Trochę z innej beczki:
Znów się migam, pomyślała i przesunęła palcami po krótkich, lekko
wzburzonych, brązowych włosach.
Przebrnęła przez zestawienia wydatków i przekazała je wyżej. To teraz
nie jej zmartwienie, doszła do wniosku, niemal przekonana o słuszności
swojego postępowania. I właściwie gdzie jest napisane, że właśnie teraz
musi przystąpić do sporządzania ocen pracowników?
– Zadanie ukończone. Zamknąć pliki.
Nie mogę wykonać polecenia – odpowiedział komputer.
– Skończyłam pracę.
Nieprecyzyjne oświadczenie. Zgodnie z wcześniejszym poleceniem
przed zamknięciem systemu należy zakończyć wszystkie wymienione
raporty i oceny. To polecenie porucznik Eve Dallas może zmienić tylko
ona sama w przypadku pożaru, ataku terrorystycznego, najazdu
kosmitów albo śledztwa, wymagającego jej uwagi...
Jezu, naprawdę zaprogramowała coś takiego?
– Zmieniłam zdanie.
Zgodnie z wcześniejszym poleceniem, zmiana zdania, zmęczenie,
znudzenie i inne kiepskie wymówki nie mogą stanowić podstawy do...
– Ugryź mnie – mruknęła Eve.
Nie mogę wykonać...
– Dobrze już, dobrze. Komputer, wyświetlić w porządku
alfabetycznym poprzednie oceny pracy wszystkich podlegających mi
funkcjonariuszy.
Znów wzięła się do roboty. Wprowadziła to przeklęte polecenie, żeby
się zdyscyplinować... I ponieważ każdy z jej podwładnych zasługiwał, by
poświęcić mu czas i uwagę, jakich wymaga rzetelna i sprawiedliwa ocena
pracy.
Uporała się z Baxterem, dwójką Carmichaelów i właśnie się brała do
Jenkinsona, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
– Czego? – Spojrzała gniewnie na Peabody, gdy jej partnerka je
otworzyła. – Czy chodzi o najazd kosmitów?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Przyszedł do nas jakiś facet. Jest bardzo
roztrzęsiony. Twierdzi, że może rozmawiać tylko z tobą. Mówi, że to
sprawa życia i śmierci.
– Naprawdę? – Eve się ożywiła. – Komputer, odwołuję polecenie w
związku ze sprawą życia i śmierci. Zapisać zmiany w plikach.
Konieczne potwierdzenie... uwagi i to kwestia życia i śmierci.
– Peabody, powiedz tej przeklętej maszynie, że ktoś wymaga mojej
– Ach. Komputer, detektyw Delia Peabody musi się skonsultować z
panią porucznik w pilnej sprawie.
Potwierdzenie zaakceptowane. Zapisuję dane. Nie wytaczam się...
Poirytowana Eve uderzyła komputer dłonią.
– To oburzające, kiedy własny komputer nie wierzy ci na słowo.
– Wydałaś takie polecenie, żeby się nie móc wymigać od pracy
papierkowej.
– Mimo wszystko. Przyślij tu tego nieszczęśnika ze sprawą życia i
śmierci.
I jeszcze to:
Pociągnęła długi łyk wina.
– Brakowało mi go. Brakuje mi Peabody, jej bystrości umysłu i
opanowania. Brakuje mi Feeneya, i Mavis, i naszej sali wydziału. Cholera,
jest tak źle, że nawet brakuje mi Summerseta.
Kiedy Roarke wydał z siebie jakiś odgłos, spojrzała na niego, mrużąc
oczy.
– Jeśli kiedykolwiek mu wygadasz, co powiedziałam, ogolę cię na
łyso, kiedy będziesz spał, włożę ci różowe majtki z falbankami i cię
sfilmuję. Potem wystawię film na aukcji i sprzedam za kupę forsy.
– Zapamiętam to sobie – odrzekł i pomyślał: Oto Eve. Cała Eve.
Robb J.D. "Śmierć w Dallas"