Najbardziej nie lubię, gdy:
1. Główni bohaterowie są „naj”- najbogatsi, najpiękniejsi i wszyscy się w nich zakochują naokoło (zwłaszcza w niej, bo z nim wszystkie lasie po prostu chcą iść do łóżka, bo taki jest „niezrównany” i szaleńczo przystojny). Ponadto bohaterka często opisywana jest jako nieprzeciętnie inteligenta, po czym przez ¾ książki zachowuje się jak głupia ci….a. No i oczywiście on już spał z każą (oprócz niej) a ona niedoświadczona dziewica.
Jest też problem czarnych charakterów (to mnie nawet jeszcze bardziej wpienia niż powyższe)- ci to dopiero są jednowymiarowi- jak już ktoś jest „zły” to tak do gruntu i całkiem- ani jednej pozytywnej cechy, a przy tym oczywiście- w przypadku faceta obleśny i obmierzły.
2. Znajdzie się równiej miejsce dla bohaterek feministek- zwłaszcza tych ze średniowiecza
i bohaterek chłopczyc (biegających w męskim przebraniu wcale nie dlatego, że tego wymaga fabuła, tylko dlatego, że…… no właśnie nie wiem czemu ), kochających przy tym wszelaką zwierzynę…..brrr
3. Drażni mnie również gdy w jakimś cyklu książek za dużo uwagi poświęca się parom z poprzednich powieści- czasem wręcz mam wrażenie, że tylko po to napisano kolejne części, żeby pozachwycać się jacy to oni są teraz szczęśliwi, pomijając przy tym brutalnie niby GŁÓWNYCH bohaterów.
4. Okładki (chyba nie ma sensu pisać czemu)