Strona 1 z 72

Czym jest romans?

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez nana_rlbi
Czym jest romans?


Harlequiny to nie romanse?
http://www.forumksiazki.pl/topics12/czy ... 101,45.htm

i obniżające IQ?
http://www.rowenaschildren.fora.pl/ksia ... a,342.html


Od Moderatora:
My, uzależnione od czytania, czytamy rzeczy różne: poezję, prozę, dramaty, formy łączone, kryminały, fantastykę, sensację, biografie, literaturę faktu, podręczniki szkolne(a może nie), literaturę obrazkową (komiks, powieść graficzna - do wyboru).

Czytamy też romanse. ba, czasami pewne książki czytamy ze względu na romans w fabule zamieszczony. Ja na pewno.

Co jednak tkwi takiego w tym jednym słowie "romans", że tak jakoś wstydliwie z lekka i cichcem wypowiadamy je w większości sytuacji, gdy stajemy twarzą w twarz z pytaniem "co czytasz"?

Mam wielką przyjemność zainaugurować dyskusję "Czym jest romans?"
Proszę, podzielcie się swoimi opiniami - definicjami - teoriami - hipotezami dotyczącymi samego terminu, historiami waszego szlaku czytelniczego, problemami z dostępnością - stosunkiem Waszych Bliskich, tym, co usłyszałyście na ten temat od pań w kwiaciarniach i pracowników naukowych, analizami środowisk czytelniczych - własnymi kluczami wyboru, wszystkim, co łączy się dla was ze słowem "romans".

Może dowiemy się czegoś ciekawego. Może przestaniemy szeptać. Na pewno będziemy się świetnie bawić. :lol: Dyskusje są fajne, prawda?

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Jadzia
Wiesz, są czytelnicy i Czytelnicy

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Liberty
W pierwszej recenzji zaskoczyło mnie nie to, że ktoś nie zalicza harlequinów do romansów, tylko zaliczenie "Katedry Marii Panny w Paryżu" Hugo do tego gatunku Wątek był, ale całej powieści tak bym nie nazwała.

Druga dyskusja zszokowała mnie tym, że pojawiła się na forum, na którym publikowane były (forum troche zamarło) fanfiki, w większości bedace romansami. Gejowskimi, ale zawsze. Romans obnizający IQ? Napisała to osoba, która swego czasu tłumaczyłam romans erotyczny, w którym fabuła pojawiała sie raz na 10 rozdziałów. Ja nie mam nic przeciwko, ale ocenić takie postepowanie mogę tylko jako hipokryzję.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Fringilla
mi tylko dwie sprawy przy tej okazji przychodzą na mysl:

- to, jak często zastanawiam się nad średnią wieku prowadzących rozmowę

- oraz, sprawa smutna, że jednak trochę prawdy o schemacie jest, ja to jednak twardo zwalam w wiekszości na cięcia i niezdarność tłumaczeniową (i wciąż przeżywam "Zimową opowieść" z listopwadowego Speciala "Skradzione pocałunki"

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez limonka
Czytając podobne dyskusje, zawsze zastanawiają mnie ci, którzy odczuwają jakąś porażającą wyższość, bo "oni takich rzeczy nie". Mnie tam osobiście za jedno, ale tak na zdrowy rozum, to 99 procent ludzkości porusza się w kręgu kultury popularnej. Jednego kręci romans z wydekoltowaną parą, innego tok-szoł na TVNie, a trzeciego sensacyjniak, co to zabili go i uciekł. A tu nagle się okazuje, że nie, że naród taki wysublimowany, że czyta/ogląda/słucha li i jedynie pozycji Poważnych i Głębokich, a na resztę patrzy z pogardą. Rany Boskie, jakby nasi przodkowie mieli równie wyrafinowane gusta, to by Dumas, Sienkiewicz i Sue umarli śmiercią głodową.

A że schemat? Ale na tym właśnie polega kultura pop - że schemat. Gdyby nie schemat, to by Umeberto Eco nie miał o czym pisać w sowich wykładach literaturze masowej.

