sunshine napisał(a):Zoltan jest spoko ale ta historia cała mi się nie podobała
zobaczymy ja to będzie z Russelem
Papaveryna napisał(a):No nie da się go nie lubić
Czyli masz
psychotyczną gosposię, która włada nożami niczym jakiś
ninja. A Acheron kim dokładnie dla ciebie jest?
Nagle sytuacja zrobiła się niezręczna. Zakłopotanie obu
było tak wyraźne, że można by je nożem kroić.
– Aha – dodał Nick, gdy do niego dotarło, że nikt mu
niczego nie zamierza wytłumaczyć. Jak to mówią,
przeciwieństwa się przyciągają… – Jesteście bardzo
bliskimi przyjaciółmi, tak?
Kyrian zmarszczył brwi.
– Co masz na myśli?
Acheron spojrzał ze złością na Kyriana.
– On myśli, że jesteśmy parą.
Kyrian odsunął się od Acherona.
– Nie, nie i nie. Zdecydowanie nie. Nie, żeby Acheron
nie był przystojnym mężczyzną, choć nie powiem, żebym
zwracał na to uwagę. Nie gustuję w facetach.
Nick patrzył to na jednego, to na drugiego. Na pozór
wydawało się, że nie łączy ich nic poza faktem, że obaj są
niezłymi zabijakami.
– No to skąd się znacie? Bo, pomijając kasę, ty robisz
wrażenie zupełnie normalnego, podczas gdy Ash… nie
bardzo.
[...]
Nick zesztywniał.
– Czemu na mnie patrzysz, gdy mówisz o nerdach?
Ash pstryknął Nicka w połę jego koszmarnej,
hawajskiej koszuli.
– Normalni ludzie się tak nie ubierają.
Nick przesunął dłonią po przodzie koszuli i kiwnął z
przekonaniem głową.
– Halo, na mnie nawet to dobrze wygląda. Zresztą
patrzcie, kto to mówi. Po co nosisz okulary słoneczne w
domu, gdy w dodatku jest ciemno, nerdzie?
Ash uśmiechnął się pyszałkowato.
– Bo gdziekolwiek jestem, słońce świeci zawsze na
mnie.
– Posłuchaj, Nick. Nie lubię rozmawiać o swoich
mocach. Mało kto wie, co potrafię. Obdarzyłem cię
zaufaniem i zakładam, że dotrzymasz tajemnicy. Bo jeśli
nie… – Przechylił głowę na bok, jakby zerkał na niego
kątem oka zza okularów słonecznych. – Cóż, mamie na
pewno bardzo by cię brakowało.
– Nie tak bardzo, jak mnie samemu by mnie brakowało,
gdybyś mnie zabił. – Zamrugał jak dziewczyna i wtulił się
w ramię Asha. – Proszę cię, Ash, nie rób mi krzywdy. Nie
chcę umrzeć jako prawiczek. Daj mi przynajmniej szansę z
kimś się przespać, zanim mnie wyślesz na tamten świat.
Moja mama twierdzi, że muszę z tym poczekać do ślubu
albo przynajmniej aż skończę studia. Poczekasz z dziesięć
lat, zanim mnie wykosisz, co?
Ash odepchnął go.
– Ty naprawdę masz nie po kolei w głowie, wiesz?
– No, wiem. To przez tę całą farbę zlizaną ze ścian w
dzieciństwie. Smaczne, ale nieźle niszczy chromosomy.
- Podsumowując zatem... - powiedziała. - Chcą państwo mieć wesele dokładnie takie jak to z Wyspiańskiego?
- Tak! - Przyszła panna młoda entuzjastycznie pokiwała głową. - Ma być Chochoł, czapka z pawimi piórami. Aha, i dobrze byłoby, gdyby jeszcze zorganizowała pani następnego dnia grzybobranie.
- Zaraz, zaraz. - Krystyna potarła czoło. - U Wyspiańskiego nie ma grzybobrania. Grzyby zbierano, owszem, ale u Mickiewicza. W Panu Tadeuszu. I Telimenę mrówki gryzły.
- Mrówki? - Dziewczyna wyraźnie się wzdrygnęła. - Nie, mrówki nie. Już wiem! To może kulig?
- W środku lata? - zaoponowała właścicielka Idealnego Ślubu.
- Sztuczny śnieg można by rozrzucić! - Wpadł na pomysł narzeczony.
- Obawiam się, że to by mogło państwa trochę dużo kosztować. Zresztą latem chyba by się długo nie utrzymał... U Wyspiańskiego kuligu nie było. - Krystyna wytoczyła ciężką artylerię. - To w Potopie raczej, znaczy u Sienkiewicza. Może trzymajmy się jednak Wyspiańskiego. Zjawy też mają być?
- Zjawy? - Nie zrozumiała narzeczona.
- No tak. Wie pani: martwy narzeczony, zakrwawiony upiór, rycerz bez głowy...
- Jest pani pewna, że to wszystko jest w tej książce? - Powątpiewał młody człowiek.
- No oczywiście. Ale możemy nie uwzględniać. Chce pani za ciasne buty?
- Dlaczego ciasne? - oburzyła się. - Dobre będę miała!
- Bo pannę młodą w Weselu piły buciki. A pan młody doradzał jej, żeby zdjęła.
- I zdjęła? - Kobietę przeraziła wizja występów na bosaka. Co by koleżanki powiedziały?
- Nie. - Uspokoiła ją Krystyna. - Nie zdjęła. Upierała się, że na własnym weselu nie może być boso.
- To dobrze. - Odetchnęła z ulgą klientka. - Wiesz co, Łukasz? Ja już nie jestem pewna, czy chcę tego całego Wyspiańskiego. Może pani nam zaproponuje coś innego?
Krystyna przyjrzała się uważnie siedzącej naprzeciwko parze.
- Upały straszne zapowiadają na sierpień. To może coś z Faraona? Oni w tym Egipcie chodzili raczej rozebrani, to się goście nie zgrzeją i nie zapocą.
- Doskonale!
- Ale obawiam się, że jak państwo się rozbiorą po ichniemu, to ksiądz nie da wam ślubu. No i nie wszyscy weselnicy poczują się komfortowo tak... hm, bez ubrania - stwierdziła Krystyna, a widząc rozczarowanie na twarzach klientów, dodała natychmiast: - Więc mam lepszy pomysł. Wesele jak z Chłopów Reymonta. I nawet włosów nie będziemy musieli pani obcinać przy oczepinach, bo Jagna swoich obciąć nie dała.
- O! Chłopów to ja znam! Ale ta Jagna to jakaś strasznie puszczalska była... - Skrzywiła się dziewczyna. - Na taczkach ją wywieźli na końcu czy jakoś tak. Nie chcę później plotek w pracy. Wie pani, pracuję w amerykańskiej korporacji, a oni są strasznie uczuleni na takie rzeczy.
- Jagnę wywieziono na furze z gnojem - poprawiła odruchowo Krystyna i natychmiast dodała: - Nie musimy aż tak dokładnie trzymać się pierwowzoru...
- Ale my mieliśmy nadzieję, że to się tak da dokładnie jak w książce. Tylko bez tej fury na końcu.
- Nie ma problemu. Nie wiem tylko, czy któryś z gości da sobie odrąbać nogę w stodole...
Tego już było młodej parze za wiele. Odjechała sprzed firmy z piskiem opon.
- Co im się tak śpieszyło? - zapytał Hubert, wchodząc do biura.
- Chcieli mieć wesele w literackowiejskim stylu, ale jakoś nie odpowiadała im żadna propozycja.
Krystyna zdała bratu dokładną relację z dyskusji.
- No, ja im się nie dziwię... - Podsumował Hubert po wysłuchaniu całości. - Pomyśleli, że ty jakaś psychopatka jesteś albo co. Parobek z odrąbaną nogą, zakrwawiona zjawa? Trzeba im było zaproponować wesele w stylu Nad Niemnem. Mógłbym nawet zagrać tego dziadka, co bez przerwy szuka faceta, z którym uciekła jego żona. Może im zaproponuj, jak wrócą?
- Obawiam się, że już nie wrócą... - westchnęła Krystyna i chciała coś dodać, ale właśnie zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę. - Tak. Idealny Ślub. Chcieliby państwo urządzić wesele w stylu lat dwudziestych? Oczywiście, zapraszam. Może jutro o szesnastej? Czekam w takim razie i do zobaczenia.
- Czyli jednak będą klienci i będą pieniądze! - Ucieszył się Hubert. - Wesele w stylu lat dwudziestych? Doradzić ci coś?
- Nie!
- To ci coś doradzę. Zaproponuj im inscenizację Bitwy Warszawskiej. Robiłbym za księdza Skorupkę. Przewrotu majowego w sierpniu bym nie sugerował. No chyba że goście się schlają i sami zaczną się okładać na moście.
- Zaraz ja ci przyłożę, jak nie przestaniesz bredzić! - Krystyna zamachnęła się gipsowym duetem pastereczki i kominiarczyka, który trzymała na biurku, żeby robił atmosferę. - Jak cię słucham, opadają mnie poważne wątpliwości, czy mogę ci zostawić prowadzenie interesu na kilka dni. Chyba będę spokojniejsza, jak odwołam ten nasz wyjazd do pensjonatu...
- Nie ma mowy. Dostałaś zaproszenie i masz jechać! Jak się nazywa to miejsce?
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości