Zastanawiałam się mocno, czy do podzielenia się wrażeniami z lektury wybrać ten temat czy
Ostrzegamy! Kiepskie książki!Jak jest różnica? Hm, to jak między serio kiepsko napisaną, skonstruowaną i ogólnie nudną opowieścią a tytułami niekiedy tak... eee... straszliwie niespełniającymi moich standardów romansowych, że aż zasługującymi na uwagę (Bertrice Small) lub spełniającymi w iście pokręcony sposób (Diana Palmer... w większości
Rock Chick Regret aka polski
Zniewalający opiekun (kudos dla tłumaczki, jeśli to zamierzony wybieg tytularny...) autorstwa
Kristen Ashley to jest ciężki przypadek, wpadający w kategorię "mam zimne dreszcze po przeczytaniu i wzięłabym prysznic". Równolegle konsumuję dramatozowy ale zarazem romansowo mega pozytywny
Wolfsong (paranormal, mlm) i zaliczyłam też słodko uroczy przez przypadek jakoś wyciągnięty
Common Goal (hokeiści, mlm), co mnie emocjonalnie ratuje
Dawno tak mi czytelniczo romans nie przywalił, który zarazem skończyłam - ok, lekko kartkując chwilami, dlatego nie odważę się nazwać tego jakościowo 100% recenzją, może jakieś niuanse mnie ominęły...?
Zanim przejdę do sedna, to tylko tyle: smutno mi się zrobiło trochę, bo już od jakiegoś czasu chciałam popełnić esej "dlaczego hetero romanse są... dobijające współcześnie na tle romansów lgbt+" ale brałam pod uwagę, że może jednak w jakiejś dziwnej fazie jestem i mało szczęścia mam do tytułów. Jednak RCR przepełniło czarę.
Po RCR sięgnęłam, bo robiłam sobie zestaw tytułów z motywem niegdyś szeroko omawianym na Forum i mocno popularnym: bohater zawinił wobec bohaterki, ale czy adekwatnie odpokutuje? (czyli czołganie się śfini w wariantach skrajnych, patrz:
Whitney, moja miłość lub Eloisy James klasyka
Potent Pleasures) i przeglądałam rekomendacje.
RCR czyli tom 7 cyklu, którego osobiście nie znam ale słyszałam, wpadł na listę rekomendacji, a że miałam z jakiegoś powodu w biblioteczce, to z rozbiegu zajrzałam. I faktycznie wciągnęło mnie z początku (akcja zawiązująca toczy się szybko, więc raz dwa i już wiemy, na czym stoimy), bo byłam ciekawa, jak sobie bohater w tej sytuacji poradzi.
To był błąd. Znaczy: pytanie powinno było brzmieć CZY a nie JAK
Wprowadzenie (opis długi, bo faktycznie dynamicznie, szybko, gęsto, to na plus):
Bohaterka, Sadie, córka mafioza, który trafił do więzienia, czuje się zagrożona przez potencjalnych spadkobierców sektora osieroconego przez Tatę. Zgłasza się do agencji ochrony (ekhmkhm) prowadzonej przez speców szczycących się troską (taką emocjonalnie prawdziwą) o bezpieczeństwo kobiet i traktujących swoje klientki poważnie.
Znaczy: dla mnie już na pierwszy rzut oka - nie znam poprzednich tomów - firma, która tym się szczyci empatią, zrozumieniem i wsparciem profesjonalnym kobiet, a w gronie zatrudnionych sami faceci tez do kontaktów (pierwszych!) z klientkami potencjalnymi, wygląda... dziwnie...? A reputację prokobiecą buduje na wizerunku posiadania dziewczyn/narzeczonych/żon, które kiedyś wsparli/wyciągnęli z tarapatów i dziś otaczają (ekhkekhm "zniewalającą") opieką... Ale ok.
Sadie - piękność z nienagannym manicurem, po której widać forsę taty - powitana jest co najmniej chłodno już w recepcji: okazuje się, że jest byłą przyjaciółką jednej z grupy Kobiet Facetów Troszczących się o Inne Kobiety, a przyjaźń się rozpadła w sposób słabo sympatyczny (taki na poziomie licealnym:
Była Przyjaciółka usłyszała, jak Sadie nie broniła jej w gronie koleżanek ze lokalnej śmietanki przed wyśmiewaniem przez lokalną przysłowiową Królową Suk; ba, nie dowiedziała się ponadto, że Sadie w rewanżu wobec Królowej wyautowała jej męża... i doprowadziła do ogólnego ośmieszenia w towarzystwie
, bo... mąż Byłej Przyjaciółki zrobił wiele bardzo, aby przed nią to ukryć. Rany... to jest straszliwe na tak wielu poziomach w "dorosłym" romansie...).