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez Fringilla
ale jest schemat i schemat, czyli "co umbertowsko zrobisz ze schematem jak już go dostaniesz w swe łapy"

ja się raczej czepiam podejścia, że "mozna wywalić cały akapit, jesli sie zostawi rzecz najważniejszą i oczywistą, czyli <kocham>". bo reszta przeciez jest zbędna wiadomo, że happyend? wiadomo.


ps.ta dyskusja została przeniesiona z tematu "Recenzje spoza Forum"

Czym jest romans?

PostNapisane: 20 września 2007, o 01:26
przez Fringilla
My, uzależnione od czytania, czytamy rzeczy różne:

poezję/prozę/dramaty/formy łączone,

kryminały/fantastykę/sensację/biografie/literaturę faktu/podręczniki szkolne(a może nie Obrazek

literaturę obrazkową (komiks, powieść graficzna - do wyboru).



Czytamy też romanse. ba, czasami pewne książki czytamy ze względu na romans w fabule zamieszczony. Ja na pewno Obrazek



Co jednak tkwi takiego w tym jednym słowie "romans", że tak jakoś wstydliwie z lekka i cichcem wypowiadamy je w większości sytuacji, gdy stajemy twarzą w twarz z pytaniem "co czytasz"?



Mam wielką przyjemność zainaugurować dyskusję "Czym jest romans?"



Proszę, podzielcie się swoimi

opiniami - definicjami - teoriami - hipotezami

dotyczącymi samego terminu

historiami waszego szlaku czytelniczego Obrazek

problemami z dostępnością - stosunkiem Waszych Bliskich

tym, co usłyszałyście na ten temat od pań w kwiaciarniach i pracowników naukowych

analizami środowisk czytelniczych - własnymi kluczami wyboru



wszystkim, co łączy się dla was ze słowem "romans".



Może dowiemy się czegoś ciekawego. Może przestaniemy szeptać.



Na pewno będziemy się świetnie bawić.

:lol:



Dyskusje są fajne, prawda? Obrazek

PostNapisane: 20 września 2007, o 15:34
przez Gość
Własnie! Co takiego jest w tym wstydliwego? Chociaż przyznam, że po pytaniu: Co czytasz? jakoś cięzko przechodzi mi przez gardło słowo: romanse. Może to dlatego, że ma dziwną formę gramatyczną. Jak to się wymawia, to tak dziwnie się układa usta, prawda?

A zresztą, ja się tego nie wstydzę i mówię, że czytam ten gatunek.

Jednak moja rodzina, ciągle ma jakieś zastrzeżenia. Nie chcę tu przytaczać, bo szkoda klawaitury. Oni uważają, że romanse nic nie wnoszą. No mama nie, bo sama czyta i uważa, że czegoś się uczy. Wiecie ile mi pomogły romanse historyczne, na maturze z historii? No nic, ale na klasówce to tak Obrazek

Może słownictwo jest nieco ograniczone do jednego tematu, ale przeciez romanse mają różne serie. I tym zbijam argument taty, że nic nie wnoszą. Czasami mam ogromną ochotę mu przywalić. Bo ja przynajmniej czytam, nie ważne, że są to romanse. Czytam, w porównaniu do niego!

PostNapisane: 20 września 2007, o 16:39
przez dobi
własnie to strasznie dziwne, ze na słowo romans patrzą na ciebie z politowaniem albo zażenowaniem albo współczuciem (że taka płytka) i na siłę chcą cię trochę uinteligencić (ale stworzyłam słowo). Mojemu domowemu "zwierzątku" przyznaję się (i tylko jemu), że czytam romanse. Nie mam ochoty na te durnowate komentarze lub kiwania głową z uśmieszkiem pod nosem: "o! patrzcie blondynka!! romanse czyta!" Zupełnie tego nie rozumiem. Przecież w czytaniu chodzi o to zeby sprawiało czytelnikowi przyjemność. No i co z tego, że romanse, to nie jest wielka czy życiowa literatura. Ja mam rozrywkę i o to mi chodzi.

PostNapisane: 20 września 2007, o 16:49
przez Gość
Jakbym chiała czytać literaturę popularną lub ziejącą symboliką, to bym wróciłą do szkoły i zabrała się za listę lektur. Wg mnie ksiązki mają sprawiać nam przyjemnośc i odprężać, a nie męczyć mózg rozważaniami filozoficznymi. A romanse spełniają każdy z tych warunków. Są nieskomplikowane i czasami ciekawe. A to wystarczy.

