Co to jest? - zapytał nagle Sinclair.
- Co?
Wskazał w górę.
- T o .
Zbyt rozleniwiona, żeby się ruszyć, lekko uniosła
głowę i zobaczyła siedzącą u wezgłowia małą
szarą papugę.
- Mungo Park.
- Mungo Park? Jak ten odkrywca?
- Tak. Któregoś dnia wleciał do kuchni. Wyglądał
na zagłodzonego. Kucharka chciała zrobić z niego
pasztet, ale się nie zgodziłam.
- Od dawna nas obserwuje?
- „Och, Sinclairze, jak cudownie" - zaskrzeczał
ptak.
- O, nie! - krzyknęła Victoria i ukryła twarz na
szerokiej piersi męża.
Sinclair parsknął śmiechem.
- To nie jest zabawne - oświadczyła, naciągając
kołdrę na głowę.
- Owszem, jest. - Objął ją i zaśmiał się jeszcze
głośniej.
- „Och, Sinclairze, jak cudownie".
- Jak długo żyją papugi? - zainteresował się Sin.
- Jeszcze pięć minut.
- Powtórzyłaś te słowa kilka razy, więc nie możesz
winić Mungo Parka, że dobrze je zapamiętał.
- Mama była wstrząśnięta, kiedy nauczyłam go
mówić: „Do diabła". Teraz dostanie apopleksji.
- Twoi rodzice też to robili, co najmniej parę razy.
- Tak, ale wątpię, czy im się podobało.
- A tobie?
- „Och, pocałuj mnie, Sinclairze".
[...]
- Nie, Mungo. Powtórz: „Do diabła!".
- „Och, zupełnie jak klacz i ogier".
Zamknęła oczy. Policzki jej płonęły.
- Znowu wczoraj podsłuchiwałeś, niedobry ptaku?
- „Teraz, Sin, teraz".
A więc chciałabyś wiedzieć, czy
zrobiłam jakieś obserwacje na temat: jak postępować
z mężem? Takie było pytanie?
— Tak, chyba o to mi chodziło — przyznała Claudia.
— Pierwszą rzeczą, z jakiej trzeba sobie zdać sprawę,
jeśli chodzi o właściwe postępowanie z mężami — zaczęła
Augusta tonem wykładowczyni — jest to, że mężczyźni
lubią myśleć o sobie jako o osobach, które rządzą
w domu. Widzą siebie jako głównodowodzących na
polu bitwy, a żony jako kapitanów, wykonujących ich
rozkazy.
— Rozumiem. To może chyba trochę irytować.
— Czasem tak. Bez wątpienia. Ale oni są trochę tępi
w pewnych sprawach i to daje nam szanse wygrania,
mimo ich przekonania, że to oni rządzą w domu.
— Tępi? — Claudia była wstrząśnięta. — Chyba nie
mówisz o Graystonie? On jest bardzo inteligentny, jest
uczonym. Wszyscy tak sądzą.
Augusta skwitowała to lekceważącym machnięciem
ręki.
— Z całą pewnością jest dostatecznie inteligentny,
jeśli chodzi o takie fakty jak bitwa pod Akcjum. Ale
muszę ci wyznać, że nie jest trudno utrzymać męża
w przekonaniu, że on o wszystkim decyduje w domu,
podczas gdy robisz to, na co masz ochotę. Czyż to nie
świadczy o tym, że są trochę tępi pod niektórymi
względami?
— Jest w tym pewna racja. Jak się nad tym zastanowić,
to rzeczywiście, nawet moim ojcem można
było w ten sposób pokierować. Jest tak zajęty swoimi
studiami, że nie zwraca uwagi na sprawy domowe. Ale
oczywiście wierzy, że jest głową domu.
— Myślę, że można to uznać za dość powszechną
cechę mężczyzn w ogóle. Doszłam do wniosku, że kiedy
kobiety nie odbierają im tego przekonania, oni łatwiej
zgadzają się na wszystko, wierząc, że sami decydują
nawet o najdrobniejszych rzeczach.
— Co to za fascynujące spostrzeżenie, Augusto.
