Uf,
to był ciekawy miesiąc, bo parę wartych zapamiętania tytułów (swoją droga wsiąkłam w okołofantastyczne i paranormalne klimaty) i parę "co ja czytam...
" (co nie znaczy, że złe, ale... czasem trochę szczęka się luzowała
)
Na pewno w topce wyczekiwana Cait Nary i jej
Lucky Bounce czyli rodzinno-hokejowy nisko-angstowy romans, gdzie może niewiele się dzieje, ale za to jak
A propos rozmów o "pójście w kanon dla podniesienia liczby czytelniczek": mam trochę obaw, że autorka, pisząca w rytmie specyficznym (mnie pasującym na maksa) nie spotyka się z wystarczająco pozytywnym odzewem czytelniczym :niepewny (ogólnie może wpaść w mocno niszową przestrzeń...).
Odkrycie to zdecydowanie A.H. Lee i jej 3-tomowy cykl
The Knight and the Necromancer (objętościowo to jedna gruba książka
plus epilogi
Bardzo sympatyczne magiczne fantasy z wymieszaniem elementów i średniowiecznych, i wczesno-dziewiętnastowiecznych
Tam z kolei dzieje się bardzo dużo (i bardzo sensownie), ale i tak na pierwszym planie są bohaterowie. W ogóle uznanie dla autorki, jak umiejętnie wplata tak dużą liczbę drugoplanowych postaci... Ani razu się nie pogubiłam i w ogóle fajnie się śledziło opowieść
Bardzo zgrabne zakończenie, oparte nie o czystą akcję ale o budowane przez całą fabułę relacje między ludźmi.
Dalej bardzo sympatyczne
The Royal Curse Eliot Grayson - no lubię osobę autorską
a tu mnie zagięła, bo myślałam, że będzie bardziej fantasy, mniej erotyki, ale ok
No S.P. Wayne i jego Winter Wolf (część 1 Axton and Leander).
Mega sympatycznie i... uspakajające przedziwnie
już się zachwycałam
tutaj. Mam 2 kolejne części.