Sadie trzyma się jednak, wieczna Lodowa Księżniczka, i wchodzi na konsultację z szefem firmy. W pomieszczeniu jest, a jakże, adekwatnie do sytuacji, drugi facet. Żeby było ciekawiej: to były pracownik Taty, a oficjalnie już - były agent DEA, który zbierał materiały na tegoż i po cichu (i hm, niezdarnie, ale nie każdy jest profesjonalistką) wspierany był w tym właśnie przez Sadie (która emocjonalne problemy z Tatą... ale to jeszcze ina opowieść). I pomógł wsadzić w końcu Tatę do kicia.
Ba, sytuacja jest etycznie jeszcze bardziej pokomplikowana - oprócz szefa agencji, który zimno traktuje klientkę "bo uraziła Koleżankę żony/dziewczyny i jest Zimną Suką" - Hektor, były agent, to obiekt fantazji Sadie, z którym miała jedno bliskie spotkanie pewnego wieczora, gdy jeszcze koleś udawał prawą rękę Taty. Na mocniejszym rauszu dziewczyna została zwyzywana przez kolegę od prowokacyjnych i zwodzących zdzir, gdy mimo wpływu alkoholu reflektuje się w momencie, gdy Hektor ma już ręce pod jej spódnica, że sytuacja jest słaba trochę, i mówi nie.
Łał.
Przyznam, że takie rzeczy to ja w lżejszej formie toleruję co najwyżej w romansach Anne Stuart. Z lat 80. A i to tylko w oryginalnych wydaniach "w epoce".
Wracamy do gabinetu. Jest Szef, jest Hektor, Sadie prosi o pomoc (jeszcze raz: zagraża jej czterech mafiozów walczących o schedę po Tacie). Hektor milczy, szef stwierdza, ze mają napięty grafik i daje wizytówkę kolegi (nawet nie sprawdza, że kolega jest dostępny czy tez też nawał pracy i uprzedzeń może stanąć na przeszkodzie). Sadie błaga (ok, na swój "zimnoksięzniczkowy" sposób i ok, nie podaje szczegółów, raczej powołuje się na przeczucie). Hektor milczy. Szef zamyka sprawę. Sadie wychodzi (i próbuje... być... miła... dla Hektora...).
Sadie po paru godzinach w sposób stwarzający zagrożenie dla życia i zdrowia w ruchu drogowym znów trafia swoim samochodem na parking Agencji. Zostaje podniesiony alarm: kobieta jest w stanie złym, pobita, bez bielizny, krwawiąca.
I się zaczyna seria scen jakże poruszających: Hektor między innymi zyskuje głos, zostaje zorganizowany transport do szpitala, wszyscy zaczynają się wzruszać, współczuć, nielegalnie wyciągać informacje o stanie zdrowie pacjentki (jeszcze raz, na cały szpital: TAK, ZOSTAŁA ZGWAŁCONA). Łzy w oczach kobiet, kamienna mina Hektora. Wszystkim jest Tak Przykro.
A potem jest gorzej.
Czy Panowie z agencji przeprosili za skopanie sprawy? Nie. Gdzieś tam w fabule to Sadie upewnia się, czy aby emocjonalnie im to nie dokucza, bo przecież nie powinno. Skądże, u nich wszystko ok. Obecnie Najlepsze Przyjaciółki otaczają opieką w sumie toksyczną, gdzie w dodatku wiesz, że cokolwiek im powiesz, to zostanie powtórzone ich partnerom. A oni powtórzą Hektorowi... (znaczy: para Najlepszych Przyjaciół Gejów ma ten sam grzech na sumieniu).
W połowie książki nie ma chyba też osoby w bliskim i dalszym otoczeniu Sadie, które nie wiedzą, że Została Zgwałcona, Biedactwo...
Brak mi słów...
A Hektor... o rany...
Jeśli ktoś potrzebuje kontrprzykładu, jak postępuje się z ofiarami gwałtu (mimo tego, że wiadomo - różne osoby reagują bardzo różnie i różnie sobie z traumą radzą, potrzebując różnych form wsparcia), to mamy Hektora...
Wiecie, że on od momentu poznania w domu Taty miał na nią oko i czekał, aż "sama przyjdzie"? Łącznie ze sceną w biurze? Czekał, aż sama poprosi o pomoc? A w dniu, gdy została pobita i zgwałcona, schrzanił sprawę, bo niby miał jej pilnować nieoficjalnie (to się stalking nazywa) ale poszedł się przespać z kimś innym dla odprężenia.
A jak się o tym dowiadujemy? Przy okazji. Nigdy nie jest skonfrontowany z Sadie.
Nie pada słowo przepraszam, ba, nawet nie ma rozmowy o sytuacji. Hektor poznaje kontekst Sadie - jak zrozumiała zajście w scenie "uwodzenia" jeszcze u Taty - i tak, jest mu przykro, ale czy coś to zmienia w jego stosunku do bohaterki? W ogóle o tym wspomina? Nie.
Hektor ją osacza na każdym kroku. Od szpitala - stała obecność i stałe "uspokój się, Sadie" po "daję jej 30 dni, potem jest moja". Wobec. Ofiary. Gwałtu.
Niby "wszystko w twoim tempie Mamacita"
(czy wspominałam, że mam nieprzyjemne dreszcze za każdym razem, gdy tak Sadie jest nazywana? No ale każdemu jego porno... chociaż znowu: mam wrażenie, że to też niekonsultowane z samą zainteresowaną i to to stanowi problem)
ale... skądże, zero presji i wciskania się intymną przestrzeń bohaterki.
Na sytuacje niezgodne z jego planem i wizją reaguje pasywno-agresywnie lub wprost agresywnie. I bohaterka to widzi plus próbuje na każdym kroku rozładowywać sytuację. I przepraszać, że to ona znów coś nie tak zrobiła. Ba, Hektor w ramach wyrównania z a emocjonalne "krzywdy" wymaga seksu. Od. Ofiary. Gwałtu.
Na wszelkie emocje z jej strony reaguje słowami, że powinna się opanować. Nie wypuszcza jej z objęć. Ofiary. Gwałtu.
W którym momencie mówi Sadie wprost, że chciałby z nią planować wspólną przyszłość, nie wspominając o "kocham cię"? - na saaaamym końcu. W swoim natywnym języku, nie jej. Hm... I w odpowiedzi na jej "kocham cię".
Pojawia się ciekawy twist w środku opowieści: Sadie rozsądnie dochodzi do wniosku, że sposób, w jaki Hektor ją traktuje, oznacza, że się na niej mści za odrzucenie - serio, no wygląda, jakby miała rację! To toksyczny typ w toksycznym środowisku i mało mnie rusza, że Kocha Mamę ("no skoro zapraszam cię na obiad do Mamy to chyba znaczy, że nie jesteś laską na jedną noc"
I kto na koniec będzie musiał się tłumaczyć z nieporozumienia i przepraszać nadąsanego faceta?
Hektor jest słabym, dąsającym się, emocjonalnie ograniczonym kolesiem, który w sumie - no przepraszam - nie potrafił nawet uchronić bohaterki przed ponownym porwaniem. I jakże symboliczne jest zakończenie: w ramach opieki Sadie nie jest wsparta edukacją, jak się bronić w przyszłości tylko otrzymuje kolejnego Zniewalającego Opiekuna...
No dobra, mam słabość do szczeniąt owczarków niemieckich
ale w tej sytuacji to... no, biedne szczenię... strach pomyśleć, jak zostanie potraktowane przez Hektora, gdy ten znowu schrzani sprawę, Sadie coś się stanie i... przecież to nie Hektora wina
Tę opowieść ratuje tylko postać całkiem silnej bohaterki, która jakoś faktycznie wobec całej toksyczności otaczających ludzi sprawia wrażenie, ze się trzyma i da radę w końcu.
Mam nadzieję, że za jakiś czas po prostu rzuci ich wszystkich w cholerę (no, ew. nie parę Najlepszych Przyjaciół Gejów, ale tez mam wątpliwości) - taka wizja potencjalnego HEA mnie podtrzymuje tutaj.
Całkiem sensownie wypada, serio, łącznie ze sceną, gdy Hektor zapowiada, ze skoro jest Jego Kobietą, to żyją na jego warunkach za jego pensję, bo On Nie Potrzebuje X i Ma Gdzieś, że Ona Ma Inne Przyzwyczajenia. Ale to prześwity jednak jedynie...
To mogłaby być ciekawa opowieść gdyby nie Hektor. Między innymi.
Rany, ma się ochotę zrzucić ze schodów (na których na początku siedzi zakrwawiona i sponiewierana bohaterka) nie tylko Hektora, ale i całą resztę Pseudo-Obrońców Kobiet w tej opowieści
Popaprańcy.
Ech, aż jak mi dziś wpadł tekst z NYT
This Isn’t Your Old Toxic Masculinity. It Has Taken an Insidious New Form. to pomyślałam: jak znalazł...
PS Do listy grzechów: każdy hetero facet jest opisany pod względem etniczności w kontekście atrakcyjności... No... lekki niesmak co najmniej. I wspomniałam o autowaniu bogom ducha winnego męża Nie-Przyjaciółki? I konceptu "świetnej Paczki Przyjaciółek" bardziej przypominającej Klub Żon (no bo z kim innym mam się przyjaźnić jak nie z partnerką Przyjaciela Mojego Faceta)?
1/10 za stan emocjonalny po lekturze.