— Prawda? — Augusta rozpalała się do tematu. -
Inną cechą mężów, jaką odkryłam, jest to, że nie
rozumieją w gruncie rzeczy, co jest istotne w zachowaniu
kobiety. Natomiast mają zwyczaj martwić się przesadnie
o zbyt duży dekolt sukni lub o to, że pojechałaś konno
bez asysty służącego, albo też o wydatki na takie
podstawowe rzeczy, jak nowy kapelusz...
— Augusto...
— Poza tym zalecałabym kobietom mającym wyjść
za mąż, żeby wzięły pod uwagę inną pospolitą cechę
męską, którą odkryłam. Jest nią skłonność do upierania
się przy swoim zdaniu, jeśli już raz wyrobili sobie opinię
na jakiś temat. I jeszcze jedno: mężczyźni są skłonni do
pochopnego wydawania opinii. I wtedy należy...
— Augusto...
Jednak Augusta nie dała sobie przerwać.
— I wtedy należy zrobić coś, żeby spojrzeli na ten
problem rozsądnie. Wiesz, Claudio, gdybym miała radzić
kobietom, na co zwracać uwagę przy wyborze męża,
powiedziałabym, żeby zwracały uwagę na to samo, co
przy kupnie konia.
— Augusto!
Augusta podniosła dłoń w balowej rękawiczce i zaczęła
wyliczać na palcach:
— Szukaj dobrej krwi, mocnych zębów, zdrowych
kończyn, unikaj stworzenia, które gryzie lub kopie;
strzeż się leniwego lub zbyt upartego. Nieznacznej tępoty
nie da się uniknąć, ale zbyt duża może oznaczać po
prostu głupotę. Krótko mówiąc, szukaj okazu posłusznego
i łatwego do tresowania.
Claudia zatkała sobie usta rękoma, a w jej oczach
zabłysło coś pośredniego między strachem a śmiechem.
— Augusto, na miłość boską, obejrzyj się.
Augustę przeniknęło nagle wrażenie grożącej katastrofy.
Odwróciła się powoli i stwierdziła, że Harry
i Peter Sheldrake stoją nie dalej niż dwa kroki za nią.
Peter z trudnością krył rozbawienie. Harry, jedną ręką
wsparty niedbale o pień drzewa, patrzył na nią z wyrazem
uprzejmego zaciekawienia. Ale w oczach miał podejrzany
błysk.
— Dobry wieczór, moja droga — rzekł cicho. — Proszę,
mów dalej. Przeszkodziliśmy ci w rozmowie z kuzynką.
— Wcale nie — odparła Augusta z pewnością siebie
równą tej, z jaką Kleopatra witała Cezara. — Mówiłyśmy
o zaletach, które powinien mieć dobry koń; czyż nie tak,
Claudio?
— Tak — powiedziała szybko Claudia. — O koniach.
Mówiłyśmy o koniach. Augusta jest prawdziwym autorytetem
w tej dziedzinie. Mówiła fascynujące rzeczy
o tym, jak nimi kierować.
Harry przytaknął.
— Augusta nigdy nie przestaje mnie zadziwiać zakresem
swej wiedzy o najdziwniejszych rzeczach.
Wyciągnął rękę do żony.
— Zdaje się, że zaczynają grać walca, madame. Mam
nadzieję, że zrobisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną.
Był to rozkaz, a nie prośba. Augusta zrozumiała to
bez trudności. Bez słowa wsunęła rękę pod ramię
Harry'ego i pozwoliła się poprowadzić do domu.
Alias napisał(a):Stażystów?
kejti napisał(a)::hihi:
I let out a totally undignified sound, and maybe,
maybe I get a little bit of snot on his shirt. He
doesn't even flinch. It must be love.
His Secretary Undone - Melanie Marchande
It’s close to midnight when we arrive at our own arena. I ride home in the Beemer with Tuck, while Garrett and Logan head for the dorms to spend the night with their girlfriends.
Ten minutes later, I pull into our driveway. Not a single light flickers in any of the windows, but I catch flashes from the television flickering behind the living room curtains.
The front hall is pitch-black when we step inside. I walk ahead of Tucker, kicking off my shoes as I fumble for the light switch.
I don’t get the chance to flick it, because a bloodcurdling shriek suddenly slices through the silence.