PostNapisane: 20 września 2007, o 16:54
przez Lilia ❀
AMEN.

PostNapisane: 20 września 2007, o 16:57
przez jola
dokładnie, po całym dniu pracy i codziennych problemów przyjemnie jest dla odmiany poczytać coś lekkiego i przyjemnego

PostNapisane: 20 września 2007, o 17:50
przez dobi
a przecież niektóre z tych książek mimo że łatwe, proste i przyjemne są uznane w literaturze. Tak np. Jane Austen. O jej książkach dzieci chociażby w USA uczą sie na lekcjach... więc może to nie jest aż tak płytka literatura

PostNapisane: 20 września 2007, o 18:22
przez Fringilla
Literatura popularna czyli ta znana, reklamowana, polecana oficjalnie i o której uczy się w szkole?





dobi - jeżeli romanse nie są wielką i życiową literaturą, to czym są?

Piszecie, że sprawiają przyjemność, są lekkie, są rozrywką. Wstydliwą przyjemność? Obrazek



Proponuję grę słowną :lol:

Romanse są jak [tu wstaw słowo]

i ewentualne uzasadnienie.

PostNapisane: 20 września 2007, o 18:51
przez Fringilla
dobi - Jane Austen, Margaret Mitchell i mnóstwo innych przecież Obrazek



ja mam wrażenie, że u nas nie tylko romans ma problem. Literatura kobieca tez ma. W krajach anglojęzycznych mają w sumie ponad 50letnią tradycję pisania o literaturze dla kobiet pisanej przez kobiety (w większości). Ale o tym może trochę później...



to, co czytamy, nazywamy romansami, a czasami harlekinami. chociaż jest różnica, prawda? harlekin wywołuje chyba gorsze skojarzenia.



jakie definicje znajdziemy (jeżeli nie zdażyło nam się szukać wcześniej Obrazek w Encyklopedii PWN (http://www.pwn.pl)?



romans [fr.], lit. gat. epiki przedpowieściowej, (...) także termin oznaczający od poł. XIX w. typ literatury bulwarowej, powielającej fabularny schemat intrygi miłosnej.



a w Słowniku Języka Polskiego (tamże)?

*

romans

(...)

2. «lekka powieść o tematyce miłosnej, zwykle pozbawiona wartości artystycznych»

3. «utwór o fabule bogatej w wątki przygodowo-awanturnicze, należący do gatunku epiki powstałej przed ukształtowaniem się powieści»

(...)

romans rycerski «średniowieczny utwór o tematyce bohaterskiej i miłosnej»



To co, jak czujemy się czytając coś, co "zwykle jest pozbawione wartości artystycznej"?

A jak się czujecie, kiedy ktoś stwierdza: "ubieracie się bez smaku i gustu. Zwykle."?



I dlaczego wielki angielski artykuł na wikipedia.org "Romance novel" nie ma tłumaczenia na polski?

PostNapisane: 20 września 2007, o 20:13
przez pinksss
oraz dzieci na filologii angielskiej Obrazek

PostNapisane: 20 września 2007, o 20:17
przez pinksss
nie będe się powtarzać bo juz to napisałam w romansach hist. my polki - matki zony (nie daj boże kochanki - wisłockiej omal nie zlinczowano) kucharki sprzątaczki mamy czytać tylko literaturę budującą żeby nie daj boże nasze dzieci się nie zniemczyly/zrusyfikowaly ...

no i wiecie co? niestety mamy mało polskich autorek piszących romanse- gdyby odbywaly sie spotkania z autorkami, istniały fankluby i takie tam czytelniczki romansów wywalczyłyby swoje prawa

PostNapisane: 20 września 2007, o 21:17
przez Fringilla
a jak to szło z tym materiałem budowlanym? :lol:



co do polskich pisarek - zgadzam się. No bo kto?

(oprócz sapkowskiego i kossakowskiej :twisted:



ps.czy tylko mi "Nad Niemnem" kojarzy sie jako niezły przykład na preromans?

PostNapisane: 20 września 2007, o 21:34
przez Hebe
Romans to bardzo szerokie pojecie. Dla mnie to historie z wątkiem miłosnym (dużym wątkiem miłosnym Obrazek ) i tak np ja Potop traktuje jak właśnie taką historię miłosną (inaczej bym tego nie przeczytała i to dobrowolnie, bo chyba nie dla obrony Częstochowy zmogłam trzy tomy piękną czerwcową nocą parę lat temu). Jest mężczyzna - Kmicic, hulaka i jest kobieta - Oleńka. Facet aby ją zdobyć zmienia się. Jak w wielu współczesnych romansach. I jest ta trzecia w nim zakochana (ale Hoffman popsuł film nie umieszczając tego wątku w scenariuszu). Jak nic romans z wątkiem historycznym.

Ps. Pewnie zaraz odezwą się oburzone głosy jak mogę z tak wielkiego dzieła robić "romans" ale to moje zdanie i jeśli to nadinterpretacja to trudno. Podobną nadinterpretację zrobiłam z Nad Niemnem, jak wyrzuci się (nie znaczy nie przeczyta) opisy przyrody i szczytne hasła typu praca u podstaw itp. to robi się całkiem niezła książka Obrazek

PostNapisane: 20 września 2007, o 21:53
przez Fringilla
Przywołując zuzyty juz z lekka cytat "Sienkiewicz jest pierwszorzędnym pisarzem drugorzędnym" z przyjemnością zakwalifikowałabym większość twórczości kolegi do kategorii "romans" i to pełną gębą :lol:

no a Quo vadis, Krzyżacy, że o reszcie Trylogii nie wspomnę? Wszystkie klasyczne schematy.



Pytanie: czemu Ludzie bezdomni Żeromskiego to beznadziejna książka? Bo główny bohater na końcu okazał się totalnym cieniasem nie potrafiącym sprostać wyzwaniu budowania związku z kobietą. Którą podobno kocha... o ile pamiętam...

no, wyżyłam się.



Pinks - nasza literatura to faktycznie jakieś pole cholernych mizoginicznych indywidualistów jw. co to w imię zachowania nie wiem czego (polskości?) wybierają samotną drogę. i ogólnie marudzą. A kobieta siedzi w domu i spełnia posłannictwo (jakie?).



Hebe - Nad Niemnem kobieta pisała przeciez i to niezbyt zgorzkniała :lol:

a ja nie wierzę w nadinterpretację Obrazek

PostNapisane: 20 września 2007, o 21:54
przez Fringilla
a dla mnie romans to bunt.

a jego czytanie to wyraz tegoż.

PostNapisane: 21 września 2007, o 00:42
przez pinksss
sama nie wiem czym poprzeć bo mi juz konczyn zabrakło! w dodatku sienkiewicz walił same happy endy w trylogii, krzyzakach quo vadis (moze w michałkiem mu się omskneło :wink:

ha! ale jak kilka razy powiedziałam na polskim w dawno zamierzchłych czasach licealnych co myslę o tym tłuku judymie to do konca byłam pod kreską :twisted:

PostNapisane: 21 września 2007, o 01:07
przez Fringilla
happy end to podstawa :wink:



z judymami trzeba walczyc. szprycuje się takimi postawami młodzież a potem mamy efekty na ulicach: albo chamstwo albo emocjonalne rozchwianie na bazie przeintelektualizowania emocjonalnego. Obrazek



dlatego dla mnie romans to bunt, jak pisałam wyżej: wobec ról narzucanych, kompromisów wymuszanych, "niesienia swego krzyża", zasady sztuka=cierpienie, życie=ból, a happy end to mit, pseudointelektualizmu itd itp.





:lol:

PostNapisane: 21 września 2007, o 11:01
przez dobi
rzeczywiście ciężko nie zgodzić się z tym, że czytanie romansów to bunt, a w szczególności tzw. harlequinów. W końcu przyznając sie do tego, robi się wielki coming out. No a jeśli geje mogą, to czemu nie czytelniczki romansów Obrazek

PostNapisane: 21 września 2007, o 13:11
przez Fringilla
Obrazek Obrazek Obrazek dobre hasło :wink: