przez Magadha » 1 maja 2012, o 11:21
Do tamtego momentu przed północą 31 grudnia w moim życiu nie działo się nic ciekawego. Poza siostrą, którą zresztą widuję bardzo rzadko, nie mam żadnej rodziny. Dni upływały mi pomiędzy wydziałem germanistyki, gdzie pracowałem jako asystent, a moim ciemnym mieszkaniem.
Gdyby nie zajęcia z literatury, prawie nie spotykałbym innych ludzi. W czasie wolnym, poza przygotowywaniem egzaminów i sprawdzaniem prac, oddawałem się czynnościom typowym dla nudnego, starego kawalera: książki czytane często po kilka razy, muzyka klasyczna, gazety... Codzienna rutyna, w której najbardziej emocjonujące były wyprawy do supermarketu.
Od czasu do czasu w jakiś świąteczny dzień przyznawałem sobie nagrodę i szedłem do kina Verdi na film w wersji oryginalnej. Zawsze na przedostatni seans. Wychodziłem z kina równie samotny, jak do niego wchodziłem, ale przynajmniej miałem jakieś zajęcie przed snem. A potem, w łóżku, oglądałem folder opisujący film: zawierający dane techniczne, pochlebne recenzje (krytycznych nigdy się nie zamieszcza), niekiedy zaś wywiad z reżyserem lub którymś z aktorów.
Nigdy się jednak nie zdarzyło, abym zmienił opinię o obejrzanym filmie. Potem gasiłem światło.
Właśnie wtedy ogarniało mnie bardzo dziwne uczucie. Obawa, czy jeszcze się obudzę. Co gorsza, zaczynałem obliczać, ile dni, a nawet tygodni może minąć, zanim ktoś zauważy, że umarłem.
Niepokoiło mnie to od czasu, kiedy przeczytałem, że jakiś Japończyk został znaleziony w swoim mieszkaniu trzy lata po śmierci. Jak widać , nikt nie odczuł jego braku.
Ale wróćmy do winogron. Myśląc o bezpowrotnie utraconych godzinach, odliczyłem dwanaście gron i ułożyłem na talerzyku. Naprzeciwko postawiłem małego sampana i kieliszek. Nigdy nie przepadałem za alkoholem.
Otworzyłem butelkę za sześć dwunasta, bo nie chciałem się spóźnić. Później włączyłem telewizor i nastawiłem program, w którym pokazywano ten słynny zegar, chyba na Puerta del Sol. Za parą pięknych i wytwornie ubranych prezenterów falował rozentuzjazmowany tłum i strzelały korki. Niektóre osoby śpiewały, a inne machały rękoma, żeby dostrzegła je telewizyjna kamera.
Jak dziwnie wyglądają bawiący się ludzie, kiedy ogląda ich człowiek samotny.
Wreszcie wybiła dwunasta, a ja wypełniłem rytuał, wkładając do ust po jednym winogronie przy każdym uderzeniu zegara. Pijąc szampana, nie mogłem przezwyciężyć wrażenia, że jestem śmieszny. Dałem się złapać na haczyk tradycji. Czy ktoś mi kazał uczestniczyć w tej pantomimie?
Stwierdziłem jednak, że zagadnieniu nie warto poświęcać więcej uwagi, toteż wytarłem usta serwetką i zgasiłem telewizor.
Kiedy się rozbierałem, żeby pójść do łóżka, z ulicy dobiegały wybuchy śmiechu i huk petard.
„Jak dzieci” – pomyślałem gasząc światło, zamknąłem za sobą kolejny dzień.
Miłość przez małe m - Francesc Miralles
Niestety podoba mi się ten fragment dlatego, że to jakbym patrzyła w lustro. (poza obawą, że moja śmierć nie zostanie zauważona natychmiast)
Myślę i czuję. Jestem weganką.Każdy z nas jest jak antena radiowa. Człowiek może dostroić się do odbioru audycji z nieba, ale może też odbierać przekaz prosto z piekła. Tak przejawia się wolna wola każdego człowieka. [Bruno Groninig]Nie mam czasu czytać forum