znoszę, kiedy romans historyczny jest przetłumaczony z taką stylizacją, jak np. "Oblubienica" Julie Garwood. I jedna z serii Czas róż, ale już nie pamiętam, która.

PostNapisane: 21 grudnia 2007, o 16:01
przez pinksss
no do stylizacji trzeba umieć się zabrać osobiście serdecznie współczuję tłumaczom książek K. Woodiwiss