To teraz ja się ustosunkuję
Ad 1 i 2. Jakość spada, wydaje mi się, za przyczyną głównie tego, że starzy, dobrzy autorzy przeżywają kryzys, być może związany z tym, że wciąż poruszają się po tych samych obszarach zainteresowań, wciąż powielają ten sam schemat, w wyniku czego nowicjuszom trudno znaleźć dla siebie miejsce na starych ścieżkach. Na nowe zaś boją się wejść i zapewne wydawcy im na to nie pozwalają. Ma to swoje przełożenie i na tworzenie postaci, na fabułę i nawet na szczegółowość powieści. Autor, który pisze dziesiąty raz książkę o czasach np. Regencji, przestaje bawić się w opisy, charakterystykę, szczegóły, bo ile razy można to samo, tym bardziej, że siłą rzeczy wszystko staje się oczywiste, a wtedy po co o tym wspominać? Szkoda
Ad 3. Fakt, kwestia seksu przestała być problemem i autorzy z tego nadmiernie korzystają ( a poza tym działa zasada, że seks wszystko sprzeda ). Nie mam nic przeciwko scenom erotycznym, może być ich dużo i mogą być graficzne. Jedna z pań pisała, że brak jej romantyzmu w opisach i coś w tym jest. Ale spójrzmy też na to z takiego punktu widzenia - jeśli mamy opis seksu z punktu widzenia czy też przez pryzmat faceta - o romantyczności nie ma mowy. Zwłaszcza, w romansie współczesnym.
Ja wymagam tylko jednego - dobrego uzasadnienia dla dużej ilości seksu w książce (Schone robi to dobrze). I zgadzam sie z tym, że brak mi odpowiedniego przygotowania pod scenę, czyli odpowiedniego napięcia seksualnego miedzy bohaterami. Jeśli tego nie ma, sceny od razu robią się mniej ciekawe.
Ad 4. Zgadzam się z Fringillą. Romanse z tymi motywami się przejadły, bo były zbyt mocno eksploatowane, a to wynikało z tego, że był na nie popyt.
Ad 5. Prawda, za mało jest takich romansów. A już w Polsce chyba w ogóle się takich nie wydaje. W tej chwili przypominam sobie jedną parę czarno - białą , drugoplanową u Nory Roberts. Podobnie się mają romanse o kobietach o rubensowskich kształtach, które nie idą na dietę. Po prostu są ładne, takie jakie są.
Ad 6 i 7. Mam jak u Fringilli
Ad 8. Hmm western nie jest polem moich zainteresowań, więc się nie wypowiem. ale liczę, że inni to zrobią
A teraz - Polska.
A w Polsce to jest tak, że ja romanse widzę tylko w postaci tłumaczeń. To, co czytałam po Polsku jest romansopodobne, albo jest nieudanym eksperymentem. Przez lata ten gatunek właściwie nie istniał i nie rozwinął się. Przynajmniej porównując nasz rynek do anglojęzycznego.
To, zaś co dostajemy w postaci tłumaczeń, to tylko fragment. Anglojęzyczni czytelnicy narzekają np. na nadmiar romansów z wampirami itd. U nas można powiedzieć o nasyceniu romansami historycznymi, natomiast te z wampirami są towarem bardzo poszukiwanym. O wilkołakach, wiedźmach, bohaterach przemieniających się w demony/zwierzęta itp. nie wiele można powiedzieć, bo praktycznie u nas tego nie ma. Podobnie się ma sprawa romansów z bohaterami różnych kultur, kobietami puszystymi, o zjawiskach nadprzyrodzonych.
Lepiej jest już w sferze scen seksu, ale chyba tylko przez przypadek. Dział o wpadkach tłumaczy - dowodem.
Romans historyczny? Jak napisałam jest tego u nas dużo, ale fajnie byłoby poczytać romans z akcja na terenie Polski, wiek dajmy na to XVI.