Before I can react, I’m showered from head to toe with what feels like a tidal wave of lukewarm liquid. Another scream shatters my eardrums, and I’m still struggling to figure out what the fuck is going on when something hard connects with my left temple.
Crack.
Pain swims in my head, and I hit the floor like a sack of potatoes.
Odsuwam się na bok i odbieram telefon, zanim zdąży włączyć się poczta głosowa.
— Hej, co tam? — pytam poirytowana.
— W końcu! — Zdenerwowany głos Garretta wślizguje się do mojego ucha.
— Po cholerę masz telefon, jeśli nie odbierasz, gdy ktoś do ciebie dzwoni? Lepiej, żebyś miała dobry powód, by mnie
ignorować, Wellsy.
— Może byłam pod prysznicem — gderam. — Albo sikałam. Albo ćwiczyłam jogę. Albo biegałam nago po dziedzińcu, wywołując
powszechne zgorszenie.
— Robiłaś coś z tych rzeczy? — dopytuje się.
— Nie, ale mogłam. Nie siedzę przy telefonie całymi dniami, czekając, aż się odezwiesz, durniu.
Chropawym śmiechem łaskocze moje wargi, a potem silne dłonie przykrywają moje palce, by powstrzymać mnie od rozpięcia paska.
— Bardzo doceniam ten entuzjazm, ale muszę cię spowolnić, Wellsy.
— Nie chcę wolno — protestuję.
— Twardy orzech do zgryzienia.
— Twardy orzech? Kim ty jesteś, moją babcią?
— Czy ona używa takich powiedzeń?
— Nie — przyznaję. — Właściwie to babcia klnie jak szewc. W zeszłym roku na Boże Narodzenie wypsnęło się jejSpoiler:
podczas kolacji i tata o mało co nie udławił się indykiem.
Garrett wybucha śmiechem.
— Chyba lubię twoją babcię.
— Jest bardzo słodka.
Dochodzę do drzwi szatni, z których właśnie wychodzi jeden z zawodników.
— Czy Garrett jest w środku? — pytam ostro.
Wygląda na przerażonego na mój widok.
— Tak, ale…
Mijam go bez słowa i chwytam za klamkę. Chłopak protestuje za moimi plecami.
— Nie powinnaś raczej wchodzić do śro…
Otwieram z impetem drzwi szatni i…
Penisy!
Matko święta.
Penisy, wszędzie.
Przerażenie uderza mnie z pełną siłą, kiedy uświadamiam sobie, co widzę. O Boże. Wpadłam na zjazd penisów. Duże penisy i małe penisy,
grube penisy i penisy w kształcie penisa. Nie ma znaczenia, w którym kierunku obrócę głowę, ponieważ wszędzie, gdzie tylko spojrzę, widzę
penisy.
Mój zawstydzony okrzyk przykuwa uwagę każdego penisa… eee, chłopaka znajdującego się w pomieszczeniu. W okamgnieniu w ruch idą
ręczniki i dłonie, przykrywając cały ten interes, a ciała przesuwają się pospiesznie, gdy tymczasem ja stoję przy drzwiach czerwona jak burak.
— Wellsy? — Logan z odkrytą klatką piersiową szczerzy się do mnie, jednym ramieniem oparty o szafkę. Wygląda, jakby starał się
powstrzymać od śmiechu.
— Penis Logan — chlastam językiem bez zastanowienia. — Cześć.
— Staram się, jak mogę, unikać kontaktu wzrokowego z resztą nagich mężczyzn kłębiących się w pomieszczeniu, wszyscy albo szczerzą się
w rozbawieniu, albo usiłują ukryć przerażenie. — Szukam Garretta.
Z ledwo powstrzymanym uśmieszkiem Logan wskazuje kciukiem na drzwi z tyłu, które, jak przypuszczam, prowadzą pod prysznice,
ponieważ sączy się przez nie para.
— Dzięki. — Rzucam mu wdzięczne spojrzenie i ruszam w tym kierunku, właśnie kiedy ktoś wyłania się z parującej przestrzeni.
Pojawia się Dean i widzę jego penisa.
— Hej, Wellsy — mówi, przeciągając samogłoski. Kompletnie niespeszony moją obecnością wędruje nago w kierunku swojej szafki,
jakby codziennie spotykał mnie w tym miejscu.
